Remis w śląskich derbach. GKS Katowice z Górnikiem strzeliły po jednej bramce [ZDJĘCIA]
GKS Katowice zremisował w meczu 1. ligi z Górnikiem z=Zabrze 1:1(1:1) w ramach Śląskiego Klasyku. Bramki zdobyli odpowiednio David Ledecky dla Górnika i Tomasz Foszmańczyk dla GKS-u. Prawdziwe święto śląskiej piłki zostało uświetnione kapitalnym dopingiem kibiców z Katowic i Zabrza, którzy zaprezentowali efektowną oprawę w trakcie spotkania.
Przed tym meczem podtekstów było wiele. Oba kluby przyjaźnią się od 7 lat ze sobą, toteż atmosfera widowiska na Bukowej od samego początku była wyśmienita. GieKSa i Górnik mierzą w tym sezonie w awans, ale to gospodarze dzisiejszego meczu przed tym spotkaniem byli wiceliderami tabeli. Górnik zaś po fatalnym początku odradzał się powoli pod wodzą Marcina Brosza mając na koncie 7 meczów z rzędu bez ligowej porażki. Mimo to zajmowali dopiero 6. miejsce. To był 61 mecz obu ekip między sobą. Dotychczas Górnik wygrywał w Śląskim Klasyku 21 razy, 20 spotkań zakończyło się remisem, z kolei GKS pokonał zabrzan 19-krotnie.
Początek meczu był zdominowany przez GieKSę, która zepchnęła zabrzan do defensywy. Ci próbowali odgryźć się kontratakami. Po jednej z nich w 4. minucie spotkania Ledecky wyszedł na czystą pozycję sam na sam z Abramowiczem. Strzał z ostrego kąta wybronił jednak golkiper gospodarzy. Z czasem Górnicy nabierali rozpędu i coraz częściej zagrażali bramce GKS-u. W 8. minucie Kurzawa dośrodkował w pole karne gospodarzy, a piłkę niefortunnie przeciął Garbacik. Nie trafił co prawda do własnej bramki, ale sprokurował rzut rożny, po którym zabrzanie uzyskali prowadzenie. Dośrodkowanie z rzutu rożnego na dalszy słupek wykorzystał bowiem David Ledecky, który strzałem głową pokonał Mateusza Abramowicza. Katowiczanie ruszyli do ataku, przede wszystkim swoją lewą flanką, gdzie parę obrońca-pomocnik tworzyli niedoświadczeni jeszcze Wolniewicz i Ambrosiewicz. Minuty mijały jednak, a piłkarze GKS-u zaczynali grać coraz bardziej nerwowo. Dużo było po ich stronie niedokładności w podaniach. Zawodził kapitan Grzegorz Goncerz, który raz po raz w sposób irytujący tracił futbolówkę. Tymczasem zabrzanie co jakiś czas konstruowali udane ataki. W 19. minucie Rafał Kurzawa oddał bardzo groźny płaski strzał z dystansu na bramkę Abramowicza, ale piłka minimalnie minęła lewy słupek bramki gospodarzy. Dopiero po ponad 20 minutach gry zawodnicy z Katowic oddali strzał na bramkę, a konkretniej Garbacik, który przestrzelił jednak wyraźnie nad bramka Kasprzika. W 28. minucie zabrzanie mieli kolejną fantastyczną okazję. Po dośrodkowaniu z bocznego sektora boiska piłka trafiła do Matuszka, który oddał strzał głową, ale został zablokowany. Do piłki dopadł Ledecky, który atomowym strzałem z woleja z ostrego kąta zagroził bramce Abramowicza. Golkiper GieKSy odpowiedział jednak fantastyczną internwecją. Gospodarze ruszyli wreszcie do ataku. Najpierw w 28. minucie Zejdler oddał strzał z dystansu, który obronił na raty Kasprzik. Minutę później cała (poza zabrzańskimi sektorami) Bukowa eksplodowała radością. Goncerz zagrał w pole karne do Zejdlera, ten wycofał do Foszmańczyka przed pole karne. Pomocnik gospodarzy strzelił mocno i płasko po ziemi nie dając szans Kasprzikowi.
W odpowiedzi na gola GieKSy Cerimagić pognał w pole karne kończąc swoją indywidualną akcję strzałem na bramkę. Pomylił się jednak nieznacznie. Zabrzanie próbowali przejąć inicjatywę, ale wyrównujący gol wyraźnie pobudził podopiecznych Jerzego Brzęczka. Końcówka pierwszej części meczu była już bardzo wyrównana. Oba zespoły nie chciały stracić bramki przed zejściem do szatni. Marcin Brosz musiał jednak podrzeć kilka notatek z taktyką na dzisiejszy mecz, kiedy okazało się, iż z powodu kontuzji boisko musiał opuścić Wolniewicz. W jego miejsce jeszcze przed przerwą pojawił się Erik Grendel. Górnik w samej końcówce miał jeszcze kapitalną sytuację - po dośrodkowaniu w pole karne Cerimagicia stuprocentową szansę miał Grendel, ale nie trafił czysto w piłkę, gdyż przeszkodził mu kolega z zespołu. Wynik nie zmienił się i pierwsza połowa zakończyła się remisem.
Druga połowa wyglądała podobnie, jak końcówka pierwszej . Oba zespoły wyszły na nią spokojnie, a jesli którykolwiek miał okazję do ataku, to tylko po błędzie przeciwnika. Tak było chociażby w 48. minucie, gdy Adam Danch stracił piłkę na rzecz Grzegorza Goncerza. Napastnik GieKSy podawał jednak w tej sytuacji niecelnie i obrońcy gości mogli spokojnie zażegnać niebezpieczeństwo. Chwilę później okazję mieli zabrzanie - po centrze z lewego skrzydła do piłki miał okazję dopaść Ledecky, ale zawodnika Górnika uprzedził Abramowicz. Po chwili indywidualną akcją popisał się Kurzawa, który minął dwóch rywali, ale jego strzał z dystansu nie znalazł drogi do bramki GKS-u.
Górnik z czasem zaczął znów przejmować inicjatywę. Dwa razy z rzędu dośrodkowania z prawej i lewej flanki trafiały na głowy raz Angulo, raz Ledeckiego. Za pierwszym razem strzał był niecelny, za drugim za słaby. Po godzinie gry goście mieli kolejną kapitalną sytuację. Cerimagić wypuścił w pole karne Kurzawę, ten podał płasko wzdłuż bramki, ale Ledecky nie sięgnął piłki mając przed sobą tylko Abramowicza. Piłkarze gospodarzy mieli z kolei szansę z rzutu wolnego, ale strzał Czerwińskiego z 25 metrów minimalnie minął bramkę Kasprzika.
Oba zespoły z czasem wyraźnie zwolniły. Doping zgromadzonych na Bukowej kibiców nie słabł jednak, co było słychać po przyśpiewkach i widać po efektownej oprawie. Tymczasem GieKSa cofnęła się na własną połowę. Marcin Brosz postanowił zagrać nieco ofensywniej, wpuszczając za grającego dobre spotkanie Cerimagicia szybkiego i nieprzewidywalnego Plizgę. Goście mieli większe posiadanie piłki, ale z ich zagrań nie wynikało nic korzystnego. Gdy wydawało się, że obie ekipy nie będą robić sobie krzywdy, na kilka minut przed końcem meczu piłkę na wagę zwycięstwa miał Foszmańczyk po zagraniu Czerwińskiego w pole karne. Tym razem jednak Kasprzik interweniował wyśmienicie blokując strzał. Marcin Brosz postanowił wypuścić na plac boju Urynowicza za Ledeckiego, z kolei irytującego dziś słabą postawa Goncerza zastąpił Prokić. Kibice tymczasem zaprezentowali efektowny pokaz sztucznych ogni, który pięknie wpisywał się w derbową atmosferę.
Gospodarze w końcówce ruszyli jeszcze do ataku. Kapitalną okazję miał Prokić, który zabrał piłkę zabrzanom i pognał na bramkę rywali. Nie zauważył jednak lepiej ustawionego kolegi, co poirytowało publiczność na Bukowej tym bardziej, że Serb stracił piłkę w banalny sposób. Ostatecznie mecz zakończył się remisem, choć sytuacji po jednej i po drugiej stronie nie brakowało.