menu

Trzecia porażka Legii w fazie grupowej LE. Warszawiacy ulegli Club Brugge [ZDJĘCIA]

5 listopada 2015, 20:51 | Kaja Krasnodębska

W meczu 4. kolejki fazy grupowej Ligi Europy Legia Warszawa przegrała na wyjeździe z Club Brugge 0:1. Wicemistrzowie Polski zajmują w grupie D ostatnie miejsce, mają na koncie tylko jeden punkt i coraz mniejsze szanse na awans do 1/16 finału.

Mecz ostatniej szansy - tak mówiono o starciu Legii z Club Brugge jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. Jak dotąd warszawscy piłkarze zdobyli w fazie grupowej Ligi Europy zaledwie jeden punkt. Inny wynik niż zwycięstwo w dzisiejszym spotkaniu na dobrą sprawę przekreślałby ewentualny awans. W dokładniej takiej samej sytuacji znajdowali się Belgowie. Motywacji więc nie mogło brakować.

I rzeczywiście gospodarze pokazali wysokie ambicje już od pierwszej minuty. To oni przeważali, prowadzili grę i kontrolowali boiskowe wydarzenia. Szybkich wymian piłki między sobą nie zamieniali co prawda na wiele strzeleckich sytuacji, ale już w 8. minucie stworzyli sobie pierwszą groźniejszą. Leandro Pereira po podaniu Victora Vasqueza uderzył w kierunku bramki. Minimalnie niecelnie.

Do siatki nie zmierzał również kolejny strzał Belgów. Tym razem jednak futbolówka przefrunęła minimalnie nad poprzeczką. Legioniści mieli więc sporo szczęścia. Kolejne akcje rywali nie pobudziły ich jednak do gry. Próbowali skonstruować jakieś sytuacje na połowie Brugii, ale drobne błędy, a także solidna defensywa gospodarzy nie pozwoliła im na wiele. Z atakami wciąż nacierali jednak Belgowie. I w 38. minucie zamienili tą przewagę na gola. Szczęśliwym strzelcem był Thomas Meunier. Belg przebiegł prawą stroną praktycznie przez całą połowę Dusana Kuciaka, skutecznie wymijając wszelkich przeciwników i umieścił piłkę w siatce. Fatalnie zachowali się Tomasz Brzyski i Michał Pazdan przyglądający jedynie przyglądali się pędzącemu rywalowi, a także Jakub Rzeźniczak, który poślizgnął się we własnym polu karnym. Interwencja słowackiego golkipera legionistów też pozostawiała wiele do życzenia.

Przed samą przerwą podopieczni Stanisława Czerczesowa mogli jeszcze wyrównać. Marek Saganowski nie potrafił jednak wykorzystać niefrasobliwej gry stoperów Brugii i nie zdołał odebrać im futbolówki. W rezultacie doświadczony napastnik wraz z kolegami schodzili do szatni w bardzo marsowych nastrojach. Ich grobowe miny wskazywały, że w drugiej części spotkania zamierzają zagrać nieco lepiej.

Wicemistrzowie Polski wybiegając z powrotem na murawę chyba jednak porzucili te ambicje. Cały czas nie potrafili wykreować sobie dogodnej sytuacji, nie wspominając nawet o strzałach. Zupełnie odwrotnie niż Belgowie, którzy wciąż próbowali umocnić swoje prowadzenie. Za sprawą pomyłki Igora Lewczuka byli tego bardzo bliscy. Stoper Legii zbyt delikatnie podał do Dusana Kuciaka i zamiast Słowaka, futbolówkę odebrał Leandro. Bramkarz uratował całą tą sytuację, wygrywając sytuację sam na sam.

Kolejne minuty przyniosły kolejne rozczarowania dla zgromadzonych w Brugii kibiców Legii. Ich ulubieńcy nie tworzyli bowiem żadnego zagrożenia dla swoich rywali. Stanisław Czerczesow widząc problemy swoich podopiecznych, postanowił dokonać pierwszych roszad - w miejscu niewidocznego Saganowskiego pojawił się powracający z drużyny rezerw Aleksandar Prijović, a Tomasza Jodłowca zastąpił Guilherme. W pewnym sensie przyniosło to efekt, gdyż warszawianie oddali pierwszy strzał na bramkę Sebastiena Bruzzese. Bartosz Bereszyński daleki był jednak od zdobycia gola.

Dużo bliżej tego osiągnięcia był Ivan Trickovski. Dostał piłkę od wprowadzonego chwilę wcześniej Michała Kucharczyka i uderzył w kierunku siatki. W ostatnim momencie futbolówkę wybili jednak defensorzy gospodarzy. Ta akcja nie przyniosła za sobą kolejnych. Prawdę mówiąc do głosu znowu odważniej zaczęli dochodzić Belgowie. Refleks Dusana Kuciaka sprawdzali kolejno Jelle Vossen oraz Victor Vasquez. Słowacki bramkarz nie dał się jednak zaskoczyć wciąż dając szanse kolegom na naprawienie wyniku.

Trzeba powiedzieć, że Legii nie brakowało chęci. Bardzo aktywny w ataku był szczególnie Guilherme. Brazylijczyk jako jedyny jakoś radził sobie ze stojącymi naprzeciw rywalami po czym posyłał piłkę w pole karne, gdzie jednak nie wykorzystywali tego jego partnerzy. Swoje sytuacje marnował Aleksandar Prijović a także angażujący się w grę do przodu Igor Lewczuk. Stoper mógł sobie na to pozwolić, gdyż zadowolona z wyniku Brugia cofnęła się do defensywy. I wybroniła korzystny dla siebie rezultat.


Polecamy