Włoski tydzień (1) - Matri świetnym transferem, Milan buduje stadion
Blog musi żyć! Tak więc oprócz dłuższych komentarzy dotyczących jednej sprawy zapraszam na "tygodniówki", czyli przegląd najciekawszych wydarzeń w Italii okraszony moim autorskim komentarzem. Zapraszam również do dzielenia się swoimi wrażeniami i opiniami na dany temat komentując wpisy. Postaram się brać aktywny udział w dyskusji i odpowiadać na wasze pytania, więc śmiało, odwagi!
***
Matri w Juventusie
Eksperci i kibice śledzący ligę włoską komentują zakończone mercato, które było niezwykle udane dla włoskich klubów i często zadają sobie pytanie: który transfer był najlepszy? Na uwagę z pewnością zasługuje Lukas Podolski i Xerdan Shaqiri w Interze (IMO, ten drugi za rok może zostać gwiazdą ligi), Seydou Doumbia w Romie, czy Manolo Gabbiaddini w Napoli. Gdyby ktoś pytał o moje zdanie - absolutnym numerem jeden jest dla mnie Gabbiaddini, który prowadził grę Sampdorii, a teraz ma realne szanse na zostanie pierwszorzędnym graczem Azzurrich. Ale nie o tym. Moją uwagę przykuł inny transfer. Nieco wyśmiewany, przyjęty przez niektórych z lekkim zdziwieniem, często wręcz z dezaprobatą. Alessandro Matri powrócił do Juventusu, ale kibice Starej Damy nie są do końca przekonani, czy aby na pewno będzie on wzmocnieniem zespołu - ba, wręcz otwarcie mówią, że Bianconeri zamiast gwiazd ściągają szrot.
Wśród fali krytyki pojawiły się jednak pozytywne głosy, które podzielam również ja. Dlaczego? Zgoda - sportowo nazwisko i marka "Matri" nie sprawia, że tifosi rzucają się do sklepów by ostatnie pieniądze wydać na koszulkę tego zawodnika, ale warto ugryźć ten temat z innej strony. Z tej, z której wygląda on jak prawdziwy majstersztyk, taki, którego brakowało na giełdzie transferowej od dawna. Odpowiedź na pytanie, które zadaliście sobie po przeczytaniu ostatniego zdania (tak, jestem przekonany że 99% czytających wyglądało jak na memie z serii "are you fucking kidding me?") jest bardzo prosta. Wystarczy sięgnąć pamięcią do 2013 kiedy niechcianego w Turynie Matriego wykupił AC Milan. Dla Alessandro był to zresztą powrót do Rossonerich, bo w tej drużynie dorastał jako piłkarz i wypłynął na szerokie wody - mimo, że w barwach Diavolo rozegrał tylko jedno spotkanie. Do powrotu na San Siro namówił go ulubiony trener, z którym wcześniej pracował w Cagliari: Massimiliano Allegri. Milan na Matriego wydał 11 milionów euro, co już wtedy było sporym szokiem, bo napastnik w poprzednich rozgrywkach zdobył zaledwie osiem bramek. W Mediolanie mu się nie wiodło, szybko poszedł w odstawkę, a później na wypożyczenie - najpierw do Fiorentiny, gdzie również nie błyszczał formą, a w tym sezonie do Genoi, gdzie o dziwo pozytywnie zaskoczył.
Tu dochodzimy do sedna sprawy - zaskoczył na tyle pozytywnie, że... ponownie trafił do Juve - oczywiście za sprawą Allegriego, który prowadzi dziś Starą Damę. Sęk jednak w tym jak doskonale przeprowadzona została cała operacja. Milan ściągnął Matriego do siebie, jednak nie był zainteresowany jego dalszymi usługami, więc oddał piłkarza drużynie odwiecznego rywala. Oddał - z pocałowaniem ręki, a raczej używając ostrzejszych słów: dał się wydymać. I to "bez mydła". Wszystko za sprawą wybitnie idiotycznej umowy, którą zawarły ze sobą kluby. Według niej Bianconeri nie muszą zgodzić się na wykupienie zawodnika po sezonie, a połowę pensji Matriego wciąż pokrywał będzie Milan (sic!). Efekt? Zubożały klub, który fatalnie radzi sobie w tym sezonie zgodził się na "dokarmianie" dawnego wroga i zarazem dużo bogatszego mistrza kraju, a na dodatek oddał im będącego w świetnej formie (16 występów, udział przy 13 bramkach Genoi) napastnika. Podsumowując: Juventus nie zaryzykował nic. Ściągnięcie 30-letniego Matriego nie było hitem zimy, ale rozsądnym ruchem, który wzmocni rywalizację o miejsce w składzie i być może przyniesie korzyści w postaci kilku ważnych bramek. Jeśli jednak Matri znów zawiedzie, to wróci do Mediolanu z bagażem 11 milionów euro wydanych na całkowity niewypał, kosztem połowy półrocznej pensji i świadomością, że na San Siro na długo nie zabawi. A Juventus latem sprowadzi jeden z megatalentów włoskiej piłki (czyt. Berardi lub Zaza) i pod nosem pośmieje się z ligowego rywala.
Brawo.
PS. Jeszcze jedno. Mała grafika dla tych, którzy mówią, że to beznadziejny transfer, czyli porównanie osiągów Llorente i Moraty z wynikami Matriego.
***
Stadion dla Milanu
Po uprzednim obsmarowaniu Rossonerich tym razem należą im się spore gratulacje. Dziś rano La Gazetta dello Sport opublikowała projekt nowego stadionu mediolańskiej ekipy, który kilka godzin później potwierdzono na oficjalnym profilu klubu. Dla Milanu to duży krok w stronę odbudowy i samodzielności - jak pokazał przykład Juventusu własny obiekt to naprawdę duży atut i rzecz wręcz niezbędna do generowania większych zysków dla klubu. Dla porównania z Juventus Stadium: stadion w Mediolanie pomieści o 7000 widzów więcej - mecze z trybun będzie mogło oglądać na raz 48000 widzów. Mało? Nie. Jak na ten klub wystarczająco. Lepiej zapełniać 50-tysięcznik niż wykupić połowę 100-tysięcznika. A choćby dlatego, że to ładniej wygląda.
Co do samego obiektu - jest to na pewno jeden z najbardziej nowoczesnych i pomysłowych stadionów na świecie. Obok ładnego stadionu stanie bowiem miasteczko kibiców. Tak, całe miasteczko (jak dla mnie bardziej blokowisko, ale trzymajmy się oficjalnej wersji), które otoczy arenę dookoła i z pewnością nada jej niepowtarzalny klimat. To tak oprócz funkcyjności, bo to jak wiadomo będzie kolejną zaletą. Wedle zamysłu autorów cały kompleks ma tętnić życiem również wtedy, gdy zespół nie będzie rozgrywał akurat spotkania u siebie. Liczne eventy, zapewne możliwość wynajęcia apartamentów, bankiety i część użytkowa dla akademii czy drużyn juniorskich. Słowem - można tam zrobić dosłownie wszystko, bo ilość miejsca pozwala na nieograniczone działania. Pozostaje więc mieć nadzieję, że działacze dobrze spożytkują ten innowacyjny pomysł.
Aha, byłbym zapomniał. Całość inwestycji wyniesie 320 milionów euro i <tu moment zaskoczenia, chociaż udawajcie> Milan nie pokryje tej sumy w całości. Z pomocą wyszli oczywiście kochani szejkowie, a dokładniej Emirates, które ma już na koncie podobne przedsięwzięcie, którego efekt można podziwiać podczas domowych spotkań Arsenalu. Gdzie Diabeł nie może, tam szejka pośle.
***
Reprezentacja zepchnięta w kąt?
Na koniec, by zbyt długo nie przynudzać, warto jeszcze zwrócić uwagę na sprawę dla nas dość błahą. Mianowicie - kluby Serie A odmówiły selekcjonerowi Antonio Conte wyjazdu zawodników na nieoficjalne (tzn. poza terminem FIFA) zgrupowanie reprezentacji Italii. W każdym innym przypadku nie widziałbym w tym nic dziwnego, bo piłka klubowa już dawno dała pstryczka w nos swojej międzynarodowej siostrze, ale nie gdy mówimy o Włoszech.
Włosi od lat bardzo głośno mówili o tym, że najważniejsza jest Squadra Azzurra. Przypominali to przy każdej możliwej okazji - kibice, piłkarze, często nawet trenerzy. Andrea Pirlo w swojej książce napisał, że każdy prawdziwy Włoch reprezentację powinien stawiać na pierwszym miejscu, choć odnosiło się to głównie do piłkarzy i lekko zahaczało o kontrowersje związane z mundialem w Brazylii gdzie rzekomo "Stara Gwardia" (czyt. Buffon, De Rossi, Pirlo) wdali się w kłótnie z młodszymi kolegami z zespołu, którzy nie traktowali gry w kadrze tak poważnie jak oni. De Rossi w jednym z wywiadów powiedział nawet, że w składzie powinno być miejsce tylko dla prawdziwych mężczyzn i prawdziwych Włochów.
Tymczasem prezesi powiedzieli wspólnie: nie. Co to oznacza? Niektórzy komentują to jako zmianę priorytetów, inni jako zwykłą chęć oszczędzenia swoich zawodników przed ważnymi meczami, które w niedługim terminie czekają m.in. Juventus, a jak wiadomo gracze Starej Damy stanowią trzon ekipy Antonio Conte. Sprawa jest jednak ciekawa, bo na twitterowym wallu przewinąłem kilka komentarzy, które jej dotyczyły i podzielały moje zdanie: to pierwszy krok do poważnego przewrotu.
***
PS. Jest jeszcze Cassano - ten niepokorny łamacz serc (kto czytał Pirlo, ten wie), który ostatnio ujawił, że w Parmie nastąpił casus warszawskiej Polonii. To znaczy: mówią, że kasa będzie jutro, a kasy nie ma wcale. Ale o tym innym razem, bo Gialloblu zasługują na osobny wpis.
Zapraszam również do "lajkowania" i "tłitowania":
FANPAGE BLOGA CATENACCIO NA FACEBOOK'U
TWITTER AUTORA