Szybka kontra: Czy w sobotę oglądałem amatorów?
Po kolejnym „świetnym” meczu w wykonaniu reprezentacji Polski, po raz kolejny znów mogłem poczuć się Polakiem! Bo jak przeważnie czuje się przeciętny Polak? Najpierw ma obiecane złote góry, później czeka na nie z utęsknieniem, a na końcu dostaje solidnie w du**. Mecz z Mołdawią był totalną kichą, którą zaserwowano nam w Kiszyniowie. Takie typowo polskie…
Wszyscy na około dziwią się, że po tym spotkaniu do dymisji nie podał się Waldek „KING” Fornalik. Powiedzcie mi szczerze? Kto z Was (oczywiście o zdrowych zmysłach) podałby się do dymisji inkasując miesięcznie 150 tys. zł? Po takiej decyzji, nominację do nagrody „Świra roku” macie pewną jak w banku! A że Waldek nie jest głupi, to tę kasę jeszcze przez kilka miesięcy będzie sobie pobierał. Głupi jest natomiast ten, kto mu taką kasę zaoferował… Za takie pieniądze, w Polsce pracowałoby około 75% trenerów tego świata. Postawiono na Fornalika, który sukcesów na arenie międzynarodowej nie miał żadnych, a i na polskim podwórku można było je policzyć na palcach jednej dłoni.
Druga sprawa dotyczy tego, że prowadzenie z sukcesami reprezentacji Polski byłoby zadaniem praktycznie niewykonalnym nawet i dla samego Jose Mourinho. Mając u siebie „pozorantów”, jak mawia Stanislav Levy, a nie ludzi, którzy gryźliby trawę od pierwszej do ostatniej minuty, o sukcesy w dzisiejszym futbolu jest bardzo trudno, o ile nie niemożliwie. Marcin Komorowski, w meczu z Mołdawią, był objeżdżany przez rywali, jak swego czasu polscy hokeiści przez zawodników Finlandii. A przecież to była reprezentacja Mołdawii! Piłkarze, których łączna wartość rynkowa jest mniejsza, niż jednego Lewandowskiego!
Wynik 1:1 i tak był dla nas szczęśliwym rezultatem, bo co by było, gdyby tuż przed przerwą, czerwoną kartkę zobaczył Krychowiak, a sędzia podyktował „11”? Teoretycznie nie byłoby nic innego, tylko ciągłe te same śpiewki z ust naszych piłkarzy o tym, że – „zabrakło ostatniego podania”, „dopóki są jeszcze szanse, nadal walczymy”, „rywal nas zaskoczył”, „czegoś zabrakło”… Ja i blisko 40 milionów Polaków doskonale wiemy czego zabrakło – UMIEJĘTNOŚCI!
W sobotę chciałem odreagować i wybrałem się na ostatnią kolejkę I ligi, na mecz GKS-u Katowice z Dolcanem Ząbki. Zasiadając jednak na trybunie prasowej, uświadomiłem sobie, że będę oglądał w akcji ludzi, którzy nie łapią się nawet do ekstraklasowych klubów, a co dopiero do reprezentacji Polski. Dotarło do mnie, że jeżeli moja drużyna narodowa, nie daje rady reprezentacji Mołdawii i nie potrafi strzelić gola przez 45 minut, tylko w połowie profesjonalnej reprezentacji Lichtensteinu, to dziś będę oglądał w akcji tak naprawdę amatorów!
Po meczu GKS- Dolcan, na płycie boiska pojawili się byli piłkarze GKS-u, a także „Przyjaciele Ledka”, którzy zagrali między sobą spotkanie, upamiętniające śmierć Adama Ledwonia. Szczerze? To co w bramce wyczyniał Janusz Jojko, można byłoby nazwać angielskim słowem – „Unbelievable!”. Gdyby na stadionie był obecny selekcjoner reprezentacji Polski Waldemar Fornalik (ale wiemy, że on rzadko kiedy pojawia się na stadionach, mimo wszystko i tak potrafi powołać piłkarza: Bartek Salamon, czy Piotr Zieliński) to w towarzyskim pojedynku z Danią Jojko wybiega w pierwszym składzie.
53-letni facet zawstydza swoimi umiejętnościami młodych zawodników. Świadczy to tylko i wyłącznie o tym, do jakiej miernoty, przez ostatnie lata, zostaliśmy przyzwyczajeni przez polskich piłkarzy. Za chwilę rozpoczną się eliminacje do LM, czy LE. Nie narzekajmy, że znowu zostaliśmy wyeliminowani przez Kazachów, którzy dzień wcześniej pracowali przy swoim domowych ogródkach, Azerów, czy jakąś drużynę ligową z Malty. To jest teraz nasz poziom – typowa szarzyzna. A nowymi stadionami, czy piękną oprawą tylko trochę ją podkolorujemy…
Sebastian Czapliński / Ekstraklasa.net
Czytaj piłkarskie newsy w każdej chwili w aplikacji Ekstraklasa.net na iPhone'a lub Androida