Widzew Łódź dostanie 287 tysięcy złotych od miasta
Miasto pomoże zadłużonemu klubowi. Sytuacja łodzian jest jednak coraz bardziej dramatyczna. Spadek i upadłość klubu to bardzo możliwy scenariusz dla Widzewa.
fot. Fot. Dariusz Cmigielski / POLSKA
Władze miasta zaniepokojone faktem, że wierzyciele składają do sądu zawiadomienia o nierealizowaniu przez Widzew układu, wstrzymały wypłatę dotacji i sprawdzały, czy łódzki klub ma wymagalne zaległości wobec instytucji publicznych. Wczoraj podjęto decyzję, że Widzew otrzyma na razie część pieniędzy.
- Szefowie Widzewa poinformowali nas, że zrealizowali część zadania, które obejmuje dotacja. Gdy przedstawią nam tzw. częściowe sprawozdanie z wykonania zadania, natychmiast przekażemy pieniądze - mówi Marek Kondraciuk, dyrektor Wydziału Sportu Urzędu Miasta Łodzi. Będzie to kwota 287 tysięcy złotych. Brakującą kwotę 213 tys. Widzew otrzyma po zrealizowaniu kolejnej części. W tej sytuacji urzędnicy będą mieli pewność, że nie zostanie złamana ustawa o finansach publicznych, a pieniądze zostaną wydane na realizację zadania publicznego.
287 tysięcy złotych to oczywiście kropla w morzu potrzeb Widzewa, tym bardziej, że już widać, iż właściciel klubu Sylwester Cacek nie chce pomóc w spłacie długów. Gdy Widzew przed sądem walczył o zawiązanie układu, które miało umożliwić mu wyjście z długów, Cacek zapewniał, że pieniądze na realizację układu są zabezpieczone. Dziś odpowiedzialność zrzuca na wszystkich dookoła i sprawia wrażenie człowieka, który Widzewa ma już dość.
Wczoraj w wypowiedzi dla Polskiego Radia Cacek powiedział, że klub przetrwa "jeśli zmobilizuje się środowisko". Winnych wskazywał wszędzie - od Zbigniewa Bońka, przez władze Łodzi, dziennikarzy na kibicach kończąc. Stwierdził też, że nie on narobił długów, bo Boniek i Wojciech Szymański, od których kupował klub, zapewniali go, że Widzew nie jest uwikłany w korupcję. Gdy PZPN nałożył na Widzew karę, łodzianie rok dłużej musieli grać poza ekstraklasą. Ze słów Cacka wynika, że to jest główna przyczyna dzisiejszych kłopotów Widzewa. O życiu ponad stan, o nieudolnym zarządzaniu klubem, o zatrudnianiu słabych trenerów, o dziesiątkach nieudanych transferów, których symbolem jest drugoligowy piłkarz z Rumunii Bogdan Straton, czy o wydawaniu olbrzymich kwot na agencję wizerunkową właściciel Widzewa jakoś nie wspomniał.
Wprawdzie Cacek twierdzi, że fakt złożenia wniosku do sądu o uchylenie układu niczego jeszcze nie przesądza, to prawnicy uważają inaczej. Dziś ratunkiem dla Widzewa jest tylko natychmiastowa spłata raty wobec wszystkich wierzycieli, którzy w marcu mieli otrzymać pieniądze i przeproszenie ich za kilkanaście dni zwłoki. Wtedy układ miałby szansę przetrwania.
Tymczasem piłkarze Widzewa, którzy wiosną spisują się mniej więcej tak samo, jak ludzie zarządzający klubem - w trzech meczach zdobyli zaledwie punkt - przygotowują się do sobotniego meczu ze Stomilem Olsztyn, który odbędzie się o godz. 19 w Ostródzie. Prawdopodobnie dzisiaj widzewiacy dowiedzą się, że Polski Związek Piłki Nożnej ich pierwsze spotkanie z Sandecją Nowy Sącz zweryfikował jako walkower dla rywali. Przypomnijmy, że spotkanie nie odbyło się, bo Widzew miał zawieszoną licencję.