menu

Saint Patrick's - Legia LIVE! Uratować honor i wrócić na właściwe tory

23 lipca 2014, 13:52 | Konrad Kryczka

Taki mecz jak tydzień temu legionistom nie powinien się przydarzyć. Tylko, czy patrząc na ich formę, tamten wynik był rzeczywiście tylko wypadkiem przy pracy? Dziś powinniśmy się o tym przekonać. Piłkarze Legii podchodzą do spotkania z optymizmem i mamy nadzieję, że jest on uzasadniony.

- Żaden zespół na świecie nie ma dwóch takich samych składów – powiedział po meczu z GKS-em Bełchatów Ivica Vrdoljak. Tym samym kapitan „Wojskowych” jednym zdaniem zamknął dyskusję pod tytułem „czy Legia może sobie pozwolić na wystawianie rezerwowego składu”. W jakiś sposób wypowiedź ta podważa słowa Henninga Berga, który jeszcze dwa tygodnie temu przed meczem z Zawiszą mówił tak: - Nikt nie powinien mówić, że pierwsza jedenastka Legii jest słabsza niż druga. Naprawdę mamy dużą grupę świetnych piłkarzy o zbliżonym poziomie.

Trzeba jednak dodać, że zdanie Norwega zweryfikowało również boisko. Najpierw przegrana w meczu o Superpuchar, a ostatnio porażka u siebie z Bełchatowem. I w tych meczach Berg oszczędzał najważniejszych zawodników, ponieważ priorytetem był najpierw mecz sparingowy, a później przygotowanie do rewanżu z St. Patrick’s. To jest naprawdę niepojęte. Norweski trener pracował przecież wcześniej na Zachodzie (Anglia) i tam jakoś nie mają problemu z tym, żeby zagrać co trzy dni. Wydawało się, że szkoleniowiec wyniesie stamtąd tego typu wzorce, a następnie spokojnie zastosuje je u nas. Jak widać, nasze niedoczekanie. Tak czy inaczej, decyzje personalne Berga nie napawają optymizmem. W ostatnim meczu ligowym zszedł najlepszy z Legii Ivica Vrdoljak (ponoć musiał być w pełni sił na dzisiejsze spotkanie), a na placu gry został Helio Pinto. Na chwilę obecną Portugalczyk to największy człapak ligi, a jego chyba jedynym atutem jest nieźle ułożona stopa. Wystawianie go podchodzi pod sabotaż, chyba że istniałaby opcja wpuszczenia go na plac gry, kiedy trzeba wykonać stały fragment gry. Wtedy byśmy zrozumieli jego obecność na murawie.

Czy dziś Pinto pojawi się na boisku, nie mamy pojęcia. Wiemy tylko, że Legia jako całość musi się zaprezentować o wiele lepiej niż w ostatnich meczach. Tak, aby na ich grę dało się jako tako patrzeć. I taka ma podobno być. Po meczu z Bełchatowem Vrdoljak przyznał, że gra zespołu nie wygląda tak, jak powinna, i tylko wygrana w Dublinie pozwoli wrócić drużynie na właściwie tory. Na wczorajszej konferencji prasowej nie brakowało pewności co do tego, że dziś będzie lepiej niż tydzień temu. - Na pewno zaprezentujemy się z dużo lepszej strony niż podczas meczu w Warszawie – stwierdził Łukasz Broź. - Każdy mecz jest inny. W pierwszym spotkaniu z St. Patrick's oczekiwało się od Legii zdecydowanego, kilkubramkowego zwycięstwa, tymczasem to się nie udało. - Ten mecz będzie dla nas bardzo ważnym spotkaniem - przyznawał Berg, który chyba zdaje sobie sprawę, że w mediach już rozpoczęła się dyskusja nad tym, czy jego głowa powinna polecieć, czy może jeszcze nie. Jeżeli dziś przegra, to kto wie, co wydarzy się w najbliższych dniach.

Co do przegranej. Zastanawiamy się, kto w jej przypadku weźmie odpowiedzialność na siebie. Z pewnością Berg, jak to było ostatnio z Bełchatowem. Ale którzy zawodnicy wyjdą i powiedzą, że są współwinni? Po meczu z GKS-em do strefy mieszanej jako pierwszy przybył Dusan Kuciak. Później, kiedy dziennikarze byli głodni i tylko ostrzyli języki, a także przygotowywali kamery i dyktafony, został do nich wysłany debiutant Adam Ryczkowski. I to było dziwne. Bo wiadomo było, że prasa będzie pytała o całokształt formy Legii w tym sezonie i odpowiedzi oczekuje głównie od graczy podstawowej jedenastki. Tymczasem wysłano („ktoś musiał wyjść, padło na mnie”) siedemnastolatka, który wypowiadał się najpierw bardzo dyplomatycznie, aż w końcu poprosił o pytania o mecz z GKS-em. Koniec końców na odsiecz przybyli Vrdoljak i Saganowski, uwalniając tym samym młodziana z rąk dziennikarzy. Ale o sensie posłania go samego do strefy (gdyby w tym samym czasie przybył tam z doświadczonym zawodnikiem, a nie musiał liczyć na to, że taki w końcu przybędzie, to sprawa wyglądałaby inaczej) sporo dyskutowano. Bo dlaczego siedemnastolatek ma odpowiadać za beznadziejne wyniki zespołu? Za rezultaty, za które powinni być odpowiedzialni ci, którzy tworzą trzon drużyny?

Tej sprawy nie ma co jednak rozpamiętywać. O przegranej Legii dzisiaj nie chcemy myśleć. W końcu na Ligę Mistrzów czekamy już ponad 15 lat i jeżeli będziemy odpadać w 2. rundzie kwalifikacyjnej, to niedługo Michel Platini będzie musiał dla nas wprowadzić dziką kartę. To może być jedyne rozwiązanie, aby zagrać w LM. Mamy jedynie nadzieję, że dziś Legia zrehabilituje się za mecz sprzed tygodnia, bo jeżeli nie, to.. pozwólcie, że zacytujemy Jana Tomaszewskiego (z „Przeglądu Sportowego”): - Jeśli Legia znowu by się skompromitowała, to jej piłkarze z Wysp powinni do Warszawy wracać pieszo. Wygrać będą chyba zatem musieli, bo wizja długiego spaceru połączonego z pływaniem do najprzyjemniejszych nie należy.


Polecamy