Łukasz Piszczek: Gdybyśmy nie wygrali, mielibyśmy pretensje do siebie
Przy okazji, w której strzeliłem gola, dokładnie wiedziałem, co chcę zrobić. Wiedziałem doskonale, że Piotrek Zieliński potrafi świetnie podać, co zrobił. Gdy tylko zobaczyłem, że zagra piłkę górą, to już wiedziałem, że jak bramkarz wyjdzie, będę próbował go przelobować - opowiadał po zwycięstwie nad Czarnogórą obrońca reprezentacji Polski Łukasz Piszczek. Po jego bramce Biało-Czerwoni wygrali 2:1 i umocnili się na pierwszym miejscu w grupie E eliminacji mistrzostwa świata 2018.
fot. Bartek Syta
fot. Bartek Syta
fot. Bartek Syta
fot. Bartek Syta
Jak z Pana perspektywy wyglądały te dwie sytuacje, w których brał Pan udział z Robertem Lewandowskim i nie zakończyliście ich zdobycie bramki?
(śmiech) Najpierw obrońca wybił piłkę z linii, a później, gdy Robert minął już jednego obrońce, zaczął zbliżać się do mnie. Sytuacyjnie chciałem kopnąć piłkę lewą nogą, ale niestety nie trafiłem w nią prawidłowo. Bramkarz złapał ją bez problemu. Szkoda, bo gdybyśmy podwyższyli prowadzenie na 2:0, to może byłoby spokojniej w końcówce spotkania. Mimo wszystko fajnie, że z tak trudnego terenu wywozimy trzy punkty.
Wideo: AIP
Po tych akcjach Czarnogórcy wyrównali. Nie miał Pan obawy, że to się źle skończy?
Ale skończyło się dobrze! (śmiech) To najważniejsze. Wiadomo, że gdybyśmy nie wygrali, to mielibyśmy do siebie ogromne pretensje, ale na szczęście w tej jeszcze jednej akcji byliśmy wszyscy tam, gdzie powinniśmy być.
W sytuacji, po której padła bramka na 2:1, Piotr Zieliński zaliczył chyba najlepsze podanie w meczu, a Pan poprawił się po nieudanym zagraniu.
Przy tej okazji dokładnie wiedziałem, co chcę zrobić. W poprzedniej byłem trochę zaskoczony, choć nie powinienem. Natomiast co do Piotrka, to wiem doskonale, że potrafi świetnie podać, co zrobił. Gdy tylko zobaczyłem, że zagra piłkę górą, to już wiedziałem, że jak bramkarz wyjdzie, będę próbował go przelobować. Wszystko ułożyło się po mojej myśli.
Ale Czarnogórcy po rzucie rożnym w końcówce też mieli jeszcze groźną sytuację.
Tak, ale nie zapominajmy, że stadion w Podgoricy jest trudnym terenem. Rzadko goście tu wygrywają. Potrafiliśmy poradzić sobie w tym okresie, w którym nie za bardzo nam szło. W końcówce zasuwaliśmy, żeby to prowadzenie utrzymać.
Dobrą robotę zrobił też chyba sędzia, bo temperował ostrzejsze wejścia gospodarzy.
Zgadza się, bardzo dobrze wywiązał się ze swojego zadania, a nie miał łatwej przeprawy.
Przed meczem mówiliście o otwieraniu bramek na autostradę do Rosji. Nad kolejnymi rywalami w grupie macie sześć punktów, do końca pięć spotkań.
Przewaga spora, jak na ten moment rywalizacji, ale jeśli nie będziemy wygrywać kolejnych meczów, to ona na nic się nam nie przyda. Następne starcie czeka nas z Rumunią w Warszawie. On będzie tak samo ważny, jak ten z Czarnogórą. Chcemy wygrać i krok po kroku zbliżać się do mistrzostw świata.
Z drugiej strony, poza wyraźnie wygranym meczem z Rumunią, pozostałe punkty przychodzą wam z trudem.
Nasza grupa jest bardzo wyrównana. Na szczęście to my jesteśmy na czele i inni muszą się martwić o swoją przyszłość. Ale Dania, Rumunia czy Czarnogóra potrafią grać w piłkę, to widać, bo w bezpośrednich starciach tracą punkty.
W Podgoricy notował Tomasz Biliński