menu

Wokół meczu Ukraina - Polska. 36 polskich fanów wspierało Biało-czerwonych

12 października 2013, 15:00 | Dominik Smagała

Mecz Ukraina – Polska był pojedynkiem o wszystko dla obu zespołów, nie dziwi więc gorąca atmosfera, która towarzyszyła temu spotkaniu. Trzeba przyznać, że piątkowe zawody były niezłym widowiskiem, zarówno biorąc pod uwagę poziom sportowy meczu, jak i to co działo się wokół boiska.

Cicho w mieście, ale głośno na trybunach

Nie można powiedzieć, żeby Charków żył spotkaniem z Polską. Owszem, w centrum miasta w dniu meczu widać było kibiców żółto-błękitnych, ale wyglądało to nieco inaczej niż w przypadku ważnych pojedynków naszej reprezentacji rozgrywanych w Polsce, choćby w Warszawie. Dało się zauważyć samochody, na których powiewały flagi i szaliki w barwach Ukrainy, ale były to przypadki raczej sporadyczne. Ponadto po centralnych skwerach i placach miasta przechadzały się kilkuosobowe grupki fanów zespołu Michaiła Fomenki, nastawione jednak bardziej na zwiedzanie i oglądanie co ważniejszych charkowskich atrakcji. Wszystko w spokojnej atmosferze, bez zwracania na siebie szczególnej uwagi. Nawet na kilkadziesiąt minut przed rozpoczęciem meczu, już pod stadionem „Metalista”, było niezwykle spokojnie i cicho. Brakowało chóralnych śpiewów, nie było tej wrzawy, charakterystycznej dla meczów o dużą stawkę. Wyjątek, chwilami, stanowiła grupa ukraińskich fanów wyposażona w bębny, która później często inicjowała doping w czasie spotkania.

Bo doping był i to w formie zorganizowanej, choć nie do końca zsynchronizowanej. Stadion w Charkowie może pochwalić się bardzo dobrą akustyką, co kibice udowodnili jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Od pierwszych sekund spotkania, przy każdej spornej sytuacji na boisku, stadion zamieniał się w prawdziwy kocioł. Kibice żywiołowo reagowali na wszystko co działo się na murawie. Fani często, głośno i dosyć regularnie dopingowali swoich piłkarzy.

Skrupulatna ochrona i całkiem niezła oprawa

Rozpoczęcie meczu sympatycy żółto-błękitnych ubarwili kartoniadą przygotowaną przez sponsora. Kartoniada posłużyła później także do spotęgowania efektownej fali, jaka kilkanaście razy przelała się po trybunach „Metalista”. Ukraińcy zaprezentowali również dosyć pokaźną flagę swojego kraju i, co ciekawe, dwie duże sektorówki przygotowane przez sponsora reprezentacji.

Organizatorzy, pomni sytuacji ze Lwowa, dołożyli wszelkich starań, aby uniknąć kolejnych kar ze strony FIFA. Większych kontrowersji związanych z barwami czerwono-czarnymi nie było, przynajmniej nie na tyle istotnych, by rzucały się w oczy. Duża w tym rola ochrony obiektu, która tego dnia była wyjątkowo skrupulatna, o czym przekonali się również polscy kibice. W sumie na trybunach stawiło się w piątek dokładnie 39 136 widzów.

Garstka Polaków o mały włos nie obejrzałaby meczu

Wśród nich było dokładnie 36. Polaków. Zamieszanie związane z ewentualnym zamknięciem stadionu Metalista pozbawiło wielu Biało-czerwonych fanów możliwości oglądania swoich piłkarzy z wysokości trybun. Sporą grupę polskich kibiców w Charkowie stanowili Polacy, którzy, aby wspierać swoją reprezentację przebyli niemal… 3000 kilometrów. – Jest nas około dziesięciu osób z Wysp Brytyjskich: z Dublina, Edynburga, Londynu – mówił Przemek, wierny fan Biało-czerwonych, na co dzień mieszkający w Londynie. – Ja w przeciągu ostatnich kilkunastu miesięcy byłem na meczach w Podgoricy, Dublinie, San Marino i tym dzisiejszym w Kijowie. Mam również bilety na wtorek, na Wembley. Zwykle zabieram ze sobą czternastoletniego syna, tym razem jednak obawiałem się ukraińskich chuliganów – wyjaśnia Przemek, po czym dodaje: - Moje obawy okazały się zupełnie bezpodstawne. Podróżowałem z kibicami Ukrainy pociągiem z Kijowa. Wszystko przebiegło w fajnej atmosferze, było super. Ukraińcy to bardzo sympatyczni ludzie. Z Londynu do Kijowa leciałem natomiast z przesiadką w Rydze, znajomi lecieli przez Frankfurt.

Polscy kibice napotkali przy wejściu na stadion sporo niespodziewanych i niekoniecznie przyjemnych sytuacji. - Przed meczem ochroniarze dokładnie sprawdzali wszystkie nasze flagi, kazali je rozwijać, nagrywali kamerą, by potem szukać tłumacza w celu wyjaśnienia treści transparentów. Mieliśmy ogromne problemy z wniesieniem flag. Jakikolwiek napis był dla ochrony prowokacją, stewardzi byli na tym punkcie bardzo wyczuleni. To był cyrk! Ci, którym udało się wnieść flagi wcześniej, na długo przed początkiem meczu, mieli duże szczęście. Z każdą minutą było coraz gorzej. Wiele polskich flag musiało trafić do depozytu. Kilku kibiców z Bałtyku Gdynia w ogóle nie chcieli wpuścić na sektor. W końcu przyszedł człowiek z PZPN (Marek Doliński, przewodniczący Komisji ds. Bezpieczeństwa Na Obiektach Sportowych – przyp. red.) wziął ze sobą tych chłopaków i sam wprowadził na trybuny – dokładnie opisuje sytuację kolejny z kibiców, który podobnie jak Przemek, na mecz dotarł z Wysp Brytyjskich.

"Znów dziś przeszła obok mnie"... czyli internetowe memy po meczu Ukraina - Polska (GALERIA)

Niestrudzeni emigranci szykują się na Wembley

Wracając jeszcze do samego spotkania, od 64. minuty gry na stadionie panowała prawdziwa euforia. „Metalist” niósł piłkarzy reprezentacji Ukrainy do samego końca. Podopiecznym Michaiła Fomenki doping kibiców dodawał ogromnej pewności siebie. Na szczególne wsparcie tego dnia mógł liczyć Marko Dević, napastnik miejscowego Metalista Charków, którego wejścia na boisko fani głośno domagali się już od początku drugiej połowy.

Wypełniony niemal do ostatniego miejsca „Metalist” hucznie świętował zasłużone zwycięstwo nad Polską. Charkowski stadion Ukraińcy opuszczali w szampańskich nastrojach. W zgoła odmiennych humorach było kilkudziesięciu polskich kibiców, którzy tego dnia zasiedli w niemal pustym sektorze gości. Chociaż… mówienie o niemal pustym sektorze w tych okolicznościach jest raczej niestosowne, bo może i Polacy stawili się w Charkowie w małej liczbie, ale ich trybuna wypełniona musiała być szczerymi emocjami, wiernością i oddaniem swojej reprezentacji. Nie przebywa się przecież kilku tysięcy kilometrów za jakąś drużyną ot tak. Emocji nie zabraknie też we wtorek na Wembley, z tym, że tam Biało-czerwonych będzie kilkadziesiąt tysięcy. – Polacy wykupili wszystkie miejsca przeznaczone dla kibiców naszej kadry, wszystkie miejsca w specjalnych sektorach dodatkowo udostępnionych przez angielską federację i wiele miejsc w pozostałych częściach stadionu. Możemy wypełnić Wembley nawet w połowie – zapowiada Przemek, którego teraz, po meczu w Charkowie, czeka długa podróż do domu. Wydaje się jednak, że porażka z Ukrainą nie zniechęci go do kolejnych wyjazdów za reprezentacją Polski. Chyba wszyscy, po prostu, już się do tych przegranych przyzwyczailiśmy.

Z Charkowa Dominik Smagała/Ekstraklasa.net

Gdybanie Fornalika: gdybyśmy byli skuteczniejsi, gdybyśmy grali lepiej w defensywie...


Polecamy