menu

Maty, sztangi, manekiny do rzutów. Myślałem: co my tu robimy?

2 maja 2017, 13:13 | Michał Skiba

O tym, kto kiwał jak chciał Rafaela Marqueza, manierach Oresta Lenczyka i zeszytach Jacka Magiery opowiada Tomasz Jarzębowski, były piłkarz Legii Warszawa. - Gdyby nie Orest Lenczyk moje granie w piłkę już dawno by się skończyło - mówi "Jarza"


fot. Fot. Marcin Obara / Polskapresse

Tomasz Jarzębowski miał karierę, czy tylko przygodę z piłką?
Mówią, że karierę ma Robert Lewandowski itp. Patrząc na to, gdzie zawsze chciałem grać - spełniłem swoje marzenia. Zagrałem na Łazienkowskiej. Nie wierzę, że większość chłopaków z Warszawy nie marzy o grze w Legii. Mogę swój czas w piłce nazwać karierą, patrząc na to ile straciłem przez kontuzje. Przeszedłem aż siedem operacji kolana. Zaliczyłem też dwa epizody w kadrze. Gdyby nie urazy, wycisnąłbym więcej.

Mistrzostwo Polski zdobyte z Bełchatowem smakowałoby bardziej od tego z Legią?
Chyba tak. W Legii zagrałem tylko rundę jesienną, wiosną leczyłem kolano. Jak byłem w Bełchatowie, grałem wszystko. Byłbym pełnoprawnym mistrzem Polski. Było blisko. Tam już trudno będzie o powtórzenie wicemistrzostwa Polski. Ostatnio natknąłem się w internecie na artykuł: Dziesięć lat od słynnego zwycięstwa GKS-u Bełchatów na Wiśle Kraków. Czas leci za szybko.

Jest Pan w stanie wymienić, kto jeszcze gra w piłkę z „tamtego” Bełchatowa?
Łukasz Garguła gra w Miedzi Legnica. Idąc linią obrony - Marcin Kowalczyk w Ruchu Chorzów, Fonfi (Grzegorz Fonfara - przyp.) w Rozwoju Katowice. Rafał Grodzicki też w Ruchu i Tomasz Wróbel w Rakowie Częstochowa.

Podobno ma Pan pamięć do wszystkich, którzy pojawili się w Legii. Niekoniecznie trafieni piłkarze.
Kiedyś nie było skautingu, menedżerowie wciskali na siłę różne „wynalazki”. A większość z nich nie miała prawa mieć nawet szans na testy. Tak to kiedyś było, że ktoś po znajomości chciał wcisnąć zawodnika.

W 2010 roku Maciej Skorża zrezygnował z Pana, zanim jeszcze zdążyliście się poznać.
Nie ma co ukrywać, że było inaczej. Marek Jóźwiak przedstawił mi w połowie sezonu aneks o rozwiązanie zapisu, który przedłużałby mój kontrakt o rok, gdybym rozegrał większość meczów. Całą jesień u Jana Urbana straciłem przez kontuzję. Nie ugrałem tych spotkań. Marek powiedział szczerze, że jak nie podpiszę to i tak nie pogram. Tymczasowym trenerem był Stefan Białas, a Skorża już był dogadany. Było jeszcze kilku innych piłkarzy, którzy nie pasowali do tej koncepcji. Chciano się ich pozbyć. Miałem kontrakt do końca czerwca, mogłem pojechać na obóz, pokazać się z jak najlepszej strony trenerowi Skorży. Ale wszystko wcześniej było zaplanowane. Do mnie miały dołączyć jeszcze dwa głośne nazwiska. Marek miał się ich pozbyć. Na szczęście się nie udało.

Obstawiam, że jeden z tych zawodników ciągle daje sobie radę w Legii.
Tak, jeden jest jeszcze w Legii (śmiech). Sam myślałem, że znajdę klub w ekstraklasie, byłem już po trzydziestce. Za dobrej rundy nie mieliśmy, nie zakwalifikowaliśmy się do pucharów. Pewnie dlatego skończyło się na Miedzi Legnica.

A trzy lata wcześniej przychodził Pan do Legii jako wybawienie. Sportowe i wizerunkowe.
Wracałem do klubu, a tu taki konflikt i stadion cały w budowie. Jedna trybuna, nie było dopingu. Słyszało się dużo wyzwisk. Nie był to klimat do grania. Po otwarciu nowego stadionu zagrałem na Łazienkowskiej w półfinale Pucharu Polski, już jako piłkarz Arki Gdynia. To była inna bajka. Chciałbym zobaczyć obecny zespół, jak dawałby sobie radę w tamtym klimacie. Przychodząc do Legii, miałem dwie lepsze finansowo oferty z innych klubów. Zdecydowanie lepsze. Kierowałem się sercem, wybierając Legię. Pewnie dzięki temu teraz mogę tu wrócić i rozwijać się poza profesjonalnym graniem.

Jak łapie się dobre relacje z Orestem Lenczykiem?
Trener Lenczyk jest specyficzną osobą, ale bardzo inteligentną. Pierwsze spotkanie, pierwsza rozmowa - nawet nie wiedziałem jak się zachować. Trener ma zasady, że to starszy wyciąga rękę na przywitanie. Mówili mi, że jak pierwszy wyciągnę rękę, to mi jej nie poda. Powiedział mi tylko, że mnie chce, bo mu strzeliłem gola na Wiśle. Jak śp. trener Wielkoszyński Cię obejrzy, to zostajesz z nami - powiedział. Byłem po długiej przerwie. Pamiętam, jak wracaliśmy z obozu pod koniec lutego, mieliśmy sparing z Wisłą, pierwszy mecz ligowy, i to z Legią, a trener Lenczyk powiedział, że na boisko wpuści mnie dopiero w kwietniu.

Dlaczego wielu piłkarzy drwiło z Lenczyka?
Trener Lenczyk miał specyficzne metody. Na początku łapałem się za głowę i myślałem, co my w ogóle robimy. Mieliśmy w Bełchatowie takie manekiny do przerzucania, jak judocy. Maty zapaśnicze, podest, sztangi. Jak ktoś nie pracował z trenerem Lenczykiem, to był w lekkim szoku. Im więcej treningów miałem za sobą, zacząłem zauważać, że czuje się świetnie. Teraz mogę podziękować, że trafiłem w ręce trenera Lenczyka. Gdybym trafił na człowieka, który goniłby mnie po lasach, to swoją karierę zakończyłbym dużo wcześniej. Na początku miałem pretensje wewnątrz siebie - dlaczego nie gram? W prawie każdym spotkaniu Lenczyk zdejmował mnie przed 90. minutą. Teraz widzę, że nie chciał mnie wyeksploatować. Wiedział, jak podtrzymywać moją formę, ale nie chciał mi nic mówić, a ja się gotowałem. Nie tłumaczył się ze swoich decyzji. Taki był. W Bełchatowie postawili mnie na nogi. Kiedyś zdzwoniłem się z trenerem. Jak pracował w Śląsku Wrocław. Pytałem o szansę, by przyjechać i pokazać się na treningach. Zgody nie było, ale miło porozmawialiśmy.

Mistrzostwa ze Śląskiem Pan nie zdobył. Został więc fenomen z Bełchatowa.
Zagłębie Lubin to też był jednak fenomen. Może KGHM był trochę bogatszy od nas, ale nam też nie brakowało pieniędzy. Nasza drużyna miała potencjał, a potem została wzmocniona młodymi chłopakami, m. in. SMS-u Łódź. Mimo że Radek Matusiak odszedł zimą, to Dawid Nowak strzelał gole, był młody Boguski. Drużyna do tańca i do różańca. Jak wychodziliśmy, to razem. Nawet całymi rodzinami.

Carlo Costly faktycznie myślał, że w Bełchatowie jest kopalnia złota? Krąży taka legenda.
O tym nie słyszałem. Carlo za bardzo nie chciał się uczyć polskiego. Komunikacji z nim raczej nie było. Miał swój ukochany zwód, chwalił się, że nabierał na niego Rafaela Marqueza. Nakładał dużo żelu na włosy. Jak uderzał głową, to piłka cała się lepiła.

Legendą jest Mariusz Ujek i jego obraźliwe słowa w kierunku sędziego.
No tak (śmiech). Mariusz to bardzo inteligentny facet, ale czasami zdarzało mu się zagotować. Teraz sędziowie od razu dają kartki za pyskówki, a pamiętam czasy, że jak powiedziałeś coś sędziemu, to ten potrafił popisać się równie grubą ripostą. Teraz sędziowie mają mikrofony, boją się odezwać.

Jak warszawiak przestawiał się na Bełchatów? Siatkarze Andrzej Wrona i Karol Kłos robili sobie żarty z życia w Bełchatowie.
Miałem obawy. Przyjechałem do Bełchatowa, całe miasto objechałem w 5 minut - myślę, no nieźle. Ale jak zobaczyłem zespół, to już wtedy ten Bełchatów nie był dla mnie mały. Do Warszawy w miarę blisko, klimat w drużynie spowodował, że się nie tłamsiłem. Zawsze można było skoczyć do Łodzi. Wtedy w Bełchatowie były trzy knajpki. W okresie majowym nie można było iść na obiad, bo rodzice organizowali komunie dzieciakom (śmiech). Mam charakter, że dostosowuję się do każdej sytuacji. Wiedziałem, że w Suwałkach też się odnajdę.

Dało się wyczuć, że Jacek Magiera będzie trenerem, który tak dobrze wystartuje w Legii?
Mi się wydaje, że wtedy to on sam jeszcze nie wiedział. Ale przeczuwałem, że prędzej czy później tu trafi. Los chciał, że szybko został trenerem Legii. Uczył się przy Janku Urbanie, nawet przy Dariuszu Wdowczyku. Skrupulatnie wszystko notował. Jak bym się spytał, co robiliśmy danego dnia na treningu w październiku 2003 roku, to otworzyłby jedną ze swoich ksiąg i mi dokładnie wytłumaczył. W domu wszystko notował, widać, że studiował historię. My szliśmy na obiad, czy jakąś kolację - Jacek siedział w domu i odrabiał lekcje. Życzę mu jak najlepiej. To świetny człowiek, takich ludzi już ciężko spotkać.

„Jarza” też chce być trenerem?
Chcę być przy piłce, mam teraz w Legii przegląd zawodników od rocznika 2003 do 1998. Bardziej chciałbym być w skautingu. Okaże się, czy mam oko. Tomasz Kiełbowicz jest super skautem, ta intuicja pozostała mu z boiska. Trener, a potem koordynator działu skautingu Radek Kucharski bardzo pomógł „Kiełbikowi”. Teraz mam nadzieję, że Tomek mi pomoże. W maju będę obserwował młodych, pojeżdżę, zrobię analizy. Może uda mi się poobserwować piłkarzy pod pierwszą drużynę. Zacząłem robić kurs UEFA B. We wrześniu kurs się kończy. Pracuję również nad angielskim. W przyszłości wypada się dogadać.

Legia zdobędzie mistrzostwo Polski?
Gdyby nie słaby start, to Legia miałaby mistrza nawet z dzieleniem punktów. Doszła chłopakom Liga Mistrzów, to dało w kość. Najlepsi zawodnicy, jak Thibout Moulin, czy Odijdja - Ofoe nie byli w formie fizycznej. Gdyby od początku odpalili, nie byłoby teraz walki o tytuł. Wierzę w Jacka, w Aleksandra Vukovicia - oni wiedzą co robią. Czują szatnię. Piłkarsko Legia jest najlepsza, ale nikt się przed nią nie położy. Staram się patrzeć obiektywnie - to się rozstrzygnie miedzy Legią i Lechem. Jagiellonia jest dla mnie zagadką. Grą mnie nie powala. Lechia nie potrafi zorganizować się w obronie. Traci dużo goli. W derbach z Arką wyglądali słabo.

Arka ma szansę z Lechem w finale Pucharu Polski?
Rozum mówi, że nie. Ale to jest tylko jeden mecz. Szkoda, że w miejsce Arki nie zagrają Wigry Suwałki. Było blisko. Szkoda rewanżu w Gdyni, chyba niesłusznie podyktowano rzut karny dla Arki. A prezes Dariusz Mazur mówił, że jak Wigry zagrają w finale, to zaprosi mnie na ławkę rezerwowych. Raczej Wigry nie wygrałyby z Lechem, a szczerze, nie byłem jeszcze na Stadionie Narodowym. Nawet na Euro. Może kiedyś się uda!

#TOPSportowy24;nf - SPORTOWY PRZEGLĄD INTERNETU


[wideo_iframe]//get.x-link.pl/a56ecb81-360c-b3c8-8a18-b0d56c52e792,05599e6c-1902-04ca-ecf5-0381d09d2c75,embed.html[/wideo_iframe]