menu

PSV Eindhoven wygrało Polish Masters. Tytoń bronił cały mecz z Benficą

22 lipca 2012, 16:39 | Daniel Kawczyński

Piłkarze PSV Eindhoven zostali tryumfatorami pierwszego w historii turnieju Polish Masters, który odbywał się na Stadionie Miejskim we Wrocławiu, jednej z aren Euro 2012. W finale pokonali zespół Benfiki Lizbona 3:1, mimo iż do przerwy to Portugalczycy prowadzili.

Przemysław Tytoń poprowadził PSV do zwycięstwa
Przemysław Tytoń poprowadził PSV do zwycięstwa
fot. Paweł Relikowski / Polskapresse

Wielki finał zapowiadał się nadto emocjonująco, ale polskich kibiców interesował tylko i wyłącznie Przemysław Tytoń. Wyczekiwany bohater spotkania z Grecją pojawił się w wyjściowej jedenastce PSV Eindhoven i zasłużenie został powitany głośnymi brawami.

Jeszcze więcej aplauzu wzbudziły jego udane interwencje, do których często miał okazję. Najczęściej starał mu się zagrozić Javier Saviola – w 4. minucie oddal bardzo groźny strzał z ostrego kąta, a parę chwil później był sam na sam po prostopadłym podaniu. W 7. minucie nasz bramkarz ładnie obronił uderzenie Oscara Cardozo z 16. metrów.

W dalszych minutach obroty obu drużyn znacznie się zwolniły. Walka toczyła się głównie w środku pola, zaś sytuacji podbramkowych było jak na lekarstwo. PSV dłużej utrzymywało się przy piłce, ale nie atakowało z animuszem. Bardziej wyczekiwało na błąd rywala niż starało się samemu coś zdziałać. Pierwszą groźną akcję udało się wykreować w 17. minucie. Ze skrzydła na 5. metr przed bramkę wbiegł Memphis Depay, po drodze minął dwóch rywali i oddał strzał w kierunku bramki. Na posterunku był jednak Artur Moraes.

Na kolejną składną akcję przyszło czekać aż do 35. minuty. Jej skutek był oczekiwany. Ola John dograł na 16. metr do Carlosa Martinsa, a reprezentant Portugalii przyjął futbolówkę i pewnie przymierzył w lewy róg, pokonując Przemysława Tytonia. Dopiero po zadanym ciosie, podopieczni Dicka Advocaata przebudzili się, lecz każda ich próba kończyła się na obrońcach, bądź brakowało zdecydowania i szybkości w podejmowaniu ofensywnych decyzji

Po gwizdku rozpoczynającym drugą odsłoną, z murawy ciągle wiało nudą. Zdarzały się jednak momenty niezłej gry. W 54. minucie Portugalczycy mogli wbić drugiego gola. W kierunku bramki pędził Axel Witsel, ale sposób w jaki wykończył akcję lepiej pozostawić bez komentarza.
Niewykorzystane sytuacje lubią się mścić i tak też było w tym przypadku. W 56. minucie dośrodkowanie z rzutu rożnego zamienił na bramkę Mathias Jorgensen. Zawodnik PSV umknął uwadze defensorów w prawym narożniku pola karnego i ładnym uderzeniem głową na dalszy róg nie dał najmniejszych szans Moraesowi. Mecz zaczął się właściwie od nowa.
W tym fragmencie emocji rzeczywiście nie brakowało. Szkoda tylko, że nie z powodów sportowych. Minutę po golu Memphis Depay sfaulował rozpędzonego Osvaldo Gaitana. Ten bardzo się zdenerwował i odepchnął oprawcę, co z kolei nie spodobało się Jetro Willemsowi. Na murawie rozgorzała bijatyka. Wszyscy zawodnicy oraz ławki rezerwowych jak jeden mąż zleciały się na miejsce incydentu, by powstrzymać krewkich kolegów. Gdy emocje opadły, sędzia rozdał indywidualne kary, ale nie wyrzucił nikogo z boiska. Był mocno pobłażliwy, jak to w meczu sparingowym.

Potem na placu gry nie działo się zupełnie nic wartego uwagi. Dopiero od 74. minuty sprawy w swoje ręce postanowiła wziąć trzecia drużyna Eredivisie. Najpierw znakomitej szansy nie wykorzystał Olo Toivonen, ale w 75. minucie nastąpił nieoczekiwany zwrot boiskowej sytuacji. Po zespołowej akcji i dograniu z lewego skrzydła, Jeremian Lens kropnął prosto między słupki. Benfica znalazła się w dramatycznym położeniu, a na domiar złego od 79. minucie grała w osłabieniu, po tym jak drugą żółtą kartkę obejrzał Maxi Pereira. Dramat się pogłębiał i kompletnie zgasił podopiecznych Jorge Jesusa.

W ostatnich minutach panowało tylko i wyłącznie PSV, czego ukoronowaniem był trzeci gol. W 84. minucie strzał Lensa z pola karnego zdołał odbić Moraes. Czarnoskóry zawodnik pozostał przy piłce, zbiegł na skrzydło i świetnie wystawił futbolówkę Georginio Wijnaldumowi, który dopełnił formalności.

Tryumf mógł być znacznie bardziej okazały. Dwie wyśmienite setki zaprzepaścił Olo Toivonen, a z próbą Kevina Strootmana na raty poradził sobie golkiper Benfiki. Jednak to nie on zapisał na koncie największe turniejowe pudło. W doliczonym czasie dwojący i trojący się Lens ograł bramkarza i przed sobą miał tylko pustą bramkę. Kibice widzieli futbolówkę w siatce, tymczasem ona powędrowała z dala od jej światła.

Z Wrocławia - Daniel Kawczyński / Ekstraklasa.net