menu

1 liga: Remis jak porażka. GieKSa prowadziła, ale po błędzie Wawrzyniaka z ŁKS-em zdobyła punkt

28 listopada 2018, 19:56 | Kaja Krasnodębska

Blisko było niespodzianki w Katowicach. GieKSa grając w dziesiątkę aż po 90. minutę prowadziła z plasującym się znacznie wyżej w tabeli ŁKS-em 1:0. Najpierw zespół osłabił Adrian Frańczak, później we własnym polu karnym rywala ręką zagrał Jakub Wawrzyniak. Ostatecznie łodzianie wyrównali po jedenastce Jewhena Radionowa. Świetna zmiana napastnika.


fot. Krzysztof Szymczak

fot. Marzena Bugała-Azarko
1 / 2

Zaledwie cztery zwycięstwa w dziewiętnastu meczach tego sezonu odniósł GKS Katowice. Głównie wygrywał na wyjeździe i tak też zdarzyło się podczas lipcowego starcia w Łodzi. Gol Daniela Rumina z pierwszej połowy zapewnił gościom komplet punktów. Od tamtej pory sporo się zmieniło. Katowiczan objął Dariusz Dudek, lecz i on nie zdołał powstrzymać spadku na ostatnie miejsce w tabeli. Forma beniaminka natomiast nieustannie rośnie i na ten moment prowadzony przez Kazimierza Moskala zespół jest jednym z faworytów do awansu.

Faworytem był również w środowym spotkaniu. Nie odbyło się ono w pierwotnym terminie ze względu na powołania zawodników obu ekip do młodzieżowych reprezentacji. Piotr Pyrdoł, Jan Sobociński, Tymoteusz Puchacz i Adrian Łyszczarz spotkali się na zgrupowaniu kadry rocznika 1999 i późniejszych. Teraz od pierwszej minuty na murawie pojawiła się ostatnia trójka, a także Bartłomiej Kalinkowski, dla którego z pewnością było to szczególne przeżycie. Pomocnik trafił do ŁKS-u właśnie z Bukowej. Z tej decyzji może być zadowolony, nawet pomimo wyrównanej pierwszej połowy.

Łodzianie nie wyglądali wcale jak zespół plasujący się kilkanaście miejsc wyżej w ligowej tabeli. Na ich korzyść przemawiało jedynie odrobinę większe posiadanie piłki. Reszta statystyk układała się idealnie na remis, a lepsze boiskowe wrażenie robiła nawet GieKSa, która tworzyła sobie lepsze sytuacje. Choć futbolówka długimi minutami nie opuszczała środka boiska, częściej zaglądała jednak pod bramkę Krzysztofa Barana. I on nie miał jednak wielu okazji do interwencji, a zasiadający na trybunach Dariusz Dudek za bardzo nie mógł podziwiać bramkarskich umiejętności swoich kolegów po fachu.

Wraz z upływem czasu coraz lepiej prezentowali się gospodarze. Do nich też należała druga część gry. Mimo zmian w środku pola dokonywanych przez Moskala, łodzianie nie potrafili przebić się przez dobrze zorganizowaną defensywę GKS-u. Ten z kolei miał problem ze skutecznością, ale po godzinie wyręczył go Kamil Rozmus. Obrońca zupełnie nie odnalazł się po dośrodkowaniu z lewej strony i wpakował piłkę do własnej siatki. W mroźnym, listopadowym powietrzu wisiała więc niespodzianka.

Z uwagi na temperaturę oraz porę rozgrywania meczu, przy Bukowej nie brakowało pustych miejsc. Tych co zdecydowali się pojawić na stadionie w końcówce rozgrzały emocje. Katowiczanie prowadzili, ale przez ostatnie 20 minut musieli radzić sobie w dziesiątkę. Drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę obejrzał Adrian Frańczak. Sztab szkoleniowy łodzian dostrzegł w tym swoją szansę, dokonując ostatniej, ofensywnej zmiany. Do boju ruszył Jewhen Radionow, a wraz z nim do przodu rzucił się cały zespół. Nie miał już nic do stracenia, a kolejne rajdy przynosiły efekt.

Katowiczanie oglądali żółte kartki, arbiter wskazywał na stałe fragmenty gry, a kibice gości zaczęli rzucać na murawę race. Mecz nie został jednak przerwany, bowiem akurat w tamtym momencie gra toczyła się po drugiej stronie boiska. Na połowie gości była tylko przez moment. Łodzianie nie poddali się i w doliczonym czasie dopięli swego. We własnym polu karnym ręką zagrał Jakub Wawrzyniak i do rzutu karnego podszedł Radionow. Pewnym strzałem pokonał Barana, ratując swój zespół przed blamażem.

Przed pierwszym gwizdkiem łodzianie nie byliby zadowoleni z punktu, po zakończeniu spotkania optyka mogła się nieco zmienić. Tym razem nie powtórzyli porażki z lipca, a sam powrót po straconym golu daje powody do optymizmu. A GieKSa? Ten remis boli, zwłaszcza że drugie zwycięstwo na własnym stadionie w tym sezonie zdawało się być na wyciągnięcie ręki.


Polecamy