Sokół Marcinkowice wzniósł się na wyżyny. Dostał za to piękny puchar i czek na 5000 zł
Gdy do małej wsi przyjeżdża rywal z wyższej półki, mobilizacja jest podwójna. Trudno się zatem bardzo dziwić, że w finale Pucharu Polski okręgu wrocławskiego Sokół Marcinkowice pokonał u siebie Ślęzę Wrocław.
- Zawsze w pucharach ten potencjalny skazany na porażkę zespół pokazuje ząb, charakter i dziś mieliśmy tego znakomity przykład, bo czwartoligowiec pokonał trzecioligowca - mówił po meczu Sokoła Marcinkowice ze Ślęzą Wrocław prezes Dolnośląskiego ZPN Andrzej Padewski.
[przycisk_galeria]
Bramka dla Sokoła padła w 45. minucie. Ślęza zakończyła mecz w podwójnym osłabieniu, a mimo tego w jednej z ostatnich akcji trafiła w poprzeczkę. Wszystkie boiskowe wydarzenia obserwowało z trybuny oraz z miejsc przy okalającym stadion płocie kilkaset osób. Wszyscy zaangażowani, wszyscy zestresowani.
„Wystarczy raz im kopnąć i pozamiatane będzie! Tylko raz chłopaki!” - mówił któryś z kibiców. „Nie patrz na ich siatkę, patrz na swoją, bo ci szarych włosów przybędzie” - to z kolei głos ze sztabu Sokoła.
Prezes Damian Madej ze stresu co chwila sięgał po kolejnego papierosa i sam przyznał, że wypalił co najmniej pół paczki.
- Wielka feta, dla nas to pierwsze takie osiągnięcie. Kiedyś doszliśmy do półfinału strefy, ale odpadliśmy. Nerwy są duże, człowiek poświęca na przygotowania mnóstwo czasu, a to dla nas wisienka na torcie - podkreślał Madej, który po meczu odebrał okazały puchar i czek na 5000 złotych.
Inne małe kluby mogłyby z Marcinkowic brać przykład. Tu infrastruktura jest na bardzo wysokim poziomie, a w Sokole nie zamierzają się zatrzymać.
- Boiska na Dolnym Śląsku się zmieniają. Również tu, bo to boisko kilka lat temu i teraz to dwa różne obiekty. Jest czysto, boisko zadbane, są plastikowe siedzenia, ogrodzenie. Tak to powinno wyglądać - podsumował Padewski.
- Przed nami jest jeszcze sporo do zrobienia. Klub się bardzo mocno rozwija. Mamy rezerwy, mamy 120 dzieci, to powolutku zaczyna wyglądać. Na pewno będziemy próbować sprawić jeszcze kilka niespodzianek - zakończył prezes Sokoła.
Droga obu zespołów do finału regionalnego Pucharu Polski w strefie wrocławskiej była zróżnicowana. Drużyna z Marcinkowic musiała rozpocząć ją od pierwszej rundy, a bardzo niewiele zabrakło, żeby zakończyła się już na drugim spotkaniu. Sokół po emocjonujących rzutach karnych wyeliminował reprezentujących klasę okręgową Czarnych Jelcz-Laskowice. Potem emocji wcale nie było mniej, bo dopiero w 90 minucie ćwierćfinału udało się wyeliminować Śląsk II Wrocław. Przy takim spotkaniu półfinał z Mechanikiem Brzezina był formalnością i rzeczywiście, wynik 3:1 dla Sokoła to potwierdził.
Ślęza dla porównania męczyła się tylko raz, gdy w ćwierćfinale po karnych odprawiła GKS Kobierzyce. W drodze do finału zdobyła aż 19 bramek, tracąc zaledwie dwie. A jednak gdy przyszło do decydującego spotkania, sił zabrakło. Wrocławianie mieli problemy z dostosowaniem się do fizycznego stylu gry prezentowanego przez gospodarzy, a gdy sami popełniali przewinienia, to sędzia natychmiast wyciągał kartki, co skończyło się dwoma wykluczeniami.
W dolnośląskich półfinałach Pucharu Polski Sokół Marcinkowice zmierzy się z Sudetami Giebułtów, a Lechia Dzierżoniów z KS-em Polkowice. Oba mecze 25 kwietnia.
ZOBACZ TAKŻE:
* LKS Ciechów - Piast Lutynia. Kibic chciał poderżnąć gardło piłkarzowi? [ZDJĘCIA]
* Eryk Sobków: Najpierw muszę odbudować się w drugim zespole Zagłębia
* Polkowice przystanią dla piłkarzy „Miedziowych” - będzie współpraca? W finale regionalnego Pucharu Polski nie było sentymentów
* Regionalny Puchar Polski: Puchar tysiąca ciekawostek [DOLNY ŚLĄSK]