menu

Śląskie derby dla GieKSy. Katowiczanie lepsi od GKS-u Tychy

6 października 2012, 18:44 | Piotr Szymański

Podopieczni Rafała Góraka odnieśli trzecie zwycięstwo z rzędu na boiskach 1. ligi. Katowiczanie pokazali dzisiaj przy Bukowej kawałek ciekawego futbolu, zdobyli zwycięskiego gola ze stałego fragmentu, jednak ich dominacja nie podlegała dyskusji. GKS Tychy przegrał zasłużenie i tym samym zakończył passę meczów bez porażki.

GKS Katowice - GKS Tychy
fot. Mikołaj Suchan / Polskapresse
GKS Katowice - GKS Tychy
fot. Mikołaj Suchan / Polskapresse
GKS Katowice - GKS Tychy
fot. Mikołaj Suchan / Polskapresse
1 / 3

Śląskie derby przy Bukowej zwiastowały spore emocje. Oba zespoły znajdowały się w sporym gazie, bowiem katowiczanie wygrali dwa poprzednie spotkania, a goście z Tychów przyjechali na mecz z GieKSą niepokonani aż od sześciu meczów (z których cztery wygrali). Rafał Górak nie mógł skorzystać z usług kilku ważnych zawodników: wykartkowanego Krzysztofa Wołkowicza, kontuzjowanych Jana Beliancina oraz Kamila Cholerzyńskiego, a także zawieszonego kapitana Jacka Kowalczyka. Szkoleniowiec przyjezdnych mógł z kolei wystawić najsilniejszą jedenastkę.

Początek i koniec pierwszej części meczu należały do GKS-u Tychy. Podopieczni Piotra Mandrysza powinni wręcz objąć prowadzenie, jednak fatalnie ustawione celowniki mieli Maciej Mańka i Marcin Folc. Katowiczanie mogli odetchnąć z ulgą.

W 24. minucie to GieKSa miała powody do radości. Z rzutu rożnego dobrze dośrodkował Grzegorz Fonfara, piłkę zgrał Mateusz Kamiński, a z najbliższej odległości wpakował ją do siatki głową Arkadiusz Kowalczyk. Tyszanie podłamani takim obrotem wydarzeń oddawali pole rywalowi, który konstruował kolejne akcje w ofensywie. Brakowało w nich jednak głównie szybkości, bo na klepkę „na stojąco” nie dawali się nabierać defensorzy gości.

Niemrawe zawody mógł w 40. minucie przerwać Bartosz Sobotka, nietypowo ustawiony dzisiaj na lewej pomocy. Zawodnik GieKSy huknął jak z armaty z 14 metrów, jednak futbolówka nieznacznie minęła słupek bramki Piotra Misztala. Gola do szatni po przeciwnej stronie boiska powinien zdobyć znienawidzony przy Bukowej Piotr Rocki, jednak z najbliższej odległości uderzył główką prosto z Macieja Wierzbickiego.

Tuż po przerwie dwie klarowne sytuacje stworzyli miejscowi. Przemysław Pitry po indywidualnej akcji przymierzył centymetry nad okienkiem, a za chwilę strzału głową próbował Rafał Kujawa. Mogła podobać się wymienność funkcji między tymi zawodnikami. Gdy tylko Pitry opadał nieco z sił, na szpicę wchodził Kujawa.

W kolejnych minutach swoich znakomitych szans nie wykorzystał aktywny Pitry. Najpierw jego strzał został zablokowany, a po kilkunastu sekundach minimalnie niecelnie główkował po dograniu z kornera. GieKSa grała spokojnie i konstruowała groźne ataki. Wyraźnie pachniało drugim golem dla miejscowych, ale w 61. minucie Fonfara w sobie tylko znany sposób nie umieścił piłki w siatce z kilku metrów. Wprawdzie kąt był dość ostry, ale to powinna być bramka.

Na 20 minut przed ostatnim gwizdkiem sędziego Dawida Bukowczana, kibice na „Blaszoku” zaprezentowali efektowną oprawę, której tematem była „sztama” fanów GKS-u i Górnika Zabrze.

Do końca inicjatywa była po stronie GieKSy, która stworzyła sobie jeszcze jedną stuprocentową sytuację, zmarnowaną przez rezerwowego Grzegorza Goncerza. Nie przebudzili się tyszanie, którzy poza kilkoma akcjami przed przerwą, nie pokazali wiele przy Bukowej. Nie pomogła im nawet gra w kilku ostatnich minutach w przewadze jednego zawodnika, bowiem drugą żółtą kartkę obejrzał w 85. minucie Marcin Pietroń.


Polecamy