Słaba postawa GKS-u Bełchatów w meczu przeciwko Okocimskiemu Brzesko
W 2. kolejce GKS Bełchatów podejmował na własnym stadionie drużynę Okocimskiego Brzesko. Oba zespoły wygrały swoje inauguracyjne spotkania i w kolejnej potyczce ponownie liczyły na zdobycie kompletu punktów.
W porównaniu do pierwszego spotkania, w drużynie z Bełchatowa doszło do kilku zmian. Pauzującego za czerwoną kartkę Macieja Wilusza zastąpił Piotr Witasik, kontuzjowanego podczas ostatniego treningu Marcina Flisa zmienił Krzysztof Michalak, natomiast za Michała Renusza na lewym skrzydle wystąpił od pierwszej minuty Łukasz Wroński.
Początek spotkania zapowiadał się obiecująco. Wydawać się mogło, że bełchatowianie wyciągnęli wnioski z poprzedniego spotkania i od razu ruszyli na rywala z impetem. Dobrymi akcjami popisywali się Kamil Wacławczyk oraz bracia Mak. Zawsze jednak brakowało zagrania kończącego, które znalazłoby drogę do bramki gości. Napór Bełchatowa nie trwał jednak długo i praktycznie przez całą pierwszą połowę zawodnicy "przeciągali linę" w środkowej części boiska. Niekiedy zdarzały się zagrania w pole karne przeciwnika, ale na tyle niedokładne i nieprzemyślane, że piłka lądowała albo w rękach bramkarzy albo poza polem gry. Pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem.
Oba zespoły na drugą połowę wyszły bardzo zmotywowane. Nie trzeba było długo czekać na groźne akcje. Pierwszą z nich popisali się goście, a dokładnie Konrad Cebula. Piłkarz miał okazję pokonać Arkadiusza Malarza z kilku metrów, ale tym razem górą był bramkarz GKS-u. W odpowiedzi na bramkę "Piwoszy" ruszył Mateusz Mak, ale i po tej akcji stan bramkowy nie uległ zmianie. Dopiero w 57. minucie kibice doczekali się świetnej akcji Bełchatowa, po której Aleksander Kozioł zmuszony był wyciągać piłkę z własnej bramki. Kolejnym uderzeniem popisał się Mateusz Mak, piłka trafiła w poprzeczkę i spadła prosto pod nogi Kamila Wacławczyka, który nie miał problemów z umieszczeniem futbolówki w bramce rywali.
Po stracie bramki Okocimski podjął wyzwanie i gra stała się bardziej otwarta. Goście nie skupiali się już głównie na defensywie i ewentualnej próbie gry z kontry. Starali się grać do przodu i zagrażać bramce Malarza. W jednej z najlepszych dla siebie sytuacji Piotr Darmochwał mając w zamiarze dośrodkowanie - oddał bardzo groźny strzał lecący tuż pod poprzeczkę bramki GKS-u. Arkadiusz Malarz został zmuszony do największego wysiłku, by uratować swoją drużynę przed stratą gola.
Wymiana ciosów trwała dobre 30 minut i gdy już wszyscy myśleli, że Bełchatów dowiezie zwycięstwo do końca - nastąpił niespodziewany zwrot akcji. Zawodnik gości wbiegając w pole karne został sfaulowany, a sędzia nie mając wątpliwości podyktował rzut karny, który na bramkę zamienił Daniel Brud.
Podrażniony GKS za wszelką cenę chciał zdobyć zwycięskiego gola. Tyle, że owe poddenerwowanie przyniosło skutek pozasportowy. W 90. minucie Patryk Stefański brutalnie sfaulował Pawła Baranowskiego. Piłkarz został ukarany czerwoną kartką, ale nie zszedł od razu z boiska tylko usiadł domagając się interwencji medycznej. Nie spodobało się to Grzegorzowi Baranowi, który siłą próbował ściągnąć Stefańskiego z murawy. Za takie zachowanie otrzymał żółtą kartkę, która nie zahamowała kolejnej buńczucznej reakcji piłkarza. Sędzia zmuszony był do pokazania Baranowi drugiej żółtej, a w efekcie końcowym czerwonej kartki. Rezultat w Bełchatowie nie uległ już zmianie, a doświadczony pomocnik nie tylko nie zyskał nic swoim zachowaniem, ale co najważniejsze, osłabi swoją drużynę w następnym spotkaniu.
Konferencja pomeczowa skupiona była głównie na trenerze Kieresiu, który otwarcie przyznał, że nie był to dobry mecz w wykonaniu jego piłkarzy. Wypominał niewykorzystane sytuacje, które tym razem nie były łaskawe i zemściły się w samej końcówce meczu. Wyraz twarzy trenera bełchatowian mówił sam za siebie - rozgoryczenie i rozczarowanie. Niezbyt chętnie i wylewnie odpowiadał też na pytania dziennikarzy. Trener Okocimskiego Piotr Stach podsumował mecz w 30-sekundowej wypowiedzi. Podziękował jedynie swoim piłkarzom za waleczność, ambicję i wiarę do samego końca. Bez tych cech goście nie uratowaliby punktu na terenie zespołu, który uważany jest za jednego z głównych kandydatów do wygrania rozgrywek 1. ligi.