menu

Wstyd, żenada, kompromitacja. Największe pozaboiskowe wtopy polskiej piłki [GALERIA]

14 lutego 2018, 10:25 | red

W ostatnich latach polski futbol miał czym i kim się szczycić. Euro 2012 zostało zorganizowane wzorcowo, na Euro 2016 doszliśmy do ćwierćfinału. Lewandowski strzelił pięć razy w dziewięć minut, cztery razy Realowi, był królem strzelców Bundesligi… Ale prócz blasków zdarzały się też cienie – zwłaszcza na krajowym podwórku i zwłaszcza poza boiskiem. Oto wykaz największych wtop: organizacyjnych, obyczajowych, moralnych.

- Życie jest jak rower - nie kręcisz, nie jedziesz – takim mottem wśród znajomych na portalach społecznościowych przedstawiał siebie biznesmen (sic!) Jakub Meresiński. Tego lata ów obrotny trzydziestolatek zakręcił naprawdę mocno. Najpierw nieskutecznie próbował przejąć Koronę Kielce, potem już całkiem na serio, z Markiem Citko u boku, wziął od Bogusława Cupiała Wisłę Kraków. Dziennikarzom od początku wydawał się być typem spod ciemnej gwiazdy. W toku śledztwa, które podjęło wiele redakcji, wyszło na jaw, że jest podejrzany o wyprowadzenie VAT na kwotę 10 mln złotych czy udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Co więcej, został już skazany prawomocnym wyrokiem za posługiwanie się sfałszowaną maturą. Nabywając więc klub, dokonał tego nielegalnie. Pod naciskiem środowiska postanowił szybko się z niego ulotnić. Wisła trafiła w ręce Towarzystwa Sportowego.
fot. Sławomir Stachura
Piłkarze zarabiają bardzo dobrze. Sędziowie – mniej, ale też godnie. Pokusa dodatkowego zarobku jest jednak zawsze spora. A tym bardziej kiedy towarzyszą jej emocje, o które w tym środowisku tak się zabiega. Dlatego wielu przekracza i granice prawa, i etyki. Gdyby to jeszcze robili w domu – może wówczas dałoby się ukryć… Ale nie! Prą do naziemnego bukmachera i obstawiają przy okienku, obok osób które rozpoznają je przynajmniej z telewizji, a już na pewno ze stadionu. W ten sposób wpadli sędzia Hubert Siejewicz z Białegostoku i boczny obrońca Łukasz Burliga (Wisła Kraków, teraz Jagiellonia). Pierwszego wyrzucono ze środowiska. Drugi w nim został, choć niesmak za nim się ciągnie do dzisiaj. <iframe width="640" height="360" src="https://www.youtube.com/embed/CUEmmkzDk1Y" frameborder="0" allowfullscreen></iframe>
fot. Marek Zakrzewski
- Słuchaj, k…, cioto, coś Ci nie pasuje? To w przerwie jestem u Ciebie, p… (…) Twoją starą też k… r…, prosto na ryj się sp……..m. Pasuje Ci? Tak k… ciągnie i liże, że żadna tak nie liże – oto tylko fragment mądrości męża prezes Warty Poznań, Jakuba Pyżalskiego, ojca sześciorga dzieci. Słowa zostały wypowiedziane w trakcie meczu o awans do II ligi, w kierunku piłkarzy i trenerów Garbarni Kraków. Izabella Łukomska-Pyżalska stanęła w obronie swojego partnera, bagatelizując nawet jego obnażanie się przed bramkarzem Marcinem Cabajem. Komisja Dyscyplinarna PZPN już tak wyrozumiała nie była i na Wartę nałożyła karę w wysokości 10 tys. złotych. <iframe width="640" height="360" src="https://www.youtube.com/embed/O4KNBYm260M" frameborder="0" allowfullscreen></iframe>
fot. Marek Zakrzewski/Polskapresse
Jakub Pyżalski na pewno dogadałby się ze Stanisławem Kogutem. Obaj nadają na tych samych falach. Senator z ramienia PiS wspierający Kolejarza Stróże podczas spotkania z GKS Katowice nawrzucał wszystkim dookoła: – Sędzia, Ty dziadygo! Za co szmaciarzu dajesz! Z Warszawy palant! (…) E, kretynie (do trenera GKS – przyp. red.), do budy wejdź! G… się na piłce znasz, tylko drzesz się tu. Przyjechali chamy! Co, kupiliście mecz?! – takie i inne okrzyki wydawał z siebie Kogut. - Jestem pierwszy raz gościem w Stróżach i miałem dziś namacalnie możliwość odczucia na własne skórze specyfiki tutejszego terenu. Powiem szczerze, że z mojej strony to jest oburzenie. Takie zachowanie niektórych ludzi uwłacza naszej godności. Jest okres świąteczny, a człowiek, który tutaj rządzi i dzieli, robi z tego meczu niepotrzebne przedstawienie – powiedział na konferencji wyraźnie zniesmaczony ówczesny trener GKS Katowice, Rafał Górak. <iframe width="640" height="360" src="https://www.youtube.com/embed/gn0wh_U2XhY" frameborder="0" allowfullscreen></iframe>
fot.
Jak się łatka przyklei, to zostaje do końca kariery. Wie o tym Szymon Drewniak. W czasach gry w Młodej Ekstraklasie (Lech Poznań) wzbudził ciekawość nie urokliwym golem, ani asystą, tylko… tańcem w samych bokserkach. Zakrapianą imprezę w internacie ktoś nakręcił, wrzucił do sieci i poszło. Jak się trener Mariusz Rumak dowiedział to od razu odsunął od treningów z pierwszym zespołem. Kibice poszli jeszcze dalej. W przyśpiewkach zaczęli wróżyć Drewniakowi karierę w domu publicznym… - Gdy w szatni koledzy czasem się zaśmieją, od razu zmieniam temat. Nie umiem z tego żartować. Siedzi we mnie ta historia, ale nie chcę tego pokazywać. Czasu nie cofnę, nic już na to nie poradzę – powiedział niedawno Drewniak, który po wygnaniu do Chrobrego Głogów zakłada teraz koszulkę Górnika Łęczna (cytat za „Przeglądem Sportowym). <iframe width="640" height="360" src="https://www.youtube.com/embed/kvUrE3vmSUE" frameborder="0" allowfullscreen></iframe>
fot. Marek Zakrzewski/Polskapresse
Ludzka pazerność nie zna granic. Otóż baron z Podkarpacia poleciał do Dublina na mecz Irlandia – Polska, by przed stadionem nielegalnie handlować biletami. Dwunastoma! Zabawy w konika w Irlandii dozwolone nie są, więc Grenia zatrzymano, a potem postawiono przed sądem. Wyrok nie zapadł, bo szkodliwość czynu była niska, poza tym podejrzany przyznał się do winy. Ale przed mediami już wszystkiego się wyparł. Na specjalnej konferencji dowodził głównie tego, że nie miał ubranej granatowej kurtki, a czarną… Poza tym zdążył obrazić się na każdego dziennikarza, który pochylił się nad tematem. Finał sprawy? Dla Grenia smutny – dziesięć lat dyskwalifikacji. Ostatecznie decyzją Najwyższej Komisji Odwoławczej skrócono ją do czterech. <iframe width="640" height="360" src="https://www.youtube.com/embed/HvmttDTGvU8" frameborder="0" allowfullscreen></iframe>
fot.
Co okienko całe tabuny zawodników zjeżdżają do Polski na tak zwane testy. Pewien Rumun, Sorin Oproiescu, okazał się być niebywałym oszustem. Spreparował filmiki, na których prezentował rzekomo swoje możliwości, a potem rozsyłał je gdzie się dało – poprzez swojego agenta. Wrobić dała się… Wisła Kraków. Nawet nie prześwietliła z kim ma do czynienia, tylko od razu zaprosiła na treningi. Kiedy prawda wyszła na jaw, klub robił dobrą minę do złej gry. Ówczesny trener Franciszek Smuda próbował nawet obrócić sytuację w żart. Dziennikarzom mówił: - To nie jest tak, że to nie jest piłkarz, tylko jakiś murarz albo piekarz. Sprawdzę każdego, który może nam coś dać. Nawet jak mi moja mama zaoferuje. <iframe width="640" height="360" src="https://www.youtube.com/embed/kAg1S_prjpo" frameborder="0" allowfullscreen></iframe>
fot.
Czasy GKS-u Bełchatów. W roli głównej Bartosz Ślusarski. Napastnik (o, to adekwatne słowo) wkurzył się, że Patryk Rachwał szepnął do ucha przełożonemu, że dzień przed meczem jego zawodnicy popili coś mocniejszego. W zemście, podczas szkolenia na trenerów, wraz z kolegami (Grzegorz Baran, Szymon Sawala – również piłkarze!) zdewastował mu więc samochód; konkretnie mercedesa wartego ponad sto tysięcy złotych. Ślusarski, Baran i Sawala przeprosili, ale kary nie uniknęli. Z kursu z Białej Podlaskiej zostali usunięci. Słusznie, bo jakim niby przykładem mieliby świecić przed juniorami?
fot.
Polonia Warszawa nie miała ostatnio szczęścia do właścicieli. Złą passę rozpoczął Józef Wojciechowski. Wprawdzie wpompował w klub mnóstwo swoich pieniędzy, ale rządził nim w taki sposób, że każdemu się po prostu odechciewało. W końcu nawet samemu Wojciechowskiemu. Pewnego dnia akcje nabył od niego Ireneusz Król, który wcześniej „inwestował” w GKS Katowice. No i tu się dopiero zaczęły kłopoty Polonii! Nowy właściciel naobiecywał w stylu Meresińskiego, a potem usunął się w cień. Znienawidzili go zwłaszcza piłkarze omamieni obietnicą wypłacenia pensji (!) i premii. Założyli koszulki z nadrukiem: „Królu złoty, gdzie są banknoty?!”. Zadłużony klub przepadł na lata. Obecnie przy wsparciu fanów podnosi się z kolan. Jest w II lidze. <iframe width="640" height="360" src="https://www.youtube.com/embed/JflRruLcOto" frameborder="0" allowfullscreen></iframe>
fot.
To był 2011 rok. Legia Warszawa przegrała u siebie z Ruchem Chorzów 2:3. Po ostatnim gwizdku w tunelu do szatni Jakuba Rzeźniczaka zatrzymał gniazdowy z Żylety, czyli „Staruch”, który miał pretensje o wynik czy samą grę. Wedle świadków uderzył piłkarza w twarz otwartą ręką. Wkroczyła policja, potem prokuratura, wszczęto dochodzenie. – On mnie nie uderzył – wyjawił przed sądem Rzeźniczak, który zdążył wybaczyć Staruchowi i jeszcze przeprosić go za kłótnię. Wyrok i tak jednak zapadł. Kara? Sześć miesięcy prac społecznych oraz wypłacenie 500 złotych nawiązki. <iframe width="640" height="360" src="https://www.youtube.com/embed/G3huh9Al8uE" frameborder="0" allowfullscreen></iframe>
fot. Szymon Starnawski
Nerwy udzielają się też piłkarzom. Łukasz Trałka z Lecha Poznań bardzo podpadł kibicom. Kiedy razem z kolegami z drużyny wyjeżdżał autokarem spod stadionu na finał Pucharu Polski, to uderzającego w karoserię fana nazwał „j… pałą”. Filmik z tą wypowiedzią nagrał Nicki Bille Nielsen, który nie zna języka polskiego i tym samym nie wychwycił wpadki kapitana. Co gorsze, Duńczyk nagranie przesłał do Internetu. No i się zaczęło... Trałka z ulubieńca, który chwilę temu podnosił puchar za mistrzostwo Polski stał się najbardziej znienawidzonym zawodnikiem. <iframe width="640" height="360" src="https://www.youtube.com/embed/zgjz8tkCixY" frameborder="0" allowfullscreen></iframe>
fot. Lukasz Gdak
„Peszkin” miał swoje pięć minut również w Niemczech. Przez parę dni media w tym kraju poświęcały mu wiele miejsca i czasu. Ale bynajmniej nie z powodu świetnej gry dla FC Koeln, a z powodu wybryku, jakiego dopuścił się w… taksówce. Otóż będąc pod wpływem alkoholu, awanturował się z kierowcą. Stwierdził, że jest oszukiwany na kilometry. Zażądał włączenia urządzenia GPS. Spotkał się jednak z odmową. Co więcej, taksówkarz nie chcąc kontynuować kłótni, zawiózł go od razu na komisariat policji. Sprawa wyszła na jaw, bo Peszko został zatrzymany na izbie wytrzeźwień – akurat na Wielkanoc. Selekcjoner Franciszek Smuda specjalnie wybrał się do Niemiec, by poznać szczegóły sprawy. - Byłem na komisariacie, na którym zatrzymano Peszkę. No i poinformowano mnie tam, że Sławek nie był pijany, tylko wręcz nawalony! I jeszcze się awanturował – powiedział Smuda, który Peszkę oczywiście z kadry wyrzucił. Sam zainteresowany po jakimś czasie reagował już z dystansem na tę ponurą historię. Podczas karnawału przebrał się za… taksówkarza. A dzisiaj na wszystkie prześmiewcze memy reaguje po prostu śmiechem.
fot.
Wątek alkoholowy przewija się w polskim futbolu dość często. W pamięci pozostaje choćby jeszcze jedna afera z reprezentacji Polski, też za kadencji Franciszka Smudy. Podejrzanymi byli Artur Boruc i Michał Żewłakow. Obaj podczas lotu ze zgrupowania w USA pozwolili sobie na lampkę wina. Selekcjonerowi bardzo się to nie spodobało, więc zaprzestał wysyłania do nich powołań. W sumie nie była to żadna spektakularna libacja. A już na pewno nie, kiedy porówna się do tej, jaką urządzili sobie trzej piłkarze Stomilu Olsztyn. Otóż oni na terenie klubu (sic!) tak świętowali urodziny, że dozorcę zamknęli w jednym z pomieszczeń… Interweniowała policja. Jeden z zawodników został przewieziony na izbę wytrzeźwień. Miał dwa promile.
fot. Pawel Skraba
Ależ to był wstyd! Najnowocześniejszy stadion na świecie nie wytrzymał ciągłego deszczu i zamienił się w basen. Z prozaicznego dość powodu – nie zasunięto dachu. Mecz Polska – Anglia został więc przełożony na następny dzień. Pozostały nam memy i nagranie kibica, który w czepku wbiegł na murawę, by na niej popływać: <iframe width="640" height="360" src="https://www.youtube.com/embed/LfeTh5yXgbM" frameborder="0" allowfullscreen></iframe>
fot. Bartek Syta
Fani mają prawo wkurzać się na złe wyniki. Ale żeby od razu zabierać koszulki piłkarzom, wmawiając im że nie są ich godni, a potem sprzedawać je na allegro?! To jest dopiero wstyd, żenada i kompromitacja. Tego niestety dopuścili się sympatycy Śląska Wrocław oraz Górnika Zabrze. <iframe width="640" height="360" src="https://www.youtube.com/embed/ykLIu9I3nsI" frameborder="0" allowfullscreen></iframe>
fot. Fot. Mariusz Kapala / Gazeta Lubuska
Mecz Legii Warszawa z Jagiellonią Białystok z maja 2015 roku przeszedł do historii właśnie ze względu na pozaboiskowe wydarzenia. Trener Michał Probierz, wkurzony na pracę sędziego, stwierdził, że wróci do domu i p.....nie whisky. Z kolei Sebastian Madera mówił na żywo przed kamerą o ustawianiu meczu. Nerwowo było też pod szatniami. W pewnej chwili niejasności wyjaśniać chciał rezerwowy w Legii Jakub Kosecki. – Kosa, zostaw! – apelowali koledzy. A Kosa nie dawał za swoje. – Tego z długimi włosami dajcie, co kopnął naszą panią! (chodziło o Igorsa Tarasovsa – przyp. red.). <iframe width="640" height="360" src="https://www.youtube.com/embed/K2I9GWwxyfY" frameborder="0" allowfullscreen></iframe>
fot. Szymon Starnawski

fot.
Sławomir Peszko był bohaterem meczu Lechii Gdańsk z Wisłą Kraków, ale - niestety - także wydarzeń już po zakończeniu spotkaniu. Wszystko za sprawą audycji radia weszlo.fm, w którym piłkarz używa przekleństw i mówi ”nie przerywaj mi, jak polewam”. Wszystko to niewyraźnym głosem, wskazującym na to, że mógł być po spożyciu alkoholu. Warto jednak dodać, że telefon do piłkarza został wykonany o... 1.30 w nocy! Peszko nie wiedział z kim rozmawia, że jest na antenie radiowej, a rozmówca (bo raczej ta osoba nie zasługuje na miano dziennikarza) powoływał się na inne osoby, w tym Kamila Glika. Ze słów reprezentacyjnego pomocnika wynikało, że jest przekonany, że rozmawia z Łukaszem Wiśniowskim z serwisu PZPN „Łączy nas piłka”. Zresztą sam Wiśniowski odniósł się do sprawy na Twitterze. „Czyli dzwonienie do ludzi o 1 w nocy, wpuszczanie ich na antenę bez uprzedzenia i na koniec podszywanie się pod inną osobę jest ogólnie akceptowane? Czy jednak jest to przegięcie?” - pyta Wiśniowski. <iframe src="//get.x-link.pl/ec53a6cd-5b25-e617-cf36-9dfdf6b7e140,bc579ad5-affa-cd00-6597-3ae182aae1e8,embed.html" width="747" height="420" frameborder="0" webkitallowfullscreen="" mozallowfullscreen="" allowfullscreen=""></iframe>
fot. Grzegorz Jakubowski
Wstrząsające były echa hitu 11. kolejki Ekstraklasy, wygranego przez Lecha 3:0. Po powrocie z Poznania zawodnicy Legii Warszawa zostali zwyzywani i pobici przez osoby mieniące się sympatykami klubu. Zdarzenie miało miejsce na parkingu przy Łazienkowskiej - poinformował na Twitterze dziennikarz Weszło, Krzysztof Stanowski. Legioniści pojawili się w Warszawie po północy. Chcieli przepakować torby do własnych samochodów i prędko udać się do domów. Zatrzymała ich grupa 50 osób uważających się za kibiców Legii. Zawodnicy myśleli, że skończy się jak zazwyczaj, czyli na paru gorzkich zdaniach. Tym razem doszło jednak również do rękoczynów. O szczegółach zajścia pisał "Przegląd Sportowy", który potwierdził sensacyjne doniesienia. Piłkarze oraz asystent trenera Aleksandar Vuković zostali uderzeni "z liścia" oraz w tył głowy. Nie ucierpieli trener Romeo Jozak, który przyglądał się zajściu oraz Arkadiusz Malarz, Michał Kucharczyk i grupa młodych, polskich graczy.
fot. szymon starnawski / polska press
<a href="http://www.gol24.pl/ekstraklasa/g/spadajace-gwiazdy-ktore-wybraly-polske-najwieksze-nazwiska-w-historii-ekstraklasy,12825570,26941842/#utm_source=GOL24&utm_medium=spadajace-gwiazdy&utm_campaign=ostatni-slajd"><img src="http://d.webgenerator24.pl/k/r/9k/8d/3iysty4gwsscw040o4kow80skk8/spadajace-gwiazdy.600.jpg" ><h2><b>Spadające gwiazdy, które wybrały Ekstraklasę</b></h2></a>
fot.
1 / 20

Polecamy