menu

„Z woleja”: Gmoch w piekarni czyli od Argentyny 1978 do Kataru 2022

6 listopada 2022, 23:30 | Ryszard Czarnecki

Właśnie wróciłem z Filadelfii, a więc z miasta, gdzie narodziły się Stany Zjednoczone Ameryki. To tu Jerzy Waszyngton, Beniamin Franklin i inni ogłosi słynną Deklarację Niepodległości, a następnie uderzyli w dzwon, który… natychmiast pękł. Filadelfia to miasto sportu – pięć sportów zespołowych ma tu kluby w ligach zawodowych: piłka nożna, koszykówka, baseball, futbol amerykański i hokej. Akurat gdy byłem, rozgrywano serię finałową o tytuł w lidze baseballa, gdzie miejscowi „Phils” walczyli z Houston.

Człowiek wielu talentów - były piłkarz i trener piłkarski, teoretyk i analityk futbolu, inżynier, działacz sportowy i polonijny, a także publicysta oraz ekspert i komentator telewizyjny. Jacek Gmoch
Człowiek wielu talentów - były piłkarz i trener piłkarski, teoretyk i analityk futbolu, inżynier, działacz sportowy i polonijny, a także publicysta oraz ekspert i komentator telewizyjny. Jacek Gmoch
fot. Sylwia Dąbrowa

Ów pojedynek składający się z siedmiu meczów miał zdecydować, czy Filadelfia po dziewięciu chudszych latach wróci na tron. Charakterystyczne, że w zawodowych ligach amerykańskich (czy też północno-amerykańskich) walczy się nie o tytuł mistrza USA, czy nawet kontynentu, ale o… tytuł mistrza globu. Jankesi uważają, że są pępkiem świata i nie muszą z innymi kontynentami uzgadniać tego megalomańskiego tytułu. Uważają, że skoro taka NBA czy NFL są najmocniejsze na świecie, mają największe budżety i największą promocję, to ex definitione można założyć, że grają o tytuł najlepszego klubu na globie. Szkoda, że nie w galaktyce...

Swoją drogą Polska - o czym wie każdy, kto interesuje się sportem - ma najsilniejszą żużlową ligę świata z bajecznymi kontraktami dla zawodników, niebywałym budżetem i reklamą - ale nam skromnym Polakom, nieśmiałym Sarmatom do głowy nie przyszło, aby ogłosić, że Betard Sparta Wrocław, Motor Lublin czy kluby z Gorzowa lub Leszna biją się o tytuł klubowego mistrza świata.

W Filadelfii jest też polski klub piłkarski: Polish Eagles czyli Polskie Orły, założony przez żołnierza armii gen. Andersa, pana Suchodolskiego, przez parędziesiąt lat też jego prezesa. Przed ponad trzema dekadami była to najlepsza amatorska drużyna w całym stanie Pensylwania - który zresztą nazywa się od nazwiska Williama Penna, przedsiębiorcy i filantropa. Polacy zdobywali tytuł mistrza stanu i stanowy puchar, opierając swój sukces na permanentnym ściąganiu z Polski starszych piłkarzy z pierwszej ligi (późniejszej Ekstraklasy) czy nawet drugiej, którzy lata świetności w polskim ligowym futbolu mieli może za sobą, ale na Amerykę byli jak znalazł.

Na co dzień pracowali parę godzin np. w polskiej piekarni u głównego sponsora klubu, czy w innych polskich firmach, ale też trenowali i wygrywali. Mało kto wie, że w owej piekarni dorabiał, trochę udzielając się w Polskim Orle były piłkarz warszawskiej Legii Jacek Gmoch. To właśnie w Filadelfii zastać go miała wiadomość, że obejmuje schedę po Kazimierzu Górskim i zostaje selekcjonerem reprezentacji Polski! Gmoch odbył więc drogę z Ameryki Północnej do Polski i z Polski i do Ameryki Południowej, gdzie pojechał z drużyną na mundial w 1978 roku.

Biało-Czerwoni uważani byli wtedy za jednego z faworytów, podobno mieliśmy najmocniejszą „pakę” w historii, ale skończyło się w przedziale miejsc pięć-osiem; choć na inauguracje MŚ bezbramkowo zremisowaliśmy z ówczesnym mistrzem świata Niemcami Zachodnimi.

„A imię jego czterdzieści i cztery…” - wołał Adam Mickiewicz. Właśnie mija równo 44 lata od tamtych mistrzostw w Ameryce Łacińskiej i przed nami oryginalny, bo listopadowo-grudniowy mundial w Katarze. Jest o nim już głośno ze względów, niestety, poza piłkarskich. W debacie, która toczy się często w mediach w ogóle niezwiązanych ze sportem, futbolu jest jak na lekarstwo, a hipokryzji - ocean. Można oczywiście walić w Katar jak w bęben, ale to nie krasnoludki i sierotka Marysia przyznały państwu szejków prawo organizacji MŚ 2022. Może rozliczymy tych, którzy za tym głosowali? Wiem: to jest trudniejsze...

W związku z katarskim mundialem FIFA zleciła wyprodukowanie serii krótkich dwudziestoparominutowych filmów dokumentalnych o poszczególnych reprezentacjach i najwybitniejszych piłkarzach, którzy zameldują się na Półwyspie Arabskim w drugiej połowie listopada.

Właśnie jeden z takich filmów oglądałem. Poświęcony był Robertowi Lewandowskiemu oraz reprezentacji Ekwadoru, która w eliminacjach MŚ strzeliła - co podkreślają autorzy owego anglojęzycznego dokumentu - tyle samo bramek, co Argentyna Leo Messiego, a przed trzema laty zdobyła tytuł mistrza Ameryki Południowej U-19. Życie pokaże czy Moises Caisedo, Alexander Dominguez i ich koledzy wyjdą z bardzo silnej grupy, ale mnie szczerze mówiąc, znacznie bardziej obchodzi los Biało-Czerwonych. „Wiara góry przenosi” - trzeba wierzyć, że będzie przepięknie…
[polecany] 24006155 [/polecany]