1 liga: Remis jak porażka. GieKSa prowadziła, ale po błędzie Wawrzyniaka z ŁKS-em zdobyła punkt
Blisko było niespodzianki w Katowicach. GieKSa grając w dziesiątkę aż po 90. minutę prowadziła z plasującym się znacznie wyżej w tabeli ŁKS-em 1:0. Najpierw zespół osłabił Adrian Frańczak, później we własnym polu karnym rywala ręką zagrał Jakub Wawrzyniak. Ostatecznie łodzianie wyrównali po jedenastce Jewhena Radionowa. Świetna zmiana napastnika.
Zaledwie cztery zwycięstwa w dziewiętnastu meczach tego sezonu odniósł GKS Katowice. Głównie wygrywał na wyjeździe i tak też zdarzyło się podczas lipcowego starcia w Łodzi. Gol Daniela Rumina z pierwszej połowy zapewnił gościom komplet punktów. Od tamtej pory sporo się zmieniło. Katowiczan objął Dariusz Dudek, lecz i on nie zdołał powstrzymać spadku na ostatnie miejsce w tabeli. Forma beniaminka natomiast nieustannie rośnie i na ten moment prowadzony przez Kazimierza Moskala zespół jest jednym z faworytów do awansu.
Faworytem był również w środowym spotkaniu. Nie odbyło się ono w pierwotnym terminie ze względu na powołania zawodników obu ekip do młodzieżowych reprezentacji. Piotr Pyrdoł, Jan Sobociński, Tymoteusz Puchacz i Adrian Łyszczarz spotkali się na zgrupowaniu kadry rocznika 1999 i późniejszych. Teraz od pierwszej minuty na murawie pojawiła się ostatnia trójka, a także Bartłomiej Kalinkowski, dla którego z pewnością było to szczególne przeżycie. Pomocnik trafił do ŁKS-u właśnie z Bukowej. Z tej decyzji może być zadowolony, nawet pomimo wyrównanej pierwszej połowy.
Łodzianie nie wyglądali wcale jak zespół plasujący się kilkanaście miejsc wyżej w ligowej tabeli. Na ich korzyść przemawiało jedynie odrobinę większe posiadanie piłki. Reszta statystyk układała się idealnie na remis, a lepsze boiskowe wrażenie robiła nawet GieKSa, która tworzyła sobie lepsze sytuacje. Choć futbolówka długimi minutami nie opuszczała środka boiska, częściej zaglądała jednak pod bramkę Krzysztofa Barana. I on nie miał jednak wielu okazji do interwencji, a zasiadający na trybunach Dariusz Dudek za bardzo nie mógł podziwiać bramkarskich umiejętności swoich kolegów po fachu.
Wraz z upływem czasu coraz lepiej prezentowali się gospodarze. Do nich też należała druga część gry. Mimo zmian w środku pola dokonywanych przez Moskala, łodzianie nie potrafili przebić się przez dobrze zorganizowaną defensywę GKS-u. Ten z kolei miał problem ze skutecznością, ale po godzinie wyręczył go Kamil Rozmus. Obrońca zupełnie nie odnalazł się po dośrodkowaniu z lewej strony i wpakował piłkę do własnej siatki. W mroźnym, listopadowym powietrzu wisiała więc niespodzianka.
Z uwagi na temperaturę oraz porę rozgrywania meczu, przy Bukowej nie brakowało pustych miejsc. Tych co zdecydowali się pojawić na stadionie w końcówce rozgrzały emocje. Katowiczanie prowadzili, ale przez ostatnie 20 minut musieli radzić sobie w dziesiątkę. Drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę obejrzał Adrian Frańczak. Sztab szkoleniowy łodzian dostrzegł w tym swoją szansę, dokonując ostatniej, ofensywnej zmiany. Do boju ruszył Jewhen Radionow, a wraz z nim do przodu rzucił się cały zespół. Nie miał już nic do stracenia, a kolejne rajdy przynosiły efekt.
Katowiczanie oglądali żółte kartki, arbiter wskazywał na stałe fragmenty gry, a kibice gości zaczęli rzucać na murawę race. Mecz nie został jednak przerwany, bowiem akurat w tamtym momencie gra toczyła się po drugiej stronie boiska. Na połowie gości była tylko przez moment. Łodzianie nie poddali się i w doliczonym czasie dopięli swego. We własnym polu karnym ręką zagrał Jakub Wawrzyniak i do rzutu karnego podszedł Radionow. Pewnym strzałem pokonał Barana, ratując swój zespół przed blamażem.
Przed pierwszym gwizdkiem łodzianie nie byliby zadowoleni z punktu, po zakończeniu spotkania optyka mogła się nieco zmienić. Tym razem nie powtórzyli porażki z lipca, a sam powrót po straconym golu daje powody do optymizmu. A GieKSa? Ten remis boli, zwłaszcza że drugie zwycięstwo na własnym stadionie w tym sezonie zdawało się być na wyciągnięcie ręki.