menu

Zabójcza skuteczność Bełchatowa kluczem do pokonania Wisły. Dublety Piecha i Głowackiego

28 lutego 2015, 17:16 | Jakub Podsiadło

Nie pomogli nawet debiutanci - ciężka wiosna Franciszka Smudy i jego Wisły Kraków nadal trwa. Niezawodny Arkadiusz Piech strzelił dwa gole i pogrążył "Białą Gwiazdę", która po wymianie ognia przegrała wyjazdowy mecz z GKS-em Bełchatów 1:3 (1:2). W pierwszym ligowym zwycięstwie od listopada "Brunatnym" nie przeszkodził nawet Arkadiusz Głowacki - kapitan gości zrehabilitował się za "samobója" tylko honorową bramką dla wiślaków.

GKS Bełchatów - Wisła Kraków 3:1
fot. Dariusz Śmigielski/Polskapresse
GKS Bełchatów - Wisła Kraków 3:1
fot. Dariusz Śmigielski/Polskapresse
GKS Bełchatów - Wisła Kraków 3:1
fot. Dariusz Śmigielski/Polskapresse
GKS Bełchatów - Wisła Kraków 3:1
fot. Dariusz Śmigielski/Polskapresse
GKS Bełchatów - Wisła Kraków 3:1
fot. Dariusz Śmigielski/Polskapresse
GKS Bełchatów - Wisła Kraków 3:1
fot. Dariusz Śmigielski/Polskapresse
GKS Bełchatów - Wisła Kraków 3:1
fot. Dariusz Śmigielski/Polskapresse
GKS Bełchatów - Wisła Kraków 3:1
fot. Dariusz Śmigielski/Polskapresse
GKS Bełchatów - Wisła Kraków 3:1
fot. Dariusz Śmigielski/Polskapresse
GKS Bełchatów - Wisła Kraków 3:1
fot. Dariusz Śmigielski/Polskapresse
GKS Bełchatów - Wisła Kraków 3:1
fot. Dariusz Śmigielski/Polskapresse
GKS Bełchatów - Wisła Kraków 3:1
fot. Dariusz Śmigielski/Polskapresse
1 / 12

Żeby mieć pełen obraz sobotniego spotkania w Bełchatowie, warto na chwilę wsiąść do piłkarskiego DeLoreana i zajrzeć na ten sam stadion, tyle że prawie dokładnie pięć lat temu. Wtedy Wisła zaskakująco skapitulowała po błyskawicznej bramce Dawida Nowaka, a analogie do fatalnych debiutów Georgiego Christowa i Issy Ba nasuwają się same, jeśli uświadomimy sobie, że przy okazji przemeblowania drugiej linii, do boju o pierwsze zwycięstwo wiosną Franciszek Smuda posłał nieopierzonych Bobana Jovicia i Jeana Barrientosa. Nawet biorąc pod uwagę to, że Słoweniec po zaledwie paru treningach z drużyną został rzucony od razu na głęboką wodę, na tym podobieństwa do chuderlawego Bułgara się kończą - od pierwszego gwizdka Jović wyglądał jak chart spuszczony ze smyczy, dwojąc się i trojąc w wiślackiej drugiej linii, zamiennie zresztą ze swoim cieniem - Łukaszem Burligą.

O czym to mówiliśmy? A tak, o pamiętnym meczu z wiosny 2010 roku - tak, jak wtedy Nowak szybko podciął skrzydła wiślakom, tak zanim maszyna gości "kliknęła", gospodarze już cieszyli się z prowadzenia. Zagrożenie pod bramką debiutującego w nowym zespole Dariusza Treli po rzucie wolnym Semira Štilicia w ułamku sekundy zmieniło się w czerwony alarm w polu karnym Wisły - bełchatowianie w praktyce skopiowali niedawny kontratak z meczu z Piastem; piłka jak po sznurku powędrowała od Małkowskiego do Michała Maka, a potem do Arkadiusza Piecha. Niespełniony legionista już od początku rundy gra tak, gdyby ktoś po fatalnym półroczu na Łazienkowskiej potraktował go defibrylatorem, ale trzeci wiosenny gol był dopiero pierwszym zdobytym zgodnie z przepisami. Chorągiewka sędziego liniowego ani drgnęła, gdy w 15. minucie Piech dziecinnie łatwo ograł Sadloka i znalazł lukę między nogami Michała Buchalika, posyłając piłkę do siatki.

Sprawne kontrataki Bełchatowa notorycznie nękały ociężałą Wisłę, starającą się rozegrać pierwszą połowę meczu w bardzo dystyngowanym stylu - momentami zdawało się, że do bojaźliwych ataków gości przydałaby im się jeszcze laseczka do podpierania się przed polem karnym GKS. Wybawienie mogło nadejść z ręki (i to dosłownie) Pawła Baranowskiego - sekundy po pierwszej bramce gospodarzy obrońca odbił piłkę w polu karnym ręką, zaś sędzia Bartosz Frankowski znalazł podstawy do podyktowania zaledwie rzutu wolnego, zmarnowanego w dodatku przez Štilicia. – Bełchatów to zespół klasy Piasta albo Podbeskidzia – dowodził Franciszek Smuda przed spotkaniem i prędko pożałował swoich słów, bo zamiast remisu, kilka minut później było już 2:0 dla gospodarzy - lekki szok w szeregach Wisły zmienił się w autentyczną panikę, kiedy Małkowski posłał mierzoną centrę w pole karne. Obrońcy "Białej Gwiazdy" nie byli w stanie doskoczyć do jej adresata, Kamila Wacławczyka - można się kłócić, czy jego wolej znalazłby drogę do siatki, gdyby nie rykoszet od Arkadiusza Głowackiego.

Zanim wiślacy złapali bezcenny kontakt z bełchatowianami, szansę na wykazanie się w swoim debiucie między słupkami miał Dariusz Trela - były golkiper Piasta i Lechii zachował zimną krew oko w oko z Pawłem Brożkiem i dobrze zasłonił bramkę, gdy po podaniu Jovicia wiślak miał doskonałą sytuację na kontaktowego gola. Zupełnie jakby w odpowiedzi na nieporadność "Brozia", za "samobója" zrehabilitował się Arkadiusz Głowacki - po raz pierwszy od meczu w Kielcach, dośrodkowanie z rzutu rożnego skończyło się bramką dla Wisły. Przed przerwą przykład niewydolnej ofensywie "Białej Gwiazdy" dał jeszcze Alan Uryga, mocnym strzałem z dystansu zmuszając Trelę do rzucenia się za wychodzącą obok bramki piłką.

Boiskowy perfekcjonista Arkadiusz Głowacki w przerwie apelował o optymizm i przez lwią część drugiej połowy zanosiło się na to, że desperacka pogoń Wisły przyniesie oczekiwane rezultaty. Nad stadionem w Bełchatowie pojawiło się słońce i aż do decydującej bramki Piecha świeciło tylko dla gości - zaczęło się od kolejnej "setki" Brożka z ostrego kąta, wykończonej przez niego w fatalny sposób, podobnie jak wolej z kilku metrów w 59. minucie. Prace niezmordowanego Łukasza Burligi w ofensywie były syzyfowe tylko i wyłącznie z powodu rozregulowanego celownika wiślackiego snajpera, a jego vis-a-vis z Bełchatowa przerósł go dzisiaj o kilka długości - okres dominacji Wisły brutalnie przerwała kolejna umiejętna piłka w kierunku Arkadiusza Piecha. Nowemu gwiazdorowi "Brunatnych" nie trzeba było pokazywać drogi do bramki - pojedynek z Buchalikiem skończył się drugim golem wypożyczonego legionisty. Piech to doskonały przykład na to, że trzy punkty Bełchatowowi zapewnili dzisiaj zawodnicy "z recyklingu" - i on, i Trela (razem z solidnym Kamilem Wacławczykiem) w dużej mierze odpowiadają za pierwsze zwycięstwo ekipy Kamila Kieresia od listopada.

Mimo stosunkowo wysokiej porażki i straty punktów, pogorszonej w dodatku czerwoną kartką Macieja Sadloka w końcówce meczu, nie sposób nie zauważyć nieznacznego postępu w grze zespołu Franciszka Smudy, jeśli za porównanie brać słabe spotkania przeciwko Lechii i Pogoni - to marne pocieszenie w obliczu tego, że przeciwnie do słów "Franza" sprzed spotkania, rywale Wisły już nie depczą jej po piętach, tylko to krakowianie oglądają ich plecy w ligowej tabeli.


Polecamy