menu

Szóste z rzędu zwycięstwo Zawiszy! Niebiesko-czarni rozbili GKS Bełchatów

12 kwietnia 2015, 17:17 | Grzegorz Ignatowski

Bydgoski Zawisza na finiszu zasadniczego sezonu T-Mobile Ekstraklasy nie zwalnia tempa. Piłkarze Mariusza Rumaka pokonali w Bełchatowie miejscowy GKS 4:1. To już szósta z rzędu wygrana bydgoszczan, którzy zbliżyli się do "Brunatnych" na odległość jednego punktu.

Zawisza pokonał w Bełchatowie GKS 3:1
Zawisza pokonał w Bełchatowie GKS 3:1
fot. Paweł Skraba / Gazeta Pomorska

W pierwszych minutach bełchatowianie radzili sobie znakomicie. Kilka szybkich ataków spowodowało, że w szeregach obronnych bydgoszczan pojawił się chaos. Wyglądało to jakby w starciu dwóch gladiatorów jeden naprężył muskuły, by przestraszyć rywala i po chwili strach rzeczywiście zajrzał w oczy drugiego. To zachęciło gladiatora do odważniejszej postawy i lada chwila zdzielił przeciwnika w twarz. A stało się tak za sprawą Michała Maka, który popisał się dokładnym dośrodkowaniem na głowę Arkadiusza Piecha, który precyzyjnym strzałem umieścił piłkę w bramce.

Jednak po chwili z tych potężnych muskułów uszło powietrze i Bełchatów sprawiał wrażenie chudego i bezbronnego okularnika, który wolałby posiedzieć przy komputerze lub czytać książki niż brać udział w walce z prawdziwym gladiatorem. Zawisza początkowo nie wiedział czy ma go bić, czy tylko mocno przestraszyć. Zaczął więc od straszenia. W 13. minucie po strzale Pawłowskiego bełchatowianom zrobiło się gorąco, ale ostatecznie piłka trafiła w poprzeczkę. Później kapitalny strzał oddał Świerczok, lecz Emilijus Zubas uchronił swój zespół przed utratą bramki. W końcu bydgoszczanie sięgnęli po bardziej przekonujące środki i w 33. minucie po strzale z rzutu wolnego Alvarinho doprowadził do wyrównania.

Gospodarze zostali mocno trafieni, ale zamiast pokusić się o ripostę upadli na kolana i cierpliwie czekali na kolejne ciosy. A goście nie mieli litości. Już dwie minuty później Mica dobił piłkę do pustej bramki po tym jak Zubas obronił strzał Barisicia. Później Świerczok huknął z 25 metrów i piłka znów wylądowała w siatce przy biernej postawie golkipera "Brunatnych". W efekcie po 45 minutach bydgoszczanie prowadzili 3:1, a bełchatowianie wyglądali na zupełnie pozbawionych woli walki.

W przerwie meczu trener Zub musiał się nieźle nagimnastykować, żeby zmobilizować swoich podopiecznych do dalszej walki. Jednak na niewiele się to zdało. W drugiej połowie piłkarze Bełchatowa wciąż wyglądali na mocno przestraszonych. Drużyna prowadzona przez trenera Mariusza Rumaka przez dłuższy czas nie kwapiła się do kolejnych ataków, ale w końcu pokazała, że trzyma rękę na pulsie. A stało się tak za sprawą Micaela Silvy, który w 69. minucie zdecydował się na mocny strzał zza pola karnego. Zubas nie miał większych szans, choć trzeba też przyznać, że obrońcy "Brunatnych" nie zrobili zbyt wiele, żeby przeszkodzić Mice w oddaniu strzału. Zupełnie jakby wychodzili z założenia, że skoro silniejszy przeciwnik podnosi na nich rękę, to trzeba posłusznie nadstawić policzek.

Do końca spotkania obraz gry się nie zmienił. Bełchatowianie cierpliwie czekali aż sędzia zakończy to spotkanie, by w końcu zająć się czymś innym. Z kolei bydgoszczanie nie musieli już się zbytnio przemęczać. Oni już zdominowali rywala i w końcowym fragmencie meczu mogli pobawić się z nim w kotka i myszkę lub zacząć myśleć o kolejnym spotkaniu.


Polecamy