menu

Wisła – Lech. Andrzej Juskowiak spodziewa się goli w hitowym starciu ekstraklasy

28 marca 2018, 14:36 | Bartosz Karcz

Będzie przede wszystkim dużo walki w środkowej strefie, gdzie będzie bardzo mało miejsca. Na małej przestrzeni będziemy oglądać starcia wielu zawodników, twardo grających, ale i bardzo doświadczonych. Kto będzie w stanie przesunąć grę bliżej bramki przeciwnika, będzie miał łatwiej. Patrząc na sposób gry obu zespołów, widać, że obie strony mają atuty, żeby przeprowadzać skuteczne akcje i przebijać się nawet przez bardzo szczelną drugą linię rywala – ocenia szanse Wisły Kraków i Lecha Poznań w najbliższym meczu obu zespołów Andrzej Juskowiak, obecnie ekspert telewizyjny, a przed laty skuteczny napastnik m.in. „Kolejorza”.


fot. Grzegorz Dembiński

– W poniedziałek Wisła Kraków zagra z Lechem Poznań. Zanim jednak porozmawiamy o szansach obu zespołów, chciałbym poprosić Pana o wspomnienia z rywalizacji z „Białą Gwiazdą”, gdy na początku lat 90-tych był Pan zawodnikiem „Kolejorza”.
– Wisła w tamtych czasach była wymagającym rywalem. Mówiło się o krakowskiej piłce i nie był to pusty slogan, bo „Biała Gwiazda” rzeczywiście miała zawodników dobrze wyszkolonych technicznie, którzy potrafili dobrze grać krótkimi podaniami, dość szybko i trudno się przeciwko takiemu zespołowi grało. Wisła zawsze miała swój styl, to było widać. U siebie jeszcze przeważnie wygrywaliśmy z krakowianami, ale przy Reymonta szło nam już dużo trudniej.

– Strzelał Pan bramki Wiśle, ale był też jeden taki mecz w 1991 roku, w którym za długo Pan nie pograł, bo już w 15. min dostał Pan czerwoną kartkę.
– Ten mecz akurat pamiętam, bo w całej karierze czerwonych kartek dostałem tyle, że można je na palcach jednej ręki policzyć. W tamtym przypadku nie czułem, żebym na czerwoną kartkę zasłużył. Od początku byłem ostro faulowany – raz, drugi, trzeci. Pierwszy mój odwet sędzia zakwalifikował jednak na czerwoną kartkę, więc rzeczywiście długo się nie nagrałem. A co do tych moich kartek, to one przeważnie wynikały z tego, że byłem mocno prowokowany i gdy sędzia nie reagował, trzeba się było bronić. Po czasie dochodziłem do wniosku, że można było to inaczej rozwiązać, ale człowiek był młody, więc reagował impulsywnie.

– Wspomniał Pan wcześniej o dobrze wyszkolonych wiślakach. Jeden z nich z czasem wzmocnił Lecha. Jak Pan wspomina wspólną grę z Kazimierzem Moskalem?
– Bardzo dobrze wspominam, choć graliśmy ze sobą tylko dwa sezony. Z Kaziem to zresztą ciekawa sytuacja, bo on przychodził do Lecha trochę dlatego, że ja miałem odejść. Sprawa jednak przeciągała się i mogliśmy trochę ze sobą pograć. Na pewno Kaziu na początku nie miał łatwego życia w Poznaniu, bo musiał przyzwyczaić się do nieco innej piłki od tej, którą grała Wisła. To był jednak piłkarz o dużej inteligencji i z czasem świetnie sobie w Poznaniu poradził.

– Zostawmy historię, bo w poniedziałek czeka nas kolejne starcie Wisły z Lechem, a przed przerwą na reprezentację obie drużyny zaimponowały formą. „Biała Gwiazda” rozegrała najlepsze spotkanie od kilku lat, wygrywając pewnie z Legią w Warszawie, a Lech bez problemów ograł Lechię Gdańsk.
– Lech miał dużo łatwiejsze zadanie, bo Lechia jest w dużym dołku. „Kolejorz” kontrolował w pełni przebieg gry, nie było chyba nawet pół minuty, żeby Lechia przejęła inicjatywę, żeby można było pomyśleć, że Lech tego meczu nie wygra. To była pełna dominacja, poparta bramkami i wieloma ciekawymi akcjami. Wisła natomiast rzeczywiście zagrała najlepszy mecz w ostatnich latach. Co ważne, było to spotkanie skuteczne w wykonaniu krakowian. Czasami jest tak, że piłkarze mają przekonanie, że grali dobrze, że byli lepsi, ale nie wygrywają. Mieliśmy taki przykład w ostatniej kolejce w Białymstoku, gdzie Arka prezentowała się naprawdę dobrze, była blisko wyjazdowego zwycięstwa, ale ostatecznie przegrała. Wisła natomiast strzeliła w Warszawie jedną bramkę i od razu szukała kolejnej. Poza tym krakowianie byli wyraźnie lepsi od Legii pod względem fizycznym. Te osiem kilometrów, przebiegniętych więcej, robi wrażenie, ale jest też zaskakujące. Może Legia miała słabszy dzień, ale to nie tłumaczy wyniku. Wisła biegała, grała i w pełni zasłużenie wygrała. W środku pola wiślacy bardzo dobrze utrzymywali się przy piłce pod naporem Legii. Czasami mecze przy Łazienkowskiej wyglądają tak, że przeciwnik dobrze poczyna sobie na boisku, ale Legia potrafi w pewnym momencie złapać rywala, mocno go przycisnąć. W tym spotkaniu nie było takiego momentu, mecz toczył się cały czas pod kontrolą krakowian, co bardzo dobrze świadczy o Wiśle. Miała ona przewagę również jeśli chodzi o kulturę gry. Można nawet powiedzieć, że przypominało to krakowską piłkę, o której mówiliśmy wcześniej. Wisła miała więcej zawodników, którzy rzadziej grali do tyłu niż do przodu.

– Widzi Pan zmianę w grze Wisły w porównaniu do jesieni? Wtedy krakowianie gdy strzelali gola, przede wszystkim myśleli o zabezpieczeniu własnej bramki. Teraz szukają kolejnych trafień.
– To trudno tak jednoznacznie porównać, choć wydaje mi się, że taki obraz może wynikać z tego, że obecnie Joan Carrillo wystawia więcej pomocników do gry. Nawet Fran Velez, który jest właściwie defensywnym pomocnikiem, gra jako stoper. A to ważna postać, jeśli popatrzeć na grę Wisły, bo on posyła dużo dobrych, wprowadzających podań w drugą linię. Jeśli ma się takiego piłkarza z tyłu, to jest to wartość dodana do zespołu. Klucz do sukcesu Wisły leży właśnie w drugiej linii. „Biała Gwiazda” ma piłkarzy, którzy nie chowają się na boisku, chcą być przy piłce. To ułatwia kontrolowanie meczu zarówno jeśli chodzi o obronę, jak i atak. Przy takim ustawieniu łatwiej kreuje się po prostu sytuacje.

– Lech z kolei ma w tym sezonie dwie twarze. Lepszą na swoim stadionie, gdzie na czternaście meczów wygrał jedenaście i trzy zremisował i tę gorszą na wyjazdach, gdzie z kolei poznaniakom udało się w tym sezonie tylko dwa razy zdobyć komplet punktów. Ostatni raz bardzo dawno temu, bo w sierpniu minionego roku w Niecieczy z Bruk-Betem Termalicą. W Krakowie „Kolejorz” może się przełamać?
– Jeśli popatrzeć na dwa ostatnie zwycięstwa Lecha u siebie, to zostały one odniesione w bardzo przekonujący sposób. Takie wygrane mogą dodać temu zespołowi pewności siebie i przekonania, że potrafi wygrać też na wyjeździe. Z Wisłą może Lechowi się grać też o tyle łatwiej, że ona nie będzie na swoim boisku tylko się bronić. To spowoduje, że mecz będzie otwarty. Lech kiedyś na wyjeździe musi się przełamać, bo drużyna, która ma aspiracje walczyć o mistrzostwo Polski, nie można wygrywać tylko na swoim boisku. Myślę, że w „Kolejorzu” jest pewność siebie zawodników. Jeśli pomocnikom uda się stwarzać sytuacja Christianowi Gytkjaerowi, to poznaniacy mogą to spotkanie wygrać.

– Zgodzi się Pan, że promykiem nadziei dla Lecha, że na wyjazdach też może zagrać dobrze, jest mecz z Legią w Warszawie? Mimo, że „Kolejorz” to spotkanie przegrał, to długimi fragmentami dyktował warunki gry na Łazienkowskiej.
– Tak, na pewno był to dobry prognostyk dla Lecha jeśli chodzi o wyjazdy i to mimo porażki. Wcześniej Lech miał bowiem za dużo bezbarwnych spotkań na wyjazdach. Mnie np. źle kojarzy się mecz w Kielcach z Koroną, przegrany 0:1. Takie spotkania zespołowi z aspiracjami nie powinny się przydarzać.

– Podsumowując, w świąteczny poniedziałek spodziewa się Pan otwartego meczu i wymiany ciosów?
– Tak, to może pójść właśnie w tym kierunku. Myślę jednak, że będzie przede wszystkim dużo walki w środkowej strefie, gdzie będzie bardzo mało miejsca. Na małej przestrzeni będziemy oglądać starcia wielu zawodników, twardo grających, ale i bardzo doświadczonych. Kto będzie w stanie przesunąć grę bliżej bramki przeciwnika, będzie miał łatwiej. Patrząc na sposób gry obu zespołów, widać, że obie strony mają atuty, żeby przeprowadzać skuteczne akcje i przebijać się nawet przez bardzo szczelną drugą linię rywala. Myślę, że duże znacznie może mieć dyspozycja najlepszych strzelców obu zespołów. O tym, że Carlitos i Gytkjaer potrafią strzelać bramki już wszyscy wiemy. Spodziewam się zatem, że gole w tym spotkaniu padną, ale kto ich strzeli więcej, bardzo trudno w tym momencie przewidzieć.

Tutaj znajdziesz więcej informacji o Wiśle Kraków

Follow @sportmalopolska

Sportowy24.pl w Małopolsce


Polecamy