Przełamanie Śląska i Jagi. Podsumowanie 22. kolejki T-Mobile Ekstraklasy
Legia traci punkty po słabym meczu derbowym z Polonią. Śląsk bez problemu ogrywa Cracovię i zbliża się do nadal liderującej Legii. Bez większych zmian w czołówce i na dnie. Tomasz Hajto wygrywa swój pierwszy mecz w roli szkoleniowca, kosztem słabego Lecha Poznań.
fot. Paweł Relikowski / Polskapresse
Zagłębie Lubin – Widzew Łódź 1:0. Gol w ostatniej sekundzie, tym razem przeciwko Widzewowi
Miedziowi, dzięki trafieniu w ostatnich sekundach spotkania, dopisują do swojego konta niezwykle cenne trzy punkty. Tym bardziej cenne, iż bezpośredni rywale lubinian w walce o utrzymanie nie popisali się w tej kolejce: ŁKS zremisował z Górnikiem Zabrze, Cracovia poległa we Wrocławiu, a Lechia zremisowała z Koroną.
Zagłębie prezentowało się nieźle na tle swojego piątkowego rywala. Podopieczni Hapala próbowali atakować bramkę Mielcarza, ale nie wychodziło im to zbyt skutecznie. Dużo dobrego na murawę wniósł swoją osobą Arkadiusz Woźniak. Piłkarze Zagłębia wierzyli w sukces do samego końca i to się opłaciło. Piątkowe punkty mogą się okazać kluczowymi w ostatecznym rozrachunku na finiszu rozgrywek.
W 20. kolejce Widzew wyrwał trzy punkty Śląskowi w ostatnich sekundach meczu, tym razem to łodzianom wpakowano bramkę w samej końcówce. Jak widać podopieczni Radosława Mroczkowskiego nie uczą się na błędach rywali. Widzewiacy wolą uczyć się na własnych. Łodzianie nie pokazali w Lublinie nic ciekawego. Jedyne zagrożenia bramki Ptaka stwarzali po strzałach z dystansu, najczęściej ze stałych fragmentów gry. Zawodnicy RTS-u na wiosnę grają bardzo chimerycznie, ciężko przewidzieć ich kolejne wyniki. Jeśli przyjąć za prawidłowość ich dotychczasowe rezultaty, to w następnej kolejce powinni zdobyć trzy punkty.
Legia Warszawa – Polonia Warszawa 0:0. Kopacze, nie piłkarze
Hucznie zapowiadane wielkie derby stolicy zawiodły. Podobno na trybunach zasiadło wielu skautów klubów zagranicznych chcących obejrzeć w akcji młodych zawodników z polskiego podwórka. Miejmy nadzieję, że to tylko plotki. Jeżeli rzeczywiście ten mecz oglądali wysłannicy poważnych klubów, to nie spodziewajmy się transferu polskiego piłkarza zagranicę co najmniej przez następną dekadę.
Ciężko napisać cokolwiek o przebiegu tego spotkania. Obie drużyny miały prostą taktykę: utrzymywać futbolówkę w powietrzu. Nie wiadomo kto podpowiada taktykę Maciejowi Skorży, ale nawet laik wie, że długie, wysokie podania na wzorzystą głowę Danijela Ljuboji niczego dobrego nie przyniosą. Po meczu trener Legii powiedział, że było dużo walki i jego zawodnicy zapomnieli grać w piłkę. Brzmi groteskowo. Wyszli na boisko i zapomnieli grać w piłkę nożną? Skleroza? Na boisku po raz kolejny nie zobaczyliśmy Ismaela Blanco. Może po prostu Argentyńczyk nie jest przyzwyczajony do stylu gry jaki zaprezentowali w piątek jego klubowi koledzy. W końcu Blanco to piłkarz.
Trener Zieliński remis uznać może za korzystny wynik, tym bardziej, że nie mógł skorzystać z kilku ważnych zawodników pierwszego składu. JW i tak był niezadowolony po meczu, bo wg prezesa szkoleniowiec ma do dyspozycji po dwóch równorzędnych zawodników na każdej pozycji, więc brak kilku graczy nie jest żadnym usprawiedliwieniem. Szef Polonii zapewnił jednak, iż Zieliński zostanie na stanowisku do końca sezonu. Ale jak powszechnie wiadomo, Wojciechowski zmiennym jest. Dobrze w bramce spisywał się Sebastian Przyrowski. Piłkarze „Czarnych Koszul” poziomem i stylem gry dostosowali się do gospodarzy. W efekcie piłka częściej była w powietrzu niż na murawie.
Górnik Zabrze - ŁKS Łódź 0:0. Świerczewski nadal bez wygranej
Nie zaskoczyli nas niczym piłkarze Górnika i Łódzkiego KS–u. Kibice dostali to czego się spodziewali, czyli półtorej godziny nudnej kopaniny. Ani jedni, ani drudzy wirtuozami nie są. Ale skoro derby stolicy wyglądały tak, jak wyglądały, to czego wymagać od biednych ligowych szaraków?
Piłkarze mogliby chociaż uraczyć kibiców golami. Nic z tego. Nie pomógł w tym również arbiter spotkania, który nie dopatrzył się faulu w polu karnym łodzian. Być może sędzia nie chciał pogrążać podopiecznych menedżera Świerczewskiego. Tak czy inaczej, w końcówce pierwszej połowy, gospodarzom należała się jedenastka. Oprócz tego wiele na boisku się nie działo. Nie strzelał Nakoulma, a od niego niemal wszystko w Górniku zależy. Nie ma goli, nie ma kogutów. Trudno.
W indywidualnej rywalizacji dwóch znanych, świeżych trenerów na dorobku, Świerczewski zostaje w tyle za Tomaszem Hajto. Trzeba jednak oddać łódzkiemu menedżerowi, że łatwych warunków pracy to on nie ma. ŁKS ciągle pozostaje bez zwycięstwa na wiosnę. W ogóle ostatni raz łodzianie wygrali 30 października poprzedniego roku. Można zapomnieć, jak smakują trzy punkty. Ełkaesiacy mogą się cieszyć z jednego oczka. Owy punkcik niewiele jednak zmienia w sytuacji zespołu Piotra Świerczewskiego, nadal pozostającego w strefie spadkowej. Piłkarze ŁKS – u może i są „Rycerzami Wiosny”, ale raczej nie tej aktualnej, 2012 roku.
GKS Bełchatów – Wisła Kraków 2:2. „Biała Gwiazda” ratuje punkt
Bełchatowianie ostatnio słabo zaprezentowali się w spotkaniu z Widzewem Łódź. Dobrą okazją mógł być sobotni, jubileuszowy, mecz z krakowską Wisłą. Było to 300. spotkanie GKS–u w ekstraklasie. „Biała Gwiazda” z kolei, pod wodzą Michała Probierza, zmierza powoli w stronę stabilizacji formy. Jeśli krakowianie myślą poważnie o europejskich pucharach to mecz w Bełchatowie powinni wygrać.
Podopieczni Kamila Kieresia grali dobry, ofensywny futbol. Po trzech wcześniejszych meczach 22. kolejki, w których padła tylko jedna bramka, bełchatowska konfrontacja była niezłym widowiskiem. Na uwagę zasługują obydwa gole GKS–u. Tak pierwsza bramka Pawła Buzały, który wkręcił Osmana Chaveza w ziemię niczym początkującego juniora, jak i piękne uderzenie Wróbla na 2:0 urody były nieprzeciętnej. „Brunatnym” należy się sroga bura za gola straconego w ostatniej akcji meczu. Wiślacy wyrwali im trzy punkty, które pozwoliłyby bełchatowianom nieco odskoczyć od dolnej części tabeli.
Zawodnicy Probierza w pierwszej połowie stwarzali sobie dogodne sytuacje, ale albo dobrze bronił Sapela, albo Garguła kopał w maliny. W drugiej części gry krakowianie wzięli się do roboty, kopali też z większą skutecznością. Bardzo dobrą zmianę dał Cwetan Genkow, który najpierw strzelił bramkę kontaktową, a potem asystował przy golu na 2:2. Poprawy stylu gry drużyny po przyjściu Probierza jak na razie jeszcze nie widać. Najwidoczniej szkoleniowiec nie doszedł jeszcze do ładu ze swoją wieżą Babel. Wisła pod wodzą nowego trenera jeszcze nie przegrała, ale remisy z drużynami pokroju GKS – u Bełchatów chluby „Białej Gwieździe” nie przyniosą. Wisła musi zacząć wygrywać, najlepiej regularnie.
Jagiellonia Białystok – Lech Poznań 2:0. Pierwsze zwycięstwo Tomasza Hajty
Obie drużyny musiały być niezwykle zmotywowane przed tym meczem. Ani jednym, ani drugim w nowym roku nie idzie zupełnie. Przed meczem Tomasz Hajto wciąż bez zwycięstwa, Mariusz Rumak również bez wygranej, ale też bez zdobytego gola.
Dobrze prezentowali się piłkarze ofensywni Jagiellonii, zresztą już od kilku spotkań. Wcześniej czegoś brakowało, tym razem już było dobrze, z wydatną pomocą obrony Lecha. Ofensywa „Jagi” wjeżdżała pod bramkę Burićia jak w masło, czego najlepszym przykładem akcja na 1:0, którą wykończył Frankowski. Świetnie w zespole Hajty prezentowało się połączenie dynamicznej młodości w osobach Makuszewskiego i Kupisza, ze skutecznym doświadczeniem uosabianym przez Frankowskiego i Rasiaka. Młodsi podawali, starsi strzelali. Wygląda na to, że Tomasz Hajto dowiedział się wreszcie jak wygrywać.
Zmienił się trener w Lechu, ale nie zmienili się piłkarze i to jest największy problem „Kolejorza”. Podopieczni trenera Rumaka prezentują się bezbarwnie, wyglądają jakby nagle zapomnieli jak się gra w piłkę na przyzwoitym poziomie. Aż dziw bierze, że jeszcze jakiś czas temu potrafili ogrywać w europejskich pucharach Manchester City. Wszystko w Lechu zależy od dyspozycji Rudniewa. Jeśli Łotysz nie zdobywa goli, to znaczy, że… Lech nie zdobywa goli. Poznaniacy powinni podziękować bramkarzowi, bo gdyby nie Burić, mogliby wracać z pokaźnym bagażem straconych bramek. Nic nie wskazuje na przebudzenie starego, dobrego „Kolejarza”. Zespołowi z Poznania poziomem jak na razie bliżej do nizin tabeli niż europejskich pucharów.
Śląsk Wrocław – Cracovia 3:0. Przełamanie Śląska
Przed tym spotkaniem atmosfera była niezwykle gorąca. O efekty specjalne zadbał sam Orest Lenczyk, który, co prawda nieświadomie, skrytykował publicznie swoich zawodników. Tomasz Kafarski pragnął wykorzystać zamieszanie oraz słabszą formę wicemistrzów Polski i wywieźć ze stolicy Dolnego Śląska korzystny wynik.
Krytyka zmobilizowała jednak piłkarzy Śląska, którzy od początku meczu narzucili „Pasom” własny styl gry. Ten styl gry opierał się głównie na ciągłym napieraniu na bramkę Cracovii. Opłaciło się dosyć szybko, bo już w 4. minucie. Dwie bramki dołożył Mila i mecz rozstrzygnął się jeszcze w pierwszej połowie. WKS dominował na całym boisku, w każdej formacji. A najbardziej z przodu, gdzie podopieczni Lenczyka co i raz rozbijali defensywę krakowian. Śląsk się przełamał, ale o powrocie wysokiej formy nie można jeszcze mówić. Wszak była to tylko słabiutka Cracovia.
Tomasz Kafarski ma przed sobą mission impossible. Utrzymanie w ekstraklasie bazując na takich piłkarzach wydaje się nieosiągalne. Żal było patrzeć na tą zbieraninę biegającą po wrocławskim Stadionie Miejskim. Piłkarze „Pasów” w żaden sposób nie potrafili przeciwstawić się wrocławianom. Cracovia jest na najlepszej drodze do degradacji i chyba już nikt nie jest w stanie jej powstrzymać. Jeśli zawodnicy Kafarskiego nadal będą prezentować taką formę jak z meczu ze Śląskiem to z całą pewnością na spadek zasłużyli. Można mówić, że źle weszli w mecz, ale żeby dobrze wejść w mecz trzeba mieć normalną obronę. Wygląda na to, iż najbliższy mecz, w który „Pasy” dobrze wejdą odbędzie się już w I. lidze.
Ruch Chorzów – Podbeskidzie Bielsko – Biała 2:2. Stracona szansa Ruchu
Rozpędzony Ruch Chorzów powinien przejechać się po Podbeskidziu i przeskoczyć Polonię Warszawa. Podbeskidzie natomiast jechało do Chorzowa powalczyć o punkty, bez większej presji. Ruch powinien, Podbeskidzie mogło.
W pierwszej połowie wszystko szło po myśli „Niebieskich”. 2:0 i pewna kontrola gry wskazywały na kolejny dobry rezultat chorzowian tej wiosny. Podopieczni Fornalika dobrze prezentowali się jako zespół. Coś im chyba nie pasowało, więc strzelili sobie sami gola, a później dali sobie wbić kolejną bramkę w końcówce. Tym samym Ruch stracił szansę na odskoczenie od Polonii Warszawa i gonienie wrocławskiego Śląska. Chorzowianie na własne życzenie nie ograli Podbeskidzia. Co prawda piłkarze Fornalika poczynają sobie w tym sezonie powyżej oczekiwań i już zrobili niezły wynik, ale nie zaszkodziłoby im chyba utrzymanie dobrej skuteczności i dalsze mieszanie w czubie ligowej tabeli.
Podbeskidzie zagrało słabo, szczególnie w pierwszej połowie. Mimo wszystko należą im się słowa uznania. Oddając tylko jeden celny strzał, udało im się strzelić dwa gole. Niemniej jednak goście nie zasłużyli na podział punktów w Chorzowie. Warto pochwalić podopiecznych Roberta Kasperczyka za dobrze wykonywane stałe fragmenty gry, po których to padały gole dla Podbeskidzia. Beniaminek musi uznać punkt zdobyty na chorzowskim terenie za dobre osiągnięcie. Górale utrzymują przyzwoitą formę, trzymając się przy tym przyzwoitego, ósmego miejsca w tabeli.
Lechia Gdańsk – Korona Kielce 0:0 Korona zatrzymana
Rozpaczliwie broniąca się przed spadkiem gdańska Lechia musiała obawiać się meczu z Koroną. Kielczanie w nowym roku bili wszystkich po kolei, imponując przy tym zaangażowaniem i dobrym przygotowaniem fizycznym. Lechiści w ostatniej kolejce wreszcie strzelali gole, co mogło być optymistycznym prognostykiem przed poniedziałkową konfrontacją.
Nic bardziej mylnego. Lechia nie była w stanie strzelić gola Koronie, w ogóle z rzadka zagrażając bramce Małkowskiego. Ten mecz jest absolutnie do zapomnienia. Na opustoszałej PGE Arenie piłkarze Janasa razili nieporadnością. Nieźle pokazali się młody Kosecki i nieco starszy Surma, ale to zdecydowanie za mało. Lechia z taką grą będzie do samego końca drżeć o ligowy byt. Trudno sobie jednak wyobrazić, by na tak pięknym stadionie były rozgrywane mecze pierwszej ligi, więc jakimś cudem Lechia musi wyszarpać utrzymanie. Będzie jej o tyle łatwiej, że w wyścigu do spadku brylują jak na razie ŁKS i Cracovia.
Korona nie podtrzymała świetnej passy, która musiała się kiedyś skończyć. Ale żeby akurat w meczu ze słabą Lechią? Zaangażowanie kielczan w tym spotkaniu nie wystarczyło. Zespół Korony prezentował się dzisiaj słabo, szczególnie w ataku. Nie było widać tego błysku, którym to do tej pory podopieczni Leszka Ojrzyńskiego karcili kolejnych rywali. Napisać, że mecz pomiędzy Lechią i Koroną był nudny, to nic nie napisać. Ciężko było na to patrzeć. Miejmy nadzieję, iż „Koroniarze” w następnej kolejce odzyskają dotychczasowy wigor. O poniedziałkowej rywalizacji najlepiej na zawsze zapomnieć.
Przed kibicami jeszcze mnóstwo emocji
Po obejrzeniu meczów takich jak Legia - Polonia, Górnik - ŁKS czy Lechia - Korona odechciewa się patrzeć na wyczyny naszych ligowców. Mimo wszystko powinniśmy być dobrej myśli, bowiem sytuacja w tabeli sprawia, że czeka nas jeszcze sporo ciekawych konfrontacji. Najbliższe kolejki wyjaśnią nam kolejne niewiadome. Jak na razie ciężko cokolwiek przewidzieć.