GieKSa popłynęła (z) Wartą w kierunku 2. ligi. Kto rzuci koło ratunkowe?
W środowy wieczór katowicki GKS miał zapewnić sobie utrzymanie z nie walczącą już o nic Wartą Poznań, lecz zamiast tego musiał przyjąć nokaut, i to w pierwszej rundzie. Dzięki zwycięstwu przy Bukowej, Zieloni przerwali serię 7 meczów bez porażki na wyjeździe.
fot. Mikołaj Suchan/Polskapresse
GKS Katowice - Warta Poznań 0:3 (0:3) - czytaj zapis naszej relacji live z meczu
Sabotażyści w defensywie
GieKSa rozpoczęła w identycznym zestawieniu, jakim zagrała w Szczecinie. W spotkaniu sprzed 4 dni nieźle wyglądała gra w wykonaniu podopiecznych Rafała Góraka, szczególnie w pierwszej odsłonie. Tym razem, przed własną publicznością, katowiczanie zaczęli dramatycznie.
Prawa strona obrony GKS-u dziurawa była jak ser szwajcarski, co skrzętnie wykorzystali warciarze. Pierwszej groźnej sytuacji zapobiegł jeszcze Jacek Gorczyca, ale po kilkunastu sekundach nie był w stanie nic zrobić. Dobre dośrodkowanie Rafała Kosznika zamykał Piotr Reiss, który uderzył niezbyt czysto, ale piłka po koźle od murawy pewnie zatrzepotała w sieci. Kilka minut później ogromne zamieszanie w polu bramkowym gospodarzy na gola zamienił Piotr Giel, który leżąc okazał się sprytniejszy od Adriana Napierały. Po 10 minutach przy Bukowej, miejscowi powędrowali prosto na deski.
A nie był to jeszcze koniec egzekucji. W 17. minucie niemal identyczną sytuację jak w 4. minucie zmarnował tym razem Reiss, lecz przy tak grających katowiczanach, kolejny gol dla Warty wisiał w powietrzu. Raz jeszcze akcja zainicjowana na lewej flance trafiła w szesnastkę do Giela, który precyzyjnym uderzeniem w krótki róg po raz drugi pokonał Gorczycę.
Ciężko w to uwierzyć, ale przy wszystkich straconych bramkach palce maczał solidny do tej pory Adrian Napierała. Bierność kolegi z defensywy starał się naprawiać Bartosz Sobotka, który robił to na tyle nieumiejętnie, że poznaniacy i tak robili w polu karnym GKS-u dosłownie co chcieli.
Dwóch "magików" na trybunach, zero na boisku
Trzy gole ustawiły mecz. GKS starał się jeszcze ustrzelić coś przed przerwą, ale sytuacji sam na sam nie był w stanie wykorzystać Mateusz Zachara, a przed straconym do szatni golem, uratowała Wartę poprzeczką. Druga połowa odbyła się… bo musiała się odbyć. Dwie zmiany przeprowadzone przez Rafała Góraka niewiele wniosły ożywienia w poczynania miejscowych, którzy nadal grali nieporadnie i bojaźliwie. Goście z Poznania rzadko biegali, skupiając się na obronie korzystnego rezultatu. Warto wspomnieć o uderzeniu z 81. minuty autorstwa Bartłomieja Chwalibogowskiego, który po raz pierwszy poważnie przetestował w tym meczu golkipera gości, Jakuba Słowika.
Spotkanie stało na słabym poziomie, ale na trybunach pojawiło się kilka ciekawych osobistości. Zabrakło niestety prezes Warty, Izabelli Łukomskiej-Pyżalskiej, ale pojawiła się owacyjnie przyjęta przez kibiców wiceprezydent Katowic, Krystyna Siejna, świeżo upieczona członkini Rady Nadzorczej klubu. Na trybunie głównej zasiadło m.in. dwóch byłych piłkarzy, legitymujących się wspólnym pseudonimem - "Magic". Na stadion przy Bukowej zawitał Maciej Żurawski (w przeszłości łączony z Wartą, obecnie ambasador i skaut krakowskiej Wisły), a także asystent Macieja Skorży, Jacek Magiera. Jeśli kogoś obserwowali, to na pewno nie z ekipy GKS-u.
"Zejdźcie z boiska, nie róbcie z nas pośmiewiska"
Po raz kolejny na katowickim obiekcie nie zobaczyliśmy flag i transparentów, które w wyniku zmiany kłódki, chyba na dobre ugrzęzły w stadionowym magazynie. Ranga spotkania nie przyciągnęła rzeszy kibiców, którzy z każdym kolejnym meczem, w coraz mniejszej liczbie meldują się przy Bukowej. Doping miejscowych fanów był adekwatny do gry ich zawodników – nieśmiały, cichy, nieprzekonujący. Tradycyjnie już dostało się Centrozapowi ("kto nie skacze z Cetrozapu, hej, hej") i prezesowi Jackowi Krysiakowi ("Krysiak, Krysiak pakuj się"). Po trzeciej straconej bramce frustracja kibiców sięgnęła zenitu. Od tej pory nieudane zagrania zawodników GieKSy albo głośno wyśmiewali, albo oklaskiwali.
Pozytywny przełom nastąpił po przerwie, a konkretnie w 65. minucie. Wtedy to do tzw. młyna wszedł kilkuletni chłopiec, który od tej pory zaczął prowadzić doping, którego w drugiej połowie zwyczajnie nie było. Na okrzyk dzieciaka "wszyscy łapy w górę" poderwał się Blaszok i kibice zaczęli śpiewać, to co intonował do mikrofonu przedszkolak. Małej grupy fanów gospodarzy nie opuszczało też poczucie humoru, pojawiały się próby zaśpiewania "zagraj GieKSa jak za dawnych lat, jak za dawnych lat".
O to w najbliższym czasie może być ciężko. Przed katowiczanami dwa mecze wyjazdowe, w których stawką będzie utrzymanie. Spadek byłby dla GKS-u katastrofą. Jeszcze większą niż ma to miejsce obecnie. - Niestety, Warta mądrze grała. Wynik jest, jaki jest. Nasza sytuacja w tabeli jest bardzo ciężka, jesteśmy tuż nad kreską. Zostały nam 2 mecze, trzeba zrobić wszystko, by utrzymać 1. ligę w Katowicach. Musimy zrobić porządną analizę, wyciągnąć wnioski. W niedzielę czeka nas ciężki mecz na wyjeździe z Piastem. Jak zagramy tam tak jak dzisiaj, to nie mamy po co jechać - stwierdził "na gorąco" Napierała.
Zobacz również: