Piłkarski poker. Byłem klubowym opiekunem arbitrów
Dwaj sędziowie, Bartosz Frankowski i Tomasz Musiał, mieli poprowadzić w Lublinie eliminacyjny mecz Ligi Mistrzów Dynamo Kijów - Glasgow Rangers. Z tej radości przed meczem wypili co nieco skocznych trunków,1,5 promila na głowę, ruszając na nocny podbój Lublina. Po drodze zatańczyli ze znakami drogowymi lądując w izbie wytrzeźwień. O gwizdaniu meczu nie było mowy. Dlaczego stare konie, 36 i 43 lata, łykali przed spotkaniem, a nie po, pozostanie ich debilną tajemnicą.
fot. Fot. Krzysztof Szymczak
Film Piłkarski poker niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Konsultantami byli znani piłkarze, dobrzy handlarze meczami, o wyczynach sędziów mający mgliste pojęcie, przeważnie z opowieści z drugiej, trzeciej ręki. Żaden z 16 klubowych opiekunów mistrzów gwizdka nie konsultował arcydzieła.
Jednym z niewielu prawdziwych momentów był apartament 203 łódzkiego hotelu Centrum, w którym sędzia Jaskóła, grany przez Henryka Bistę, gościł trzy kibicki. Przez blisko dwie dekady w latach 80 i 90 byłem klubowym opiekunem arbitrów, w tym apartamencie ich gościłem. Nazbierało się trochę wspomnień.
W piątki przed ligowymi i pucharowymi spotkaniami, w restauracji hotelu Centrum można było spotkać panie lekkich obyczajów z ich menadżerami. Dotrzymywali towarzystwa zawodowi kolekcjonerzy fantów. W tym zacnym gronie biesiadowali piłkarscy sprawiedliwi.
[cyt]Jeden z nich zmęczony poczęstunkiem, zmorzony snem, rozłożył się na kanapie w loży. Interwencji kelnera i kierownika sali trzeba było dać odpór. tłumacząc, jeśli przerwiemy błogi odpoczynek, to jutro mamy pewnego karnego dla drużyny gości.
Inny wesołek po meczu demolował krzesłem szatnię. Pewien gamoń mimo przedmeczowej uczty, w czasie pucharowego meczu podyktował karnego za faul 3-4 metry przed polem karnym. Swoją decyzję wyjaśnił faulem ciągnionym, który skończył się w polu karnym. [/cyt]
Gościłem smakosza skocznych napitków, który dotarł do Łodzi w dniu meczu. Na obiedzie, cztery godziny przed meczem, w klubowej restauracji Czarny Koń zażyczył sobie od kucharza barszczyku z czosnkiem, żeby zlikwidować zapach spożywanego nektaru. W czasie meczu trzy razy przewrócił się na suchym boisku.
Zwróciłem kiedyś uwagę znanemu arbitrowi międzynarodowemu, nie uchodzi przyjeżdżać na mecz Fiatem 126p. Za pół roku, podczas kolejnej wizyty, od progu meldował, przyjechałem Skodą. Podejmowałem też abstynenta, który oświadczył, jestem nieprzekupny jak agent federalny Eliot Ness, walczący na czele oddziału Nietykalni z gangiem Ala Capone.
Tych rzewnych wspominków starczyłoby na książkę, a nie felieton.
P.S. Szerzy się prostacki, żeby nie powiedzieć barbarzyński, obyczaj szargania narodowych świętości. Iga Świątek podczas grania Mazurka Dąbrowskiego po zwycięstwie we French Open nie zdjęła z głowy czapki sponsora. Ten skandaliczny gest powtórzyła Katarzyna Niewiadoma na podium zwyciężczyń Tour de France, podczas wykonywania naszego narodowego hymnu. Obie gwiazdy są pewniaczkami w mojej dorocznej galerii Gamonie 2024.