menu

Zespół drugiej szansy. Na co stać odnowione Torino?

21 września 2016, 11:57 | Szymon Janczyk

Letnie mercato we Włoszech zostało zdominowane przez Juventus do tego stopnia, że niektórzy mogli zapomnieć, że w Turynie równolegle istnieje drugi klub piłkarski. O Torino dotychczas mówiło się niewiele, a w Polsce zainteresowanie wzbudziło jedynie odejście Kamila Glika i zaskakująca decyzja Joe Harta. Co działo się w po drugiej stronie i na co stać Byki w nowym sezonie Serie A?

Nie jest łatwo być kibicem Granaty w Turynie. Torino na co dzień znajduje się w cieniu Juventusu, ale podczas mercato przewagę Starej Damy widać nadzwyczaj wyraźnie. Podczas gdy Stara Dama szastała pieniędzmi wykupując Gonzalo Higuaina i Miralema Pjanica, ich sąsiedzi zza miedzy próbowali poskładać w całość mocno rozbity zespół. Odejście trenera Giampierro Ventury zaburzyło spokój, który obecny selekcjoner reprezentacji Włoch zbudował podczas pięciu lat swojej pracy. Jego następca, Sinisa Mihajlović, dostał drużynę, z którą na dzień dobry pożegnali się: kapitan, oraz najlepszy asystent poprzednich rozgrywek. Do Kamila Glika i Bruno Peresa wkrótce dołączył również Nikola Maksimović, co postawiło Serba w niesamowicie trudnej sytuacji. W poprzednich latach Torino traciło bowiem swoich najlepszych zawodników, jednak tym razem podczas jednego mercato zdemontowano niemalże całą linię defensywy. To problem, którego nie da się naprawić tanimi i szybkimi zamiennikami.

Kłopoty Mihajlovica widać gołym okiem już w pierwszych spotkaniach nowego sezonu. Trzeba przyznać, że były piłkarz Interu nie ma ostatnio zbyt dobrej passy. Najpierw przez rok próbował reanimować trupa w Milanie, wywalczył nawet awans do finału Pucharu Włoch i... został zwolniony. Obejmując Torino, Sinisa miał zapewne nadzieję nieco odbudować swoją trenerską markę, którą wyrobił sobie, osiągając świetne wyniki z Sampdorią, jednak nie wszystko idzie po jego myśli. Mimo zdecydowanie mniejszej presji od tej, która towarzyszyła mu w Mediolanie, Granata zaliczyła falstart. Cztery spotkania, jedno zwycięstwo, osiem goli strzelonych i sześć straconych. Czternaste miejsce w tabeli z czteroma punktami na koncie. Statystyki strzeleckie nie są co prawda najgorsze, jednak jeśli bliżej przyjrzymy się bramkom straconym przez podopiecznych krewkiego Serba, otrzymamy pełen obraz tragicznej gry nowych defensorów Torino.

Trzy gole stracone z Milanem. Winni: Emiliano Moretti — środkowy obrońca, nie upilnował Carlosa Bakki. 35-latek popełniający szkolne błędy. Przy drugim trafieniu zawiniła już prawie cała defensywa. Najpierw piłka adresowana do Ignazio Abate bez problemu przeleciała przez przestrzeń osobistą Cristiana Molinaro, następnie Włoch zagrał futbolówkę do Bakki, którego strzał tym razem biernie podziwiał duet stoperów Moretti-Rossettini. Trzeci gol? Rzut karny. Faulował Joel Obi, pomocnik, który jest żywym dowodem na to, że cuda się zdarzają. Nikt bowiem nie potrafi racjonalnie wyjaśnić, jak ten facet zdołał zaliczyć 71 (!) występów w Interze. Idźmy dalej. Efektowna wygrana z Bolonią nieco pomogła Daniele Basellemu. Dzięki pięciu strzelonym bramkom każdy zdołał zapomnieć, że honorowe trafienie Sephira Taidera należy zapisać m.in. na konto Basellego, który łatwo stracił piłkę w środku pola. Co zrobił Taider? Przebiegł pół boiska, po czym precyzyjnie przymierzył. Porażka z Atalantą (1:2)? Najpierw błąd Joe Harta, później kolejna jedenastka. Tym razem w roli głównej wystąpił Lorenzo De Silvestri, który w niezwykle bezmyślny sposób powalił na murawę Alejandro Gomeza. Nie wiemy jeszcze jak długo i gorliwie modlił się Sinisa Mihajlović, ale chyba został wreszcie wysłuchany, bo w czwartej kolejce Torino w końcu zagrało na zero z tyłu. Żeby jednak nie było zbyt kolorowo — zagrało również na zero z przodu, więc radość Serba mogła być jedynie połowiczna.

Mihajlovicowi nie ma jednak zbyt wielkiego pola wyboru. Dotychczas wypróbował dwie pary stoperów: Moretti - Rossettini i Castan - Bovo. Wiekowo obydwie prezentują się podobnie: 35 lat - 31 lat i 29 lat - 33 lata, jednak nawet doświadczenie nie zapewnia nieomylności. Obrońcom zdecydowanie brakuje konkurentów, kogoś, kto mógłby z powodzeniem wskoczyć do składu i zyskać renomę Maksimovica lub Kamila Glika. Obecnie jedyną opcją zastępczą jest 22-letni Albańczyk Arlind Ajeti, który poza występem na Euro może się pochwalić niezłą połową sezonu w barwach Frosinone. Sami chyba przyznacie, że nie określilibyście takiego gościa nową nadzieją Granaty. Solidnie wyglądają natomiast boczni defensorzy, którzy pomimo wymienionych wyżej błędów, zdążyli już zanotować cztery asysty. W poprzednich rozgrywkach duet Molinaro — Peres zaliczył ich aż dziewięć, jednak siedem z nich należało do Brazylijczyka, który latem przeniósł się do Rzymu. W Turynie zastąpił go dobrze znany Mihajlovicowi jeszcze za czasów Sampdorii Lorenzo de Silvestre — zawodnik, który już parokrotnie pokazał swoje ofensywne usposobienie. Nie jest co prawda tak skuteczny, jak Peres, ale z pewnością wygląda lepiej niż następcy Kamila Glika i Nikoli Maksimovica. W międzyczasie pojawił się jednak kolejny problem, a mianowicie zerwane więzadła krzyżowe wspomnianego wcześniej Cristiana Molinaro. To już drugi lewy obrońca w kadrze Granaty, którego z gry wykluczył podobny uraz, więc jedyną możliwą opcją pozostaje wystawienie 21-letniego Antonio Barreki. Dla młodego zawodnika, który dotychczas grał jedynie na zapleczu włoskiej ekstraklasy, może być to niezwykle trudny i bolesny test. Defensywa Torino jest dziurawa jak szwajcarski ser, a analizując akcje bramkowe, można odnieść wrażenie, że pomyliliśmy spotkania i po raz kolejny oglądamy mecz Legii z Borussią. Problem w tym, że Legia miała przynajmniej Malarza. Byki mają Harta, który swoją paradą przeciwko Atalancie Bergamo udowodnił, że plan zawierzenia wyników w jego ręce nie był zbyt rozsądnym pomysłem.

Jeśli dobrnęliście do tego fragmentu to, prawdopodobnie, straciliście już wiarę w Torino. Na szczęście dla Sinisy Mihajlovica i kibiców Granaty im dalej od bramki, tym ciekawiej. Stratę doświadczonego Alessandro Gazziego powetowano sobie sprowadzając nieco młodszego Marco Valdifiorego i 19-letniego Sasę Lukica. Ponadto w kadrze jest jeszcze Giuseppe Vives, który przejął opaskę kapitańską po Kamilu Gliku. Najważniejszymi ogniwami i zarazem reżyserami gry w ekipie Mihy ma być dwójka młodych Włochów: Marco Benassi i Daniele Baselli. Starszy z nich, 24-letni Baselli, już w ubiegłym sezonie pokazał się z bardzo dobrej strony stwarzając najwięcej okazji bramkowych w całym zespole: 53, o 19 więcej niż drugi w klasyfikacji Peres. Był to zarazem 15. wynik w całej Serie A, dzięki czemu Baselli wyprzedził m.in. Lucasa Biglię z Lazio, Piotra Zielińskiego z Empoli, czy nawet... Paula Pogbę z Juventusu. Słabiej spisywał się Benassi (23 wykreowane sytuacje), jednak kapitan młodzieżowej reprezentacji Włoch to melodia przyszłości. Pocieszający może być fakt, że Baselli w jego wieku wypadał jeszcze słabiej, a jeszcze więcej pozytywów zobaczymy oglądając krótki filmik prezentujący umiejętności tego zawodnika.

Benassi w ostatnich dwóch sezonach osiągał zbliżone statystyki. Być może pod wodzą Sinisy Mihajlovica wskoczy wreszcie na kolejny poziom i wraz z Basellim zapracuje na miejsce w pierwszej jedenastce, a w przyszłości na transfer do lepszego klubu. Nie są to jednak jedyni zawodnicy, o których myśli się w Turynie w formie przyszłej. Samuel Gustaffson nie dostał jeszcze swojej szansy na zaprezentowanie się w barwach Granaty, ale w Szwecji pokazał już, że wie jak ściągać pajęczyny z okienek.

Druga linia Torino wygląda bardzo stabilnie. Oprócz młodych talentów i doświadczonych wyjadaczy znalazło się w niej miejsce także dla Afriyie Aquaha, który od kilku lat bez powodzenia próbuje podbić różne włoskie kluby, oraz dla Joela Obiego, którego w kategorii zagadek można postawić gdzieś pomiędzy Strefą 51 a klasycznym pytaniem jajko czy kura?

Każdy zespół musi mieć jednak swoją gwiazdę. Osobę, która wyciągnie drużynę z każdego, nawet największego dołka. Za takową robi w Turynie Andrea Belotti. Piłkarz, który przebył niesamowitą drogą: w trzy lata z Serie C awansował do rangi reprezentanta kraju. Ktoś może powiedzieć, że do Squadra Azzurra ściągnął go były trener, Giampiero Ventura, jednak wyczyny Belottiego nie mogły przejść nikomu koło nosa. Cztery gole w dwóch meczach to idealny początek sezonu dla każdego snajpera. Nic dziwnego, że Andrea szybko został ochrzczony nowym Ciro Immobile, który kilka lat temu dokonał niemożliwego i zdobył koronę króla strzelców jako zawodnik Torino. Umówmy się — wyczynu swojego poprzednika raczej nie poprawi, ale należy zwrócić uwagę jak sumienny jest to piłkarz. Obecny sezon: 10 strzałów, 4 bramki. Poprzedni: 48 strzałów, 29 celnych, 12 goli. Trzy lata temu: 37 strzałów, 19 celnych, 6 goli. Taki snajper doskonale pasuje do klubu pokroju Torino, które gra ofensywną piłkę i oddaje wiele strzałów na bramkę. O tym, jak ważnym jest ogniwem przekonaliśmy się kilka dni temu, podczas meczu z Torino. Kontuzjowany Belotti nie pojawił się na boisku (podobnie zresztą jak podczas meczu z Atalantą), a Granata nie potrafiła skierować piłki do siatki. Piłkarze z Turynu mieli ku temu sporo okazji, jednak szczęście sprzyjało rywalowi. Wcześniej wspominaliśmy o modlitwach Mihajlovica (który nawiasem mówiąc obejrzał spotkanie z wysokości trybun, to kara za niewłaściwe zachowanie podczas meczu z Atalantą), w tym miejscu należy dorzucić kolejny boski akcent. Strzały zawodników Torino wołały bowiem o pomstę do nieba lub, jeśli ktoś woli klasyczny komentarz rodem z FIFY: piłkarze z Turynu strzelali Panu Bogu w okno. Belotti jest z kolei lisem pola karnego. Zarówno rok temu, jak i w obecnych rozgrywkach, wszystkie bramki zdobył oddając strzał już w szesnastce. Sytuacje, które zmarnował młodziutki Boye, on mógłby zamienić na kolejnego hattricka.

Nie byłoby jednak Immobile bez Alessio Cerciego, dlatego w Turynie zadbano o to, by Belotti miał z kim grać z przodu. W tym celu Granata ściągnęła dwójkę wykolejeńców z Romy: Adema Ljajica (ostatni rok na wypożyczeniu w Interze) oraz Iago Falque. Obydwaj chcą się odbudować pod okiem Mihajlovica, jednak to Falque bliżej do wspomnianego Cerciego. Iago po świetnym sezonie w Genui (13 goli, 5 asyst) zmarnował rok w Rzymie, gdzie okazał się transferowym niewypałem. Hiszpan szybko wraca do formy — jest jednym z najgroźniejszych piłkarzy Torino w ofensywie (7 stworzonych okazji), a ponadto zdołał już strzelić piękną bramkę z rzutu wolnego. Nieco gorzej przedstawia się sytuacja Ljajica, który w pierwszych dwóch występach dwukrotnie schodził z boiska z kontuzją jeszcze przed przerwą. Obecnie pauzuje, a jego miejsce zajął dobrze radzący sobie Josef Martinez. W ubiegłym sezonie problemem Serba była rażąca nieskuteczność (3 gole/25 strzałów). Adem jest jednak piłkarzem, który świetnie radzi sobie w roli gwiazdy mniejszego klubu, co pokazał już dawniej we Florencji. Oprócz Martineza w walce o skład liczą się młodzi: Manuel de Luca (18 lat), Mattia Aramu (22 lata) i Lucas Boye (20 lat, kompletnie zawiódł w meczu z Empoli), a także Maxi Lopez. W ostatnich latach było o nim głośno chyba tylko z powodu problemów z utrzymaniem wagi. Kiedy urazy wyleczą Ljajić i Belotti, wraz z Iago Falque spróbują oni odtworzyć świetny tercet Cerci - Immobile — El Kaddouri i powalczyć o cele nieco wyższe niż środek tabeli.

Nie ma wątpliwości, że w Turynie powstaje prawdziwa mieszanka wybuchowa. Na razie jednak wybuchowo jest jedynie pod bramką Granaty, a to nie wróży niczego dobrego. Pamiętajmy jednak, że Sinisa Mihajlović jak nikt zna się na grze obronnej w lidze włoskiej i obdarzony odpowiednim wsparciem ze strony zarządu, którego brakowało mu w Milanie, może stworzyć ciekawy, warty uwagi zespół. Jeśli jednak Belottiemu zatnie się strzelba, a Hartowi zabraknie kleju w rękawicach, katastrofa zdaje się nieunikniona. Torino można nazwać zespołem drugiej szansy. Pełno w nim ludzi, którzy potrzebują miejsca i czasu na odbudowę: od trenera, przez bramkarza, po obronę, pomoc i atak. W każdej formacji możemy znaleźć przynajmniej jednego człowieka, którego karierę trzeba reanimować. Obecnie walkę na boisku toczą dwa oblicza tej drużyny.

Torino w defensywie wygląda mniej więcej tak.

Torino ofensywne prezentuje się jednak znacznie lepiej.

Pozostaje zapytać, którym obrazkiem opiszemy Granatę na koniec sezonu?