menu

Christian Karambeu: W Rosji trzeba się będzie liczyć z Polską

19 czerwca 2017, 09:14 | Hubert Zdankiewicz

Christian Karembeu wysoko ocenił występ Polski na Euro, zwłaszcza Arkadiusza Milika. Francuski mistrz świata z 1998 roku mówi nam także o swoim koledze z boiska Zinedinie Zidanie i fascynacji Zbigniewem Bońkiem.

Christian Karambeu (pierwsze z lewej w górnym rzędzie) grał m.in. w Realu Madryt i FC Nantes.
Christian Karambeu (pierwsze z lewej w górnym rzędzie) grał m.in. w Realu Madryt i FC Nantes.
fot. Splash News/EAST NEWS

Mieliśmy okazję porozmawiać chwilę podczas Euro 2016 i bardzo chwalił Pan swoich młodszych kolegów. Z perspektywy czasu nie jest Pan trochę rozczarowany, że przegrali w finale?
Nie jestem, bo te mistrzostwa były sukcesem organizacyjnym. Nie było to łatwe, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, zagrożenie atakami terrorystycznymi. Udało nam się przeprowadzić je lepiej, niż się po nas spodziewano. Jeśli chodzi o wynik sportowy, to oczywiście chcieliśmy znów wygrać w domu, tak jak w 1984 i 1998 roku. Z drugiej jednak strony, Didier Deschamps powiedział po finale, że jest dumny ze swojego zespołu, z tego, co udało się osiągnąć. I ja się z nim całkowicie zgadzam. W piłce tak to już jest, że o wszystkim może zdecydować jeden strzał. Akurat tak się złożyło, że Portugalczykowi piłka idealnie siadła na nodze, a nasz bramkarz Hugo Lloris był akurat kontuzjowany.

Był?
Był, obejrzyjcie sobie telewizyjne powtórki. Doznał urazu dosłownie chwilę wcześniej przed tym decydującym strzałem. Tak bywa. Z drugiej jednak strony, trzeba pogratulować Portugalii, która zawsze miała wspaniałych zawodników, jak Figo, Costa czy Eusebio... Oni zasłużyli na to, żeby w końcu coś wygrać. Choć mało brakowało, a w finale zagralibyśmy z Polską. Pokonali was przecież dopiero po rzutach karnych.

Tamten ćwierćfinał z jednej strony, uznaliśmy w Polsce za spory sukces, z drugiej jednak - mały niedosyt pozostał, bo faktycznie bardzo mało brakowało...
Rozumiem to, bo macie świetną drużynę i piłkarzy. Chociażby Arkadiusz Milik - dla mnie to było objawienie turnieju. Wszyscy spodziewali się, że będzie błyszczał Lewandowski, a wyskoczył nagle on i wszyscy się pytali, kim jest ten chłopak. Był fantastyczny, zresztą potem, jak poszedł do Włoch, również spisywał się świetnie, do momentu kontuzji. Bardzo podobał mi się na Euro również Grzegorz Krychowiak. Cieszę się, że Polska po wielu słabszych latach wróciła do światowej czołówki, bo mam do was sentyment. Podziwiałem polską reprezentację jako mały chłopak.

Poważnie?
Poważnie. Polska, którą ja pamiętam, to była Polska Bońka, choć pamiętam również drużynę z 1974 roku. Byliście topowym zespołem, graliście fantastyczną piłkę.

Karembeu fanem Bońka. Kto by się spodziewał...
A widzicie. Pamiętam, że byłem wtedy w lekkim szoku: „Hej, Polska gra jak Brazylia”. Potem oglądałem Platiniego i Bońka w Juventusie, jak oni fantastycznie współpracowali. Platini nie wygrywałby tych wszystkich swoich Złotych Piłek bez pomocy Bońka.

Teraz bardzo chwali Pan kadrę Adama Nawałki.
Jest za co. Oglądałem uważnie Polaków podczas Euro 2012 i jeśli porównać tamten zespół z obecnym, to widać, jaką wykonaliście ogromną pracę. Teraz Polska to drużyna, która ma kontrolę nad grą, inteligentnie ją prowadzi i rozgrywa akcje. Myślę, że na mundialu w 2018 r. będzie trzeba się z wami poważnie liczyć.

My do Rosji jedziemy po dobry wynik, ale Francja będzie jednym z faworytów.
Na pewno pokazaliśmy podczas Euro 2016, że trzeba się będzie z nami liczyć. Zabrakło kropki nad i w postaci zwycięstwa w finale, ale nie zmienia to tego, że Didier Deschamps zbudował bardzo mocny zespół. Łatwo jest zagrać jeden dobry mecz, znacznie trudniej utrzymać maksymalną koncentrację przez cały turniej. Obecna reprezentacja Francji pokazała, że to potrafi.

Czy może Pan porównać tę drużynę do waszej, która wygrała mundial w 1998 r.?
Nie, bo my mieliśmy w składzie Zidane’a.

Na czym polegał jego fenomen? Niby wszyscy to wiedzieliśmy, ale jak Pan go postrzegał jako kolega z drużyny?
On był piłkarzem, który dodawał nam wiary w siebie. Bixente Lizarazu powiedział kiedyś, że jak nie wiedzieliśmy, co zrobić z piłką, to podawaliśmy ją do „Zizou”, bo on zawsze wiedział. A my z kolei wiedzieliśmy, że jak jest Zidane, to jesteśmy mocni, wszyscy przy nim lepiej grali. Wiedzieliśmy, że mógł w każdej chwili zrobić coś z niczego, zagrać w niesamowity sposób piłkę i zdobyć bramkę albo zaliczyć asystę.

Zespół Deschampsa ma z kolei Paula Pogbę. To najdroższy obecnie piłkarz świata.
Najdroższy tak, ale czy najlepszy - to jeszcze musi udowodnić, choć na pewno potencjał ma ogromny. Jestem pewien, że będzie się jeszcze rozwijał. Niedawno wygrał Ligę Europy z Manchesterem United i to może dać mu więcej pewności siebie. Ale to nie jest jeszcze ten poziom co Zidane.

Mimo wszystko wasz zespół stać naszym zdaniem na wiele. Macie gwiazdy, jak Griezmann, Giroud, Payet czy wspomniany Pogba. Macie też fantastyczną młodzież, jak Martial, Coman, Dembele czy Mbappe.
Faktycznie, mamy bardzo utalentowane młode pokolenie. A co najważniejsze, wszystko to są chłopcy inteligentnie prowadzący kariery, skoncentrowani na piłce. Grają już w wielkich klubach, są odpowiedzialni, odporni na presję. I teraz Didier musi zrobić z nich ekipę, wszystko poukładać.

Powiedział Pan, że mieliście Zidane’a. Teraz ma go Real Madryt. Jest Pan zaskoczony, że jego trenerska kariera jest na razie tak efektowna?
Nie, raczej nie. To jest facet stworzony do rządzenia.

Naprawdę jest takim dobrym trenerem? A może po prostu ma szczęście, bo prowadzi najlepszy obecnie klub świata?
Jeśli ktoś wygrywa dwa razy z rzędu Ligę Mistrzów, to nie można mówić, że to tylko szczęście. Zidane prowadził nas do zwycięstw jako piłkarz, teraz prowadzi piłkarzy Realu do zwycięstw jako trener.

Rozmawialiśmy jakiś czas temu z Jimmym Burnsem, autorem wielu książek o hiszpańskiej piłce. Powiedział, że Zidane jest dokładnie takim trenerem, jakiego potrzebował Real. Sam był w przeszłości wielkim piłkarzem, więc nawet największe gwiazdy darzą go szacunkiem i słuchają. Bo to Zidane.
Nie chodzi tylko o to. On po zakończeniu kariery został zatrudniony w klubie przez Florentino Pereza. Pracował na różnych stanowiskach - jako skaut, doradca. Potem zrobił kurs trenerski we Francji i wrócił do Madrytu, do akademii Realu. Na koniec wreszcie został asystentem Carlo Ancelottiego, od którego wiele się nauczył.

Ancelotti wielokrotnie podkreślał, jak bardzo ceni sobie współpracę z Zidane’em.
To prawda. Trochę czasu to zajęło, ale teraz Zinedine wie o klubie wszystko. Rozumie Real. Oczywiście zgadzam się również z tym, co mówi Burns, że jest autorytetem dla piłkarzy. Oni go szanują, a on ich inspiruje. Patrzą ma człowieka, który odniósł wielkie sukcesy, ale pozostał normalnym, skromnym człowiekiem. Dla mnie nie ma więc nic zaskakującego w tym, że ma takie dobre wyniki. Zidane wierzy w siebie i jest przy tym piekielnie ambitny. To urodzony zwycięzca, jeśli coś robi, to chce zawsze być w tym najlepszy.

Czy Zidane, to odpowiedź Realu na Guardiolę, który przeszedł podobną drogę w Barcelonie?
Tak, dokładnie tak można powiedzieć, choć to jednak inni trenerzy. Każda trenerska kariera zależy od środowiska, w jakim pracujesz, choć w tej chwili Real i Barca idą tą samą drogą. W Barcelonie młodzież prowadzi jej były piłkarz Gabri, który może za jakiś czas dostanie szansę w pierwszej drużynie, tak jak wcześniej Guardiola czy ostatnio Luis Enrique. On też zaczynał w La Masii, potem poszedł do Romy i Celty Vigo, ale wrócił. Nowym trenerem został właśnie Ernesto Valverde, kolejny były zawodnik tej drużyny. W Realu w akademii pracuje z kolei Fernando Morientes, być może wróci Roberto Carlos.

Ludzie bez przerwy porównują Real z Barceloną...
To prawda, ale to nie ma moim zdaniem sensu. Owszem, są pewne podobieństwa, jak choćby te, o których mówiliśmy przed chwilą. Ogólnie jednak to są dwie inne drużyny, dwa inne piłkarskie światy. Barcelona to klub z filozofią stworzoną przez Johana Cruyffa - to on wprowadził system 4-3-3, z dużą liczbą podań, prowadzeniem gry, kontrolą. To klubowe DNA to jest jego myślenie, wprowadził to w swojej drużynie z 1992 r., z Koemanem, Stoiczkowem i Guardiolą piłkarzem, a ten ostatni korzystał garściami z jego pomysłów. Real i Barcelona mają szczęście, że tylu ich wybitnych przed laty graczy chce teraz dla nich pracować. Jako trenerzy albo działacze.

A jakie jest DNA Realu? Pytamy, bo kibice Barcelony mówią teraz: OK, Królewscy wygrywają Ligę Mistrzów rok po roku, ale to my mamy swój unikalny styl. To my od lat jesteśmy najbardziej wpływową drużyną w Europie.
Według mnie nie ma sensu podchodzić do tego w taki sposób. Styl stylem, a na końcu w każdym biznesie, również w futbolu, liczy się tylko wynik. Metodologia jest ważna, jeśli prowadzi do sukcesu, inaczej to tylko sztuka dla sztuki. W futbolu jest wiele dróg, ale nie wszystkie prowadzą do sukcesu, bo możesz mieć metodę, ale nie masz zawodników, którzy do niej pasują. No i co wtedy możesz zrobić? W Realu mieli w latach 80. super ekipę, z Butragueno, Michelem, Sanchezem i Sanchisem. To była fantastyczna drużyna, porównywana nawet czasami do tej sprzed lat, z Di Stefano i Gento, bo tak pięknie grała. Cóż jednak z tego, skoro nic wielkiego nie wygrała.

#TOPSportowy24;nf - SPORTOWY PRZEGLĄD INTERNETU

[wideo_iframe]//get.x-link.pl/9828f2b6-74cc-018f-a02c-363b9236105c,dab0aab5-918d-b12b-7909-5d4c4010ee62,embed.html[/wideo_iframe]