Lechia w rozkroku. Bijmy na alarm, zanim puszczą szwy (KOMENTARZ)
W Lechii Gdańsk nie ma wyników i atmosfery, są za to kłótnie i napięcia. Na tę chwilę na próżno szukać w ekstraklasie drugiego tak niepoukładanego klubu. Co się stało z czwartą siłą minionego sezonu?
Kryzys to mało powiedziane. Lechia jest w głębokiej d… Każdy, kto ma coś do powiedzenia, ciągnie wózek w inną stronę. Jedni w lewo, drudzy w prawo. Pozostali próbują nim zakręcić, zawirować, zrobić kurz. Generalnie jednak nikt tego wózka nie ciągnie do przodu. Wczoraj skompromitowała się sama drużyna, która przegrała w Pucharze Polski z drugoligowcem i odpadła już na etapie 1/16 finału. W międzyczasie w Niemczech większościowy udziałowiec Franz Josef Wernze namaścił Tomasza Hajtę na trenera, lecz niespodziewanie napotkał na opór ze strony prezesa Dariusza Krawczyka, który chce tę kandydaturę zawetować. Za Krawczykiem murem stoją kibice, ale dobrze wiedzą, że dopóki wszyscy się nie skrzykną, to będą mieli do powiedzenia tyle, co nic. W tle szemrane biznesy prowadzą menedżerowie, którzy zdążyli wepchnąć do drużyny niezliczone ilości swoich piłkarzy, a teraz będą szeptać gdzie trzeba, by regularnie grali.
Z punktu widzenia obserwatora, nie ma w Lechii kogoś, komu można by zaufać, kto wydaje się być wiarygodny i na pewno chce dobrze dla klubu. Piłkarze grają piach, przynoszą wstyd. Wernze – wpycha swoich, działa wbrew trybunom. Juskowiak – utracił autorytet, bo obiecał sukcesy z Machado, a teraz chowa głowę w piasek. Krawczyka, który miał odwagę wyznać, co inni zmilczeli, zaraz najpewniej nie będzie. Gdzie się człowiek nie obejrzy, to wszędzie chaos, zamęt, rozgardiasz (gdzie się wwąchać to wszędzie śmierdzi – powiedziałby Ryszard Kapuściński). Kto wie, czy lada moment stadion nie będzie świecił pustkami jak na Wiśle Kraków, kiedy rządził nią Jacek Bednarz. Bo po co płacić za coś, co odpycha sportowo i z czym nie sposób się identyfikować. Pojawiły się nawet głosy, że lepiej było za Andrzeja Kuchara – tego samego właściciela, któremu przez pół roku wskazywano, gdzie są drzwi. Przyznajmy, to nie świadczy zbyt pozytywnie o obecnym projekcie.
Na ten moment w Lechii brakuje normalności, a jej decydentom dobrej woli. Kiedy i czy w ogóle karta się odwróci – nie wiadomo. Oby jak najszybciej, bo szkoda trwonić ogromny potencjał stadionu i publiczności. Przecież wszystkim zależy, by projekt wypalił. Zależy, prawda?