Zachodnie media: Polacy to miłośnicy 70-procentowych alkoholi (WIDEO)
Udar słoneczny, tężec, wścieklizna, kleszcze przenoszące śmiertelne zapalenie opon mózgowych, w najlepszym wypadku tylko rozstrój żołądka - taki obraz Euro 2012 malują przed oczami wyobraźni kibiców zagraniczne środki przekazu.

fot. Paweł Łacheta
Z przewodnika na Euro autorstwa Damiena Morana Irlandczycy dowiedzą się między innymi, że polskie dziewczyny są... łatwą zdobyczą. Autor radzi, że aby poderwać Polkę, wystarczy chwalić Polaków żyjących na wyspach. Inną metodą jest podryw "na język angielski z irlandzkimi wtrąceniami". Czytelnicy przeczytają także o polskim zamiłowaniu do 70-procentowych alkoholi zagryzanych konserwowymi ogórkami, czy weselnych orgiach. Z drugiej strony ani przez moment nie powinni wyglądać na pijanych. Może to się bowiem skończyć kosztowną wizytą w izbie wytrzeźwień.
Zobacz film:
Do Poznania na Euro wybierają się - choć tu nie grają - Niemcy. Thomas Jelinek z berlińskiego Centrum Podróży i Chorób Tropikalnych na łamach niemieckiego portalu N-tv doradza rodakom zaszczepienie się przed przyjazdem do nas na wściekliznę. Na wschodzie bowiem, według niemieckiego specjalisty, występują problemy z kupnem leków.
W Poznaniu zagrożeni mogą czuć się także wszyscy o ciemniejszej karnacji - ocenia brytyjski The Independent. Według gazety Polska i Ukraina to ostoje rasizmu i antysemityzmu.
Najmocniej zachodnie media przestrzegają przed... fanatykami Lecha. O samym Poznaniu w niemieckich mediach pisze się niewiele, a jeśli już, to sen z powiek dziennikarzy spędza głównie perspektywa spotkania kibola z Wiary Lecha.
"W gospodarczej metropolii Poznaniu futbol jest swego rodzaju religią. Wielu fanów jest zaangażowanych, ale też skłonnych do zastosowania przemocy." - rozpoczyna swój artykuł na łamach dziennika "Die Zeit" Ulrich Kroekel.
I wylicza kibolskie wpadki: zadymę w Bydgoszczy, oplucie rodziny przez szefa Wiary Lecha Litara, handel narkotykami i kradzionymi autami na trybunach poznańskiego stadionu. "W Bydgoszczy dopiero armatki wodne przerwały orgię przemocy" - kończy dramatycznie.
Zdecydowanie najmniej dziwaczne uprzedzenia wykazują nasi słowiańscy bracia, Chorwaci: - Polska jest odbierana jako kraj stabilny ekonomicznie, ale też niezbyt znany. Dlatego pojawiły się obawy, czy restauratorzy nie będą śrubować cen napojów, jedzenia i obsługi. Ktoś z rodziny sugerował mi nawet, że piwo może kosztować 6 euro - tłumaczy pochodzący ze Splitu Josko Bulic, Chorwat od 11 lat mieszkający w Poznaniu.
Podczas gdy Irlandczycy zaopatrują się w kremy z wysokim filtrem przeciwsłonecznym, a Chorwaci przeliczają drobne w portfelu, Włosi zajęci są, co do nich podobne, "miłością".
W Corriere della Sera, Repubblice czy Il Manifesto czytamy, że polskie prostytutki zacierają już ręce na zyski, jakich spodziewają się po mistrzostwach Europy. Podobno to właśnie Włosi są dla nich główną grupą docelową. Włosi wskazują też na opóźnienia w budowie infrastruktury, ostrzegają przed wysokimi cenami pokoi hotelowych i... odradzają spotkania w ciemnym zaułku z fanatykami Lecha.
Nie wydają się jednak postrzegać wyprawy do Polski jako zagrażającego życiu survivalu.
Przezorny zawsze ubezpieczony - z takiego założenia wychodzą chyba Niemcy, którzy są niekwestionowanymi liderami, jeśli chodzi o ilość prasowych porad, jak przeżyć Euro 2012 w Polsce. Tygodnik "Der Spiegel" opublikował 10 praktycznych wskazówek dla niemieckich kibiców. Autorzy podkreślają naszą gościnność i otwartość. Odradzają jednak rozmowy o II wojnie światowej oraz wszelką krytykę kierowaną pod adresem Jana Pawła II.
Czytaj także:
Balotelli: Jeśli spotkam rasistę, to go zabiję (ZDJĘCIA)








