menu

Pora się obudzić! Jedenastka zawodników, którzy rozczarowali wiosną (GALERIA)

15 maja 2015, 09:21 | Konrad Kryczka

Wiosenna część sezonu zweryfikowała wielu zawodników naszej Ekstraklasy. W naszym zestawieniu uwzględniliśmy piłkarzy, od których w 2015 oczekiwano o wiele lepszej gry. Większość rozczarowań związana jest z zimowymi transferami, ale są i zawodnicy, którzy jesienią grali naprawdę dobrze, a wiosną nie potrafią nawiązać do tamtej formy.

Ondrej Duda (Legia Warszawa) – cały czas w mediach przewijają się sumy, za jakie Słowak miałby zostać sprzedany do któregoś z zachodnich klubów. Kwoty wręcz niewyobrażalne, zwłaszcza jeżeli weźmiemy pod uwagę obecną formę pomocnika stołecznej drużyny. A ta, mówiąc eufemistycznie, nie jest najwyższa. To nie ten sam Duda, który czarował jesienią. Na pewno spory wpływ na dyspozycję Słowaka miała kontuzja odniesiona w zimowym sparingu, ale to jednak piłkarz, od którego bez względu na okoliczności oczekuje się dobrej gry. Albo przynajmniej przebłysków, a nie złapania głupiej czerwonej kartki.
fot. sylwester wojtas
Flavio Paixao (Śląsk Wrocław) – po rundzie jesiennej był jednym z faworytów do korony króla strzelców. Wiosną sporo się zmieniło – głównym egzekutorem miał być jego brat, Marco, a Flavio miał go wspierać. Wspólnie na boisku nie prezentowali się jednak zbyt dobrze i w stronę obu kierowane są spore pretensje. Flavio w 2015 zdobył tylko dwie bramki, a zaliczył masę niechlujnych zagrań. I to wtedy, kiedy akurat mu się chciało coś robić na boisku, bo i z tym bywało różnie.
fot. Polskapresse
Pawieł Sawickij (Jagiellonia Białystok) – szybki rzut oka na jego piłkarskie dossier i mogło się wydawać, że Jaga wyłowiła na białoruskim rynku prawdziwą perełkę. Zawodnika nadal młodego, ale mającego już duże doświadczenie w grze na najwyższym poziomie w danym kraju. A przy tym potrafiącego strzelać bramki. Na razie jednak Ekstraklasa zweryfikowała Białorusina negatywnie. Sawickij gra mało, w ogóle nie strzela i od święta jest w stanie zanotować udane zagranie.
fot. jagiellonia.pl
Kristian Kolcak (Podbeskidzie Bielsko-Biała) – jeżeli chodzi o grę w ojczyźnie, jest zawodnikiem spełnionym. Napisalibyśmy nawet, że przesyconym sukcesami na Słowacji – cztery mistrzostwa i trzy puchary kraju to ogromne osiągnięcie. Wydawało się zatem, że Podbeskidzie wybrało idealnie, ściągając go do Bielska-Białej. Słowak miał wprowadzić spokój do gry „Górali” w obronie, a tymczasem jeszcze bardziej ją zdezorganizował, popełniając masę – czasami komicznych – błędów.
fot. Lucyna Nenow / Polska Press
Dobrivoj Rusov (Piast Gliwice) – mówiono, że to wielki talent zza południowej granicy. Twierdzono, że Słowak będzie lekiem na wszystkie problemy Piasta związane z obsadą bramki. Tymczasem okazało się, że Rusova trudno traktować poważniej niż np. Cifuentesa. Prawie w każdym meczu, w którym wystąpił, musiał coś odwalić – z puszczonych przez niego baboli można byłoby złożyć niezłą kompilację. Obecnie jest już więc tylko rezerwowym.
fot. Maciej Gapiński/Polska Press
Błażej Telichowski (GKS Bełchatów) – właściwie moglibyśmy wrzucić tu któregokolwiek z obrońców „Brunatnych” (a najlepiej drużynę w całości). Postawiliśmy na „Telicha”, ponieważ jesienią prezentował się naprawdę dobrze i spokojnie mogliśmy go uważać za lidera dosyć szczelnej obrony GKS-u. Jego spore doświadczenie zdobyte na polskich boiskach procentowało. Wiosną nie jest już tak kolorowo. Telichowski popełnia juniorskie błędy, ponosi winę za część straconych przez GKS bramek, a do tego do kompletu złapał idiotyczną czerwoną kartkę.
fot. Polska Press
Błażej Augustyn (Górnik Zabrze) – jesienią był praktycznie tylko chwalony, a niektórzy – już nieco na siłę – starali się go wcisnąć do reprezentacji. To nie był co prawda ten rozmiar kapelusza, ale trzeba przyznać, że stoper Górnika prezentował się w tamtym czasie bardzo dobrze. Sytuacja obecnie wygląda już jednak zupełnie inaczej. Jeżeli zabrzanie tracą bramkę, to ze sporą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że Augustyn maczał w tym swoje palce. A jeżeli tego nie zrobił, to pewnie akurat sędzia pokazywał mu czerwoną kartkę.
fot. Maciej Gapiński / Polska Press
Arnaud Sutchuin-Djoum (Lech Poznań) – kiedy Lech podpisał z nim kontrakt, jedno było pewne: klub z Poznania praktycznie niczego nie ryzykuje, a może tylko zyskać. Djoum wydawał się bowiem bardzo ciekawą opcją na pozycję defensywnego pomocnika. Belg był już ograny na niezłym poziomie (głównie w Holandii), więc i u nas powinien dać radę. On jak na razie pokazuje jednak tylko to, że nie przepada za grą pod zbyt dużą presją i w niczym nie jest lepszy od ligowych przeciętniaków.
fot. Andrzej Banaś/Gazeta Krakowska
Maciej Gajos (Jagiellonia Białystok) – cały czas jest uważany za jednego z liderów białostockiej drużyny, ale wiosną wyraźnie spuścił z tonu. Mecz z Legią miał co prawda dobry, ale im dalej w las, tym gorzej prezentował się na boisku. W jego grze brakowało błysku, który był widoczny wcześniej i który zauważał również Adam Nawałka. Jeżeli Gajos chce jechać na kolejne zgrupowania reprezentacji, musi się obudzić jak najprędzej.
fot. Andrzej Szkocki/Polska Press
Michał Masłowski (Legia Warszawa) – kiedy przychodzisz za niebotyczne (oczywiście w polskich realiach) pieniądze, może być pewien, że nikt nie będzie czekał wiecznie, aż odpalisz. Właściwie musisz z miejsca udowadniać, że się nadajesz do gry na danym poziomie. Masłowski na razie nie daje sobie z tym rady. Z jego osobą wiążemy dwa zaskoczenia: po pierwsze to, że Legia ściągnęła go już zimą (przez praktycznie cały 2014 był trapiony przez kontuzje), a po drugie to, że nie jest sobie w stanie wywalczyć choćby roli ważnego zmiennika.
fot. Bartek Syta/Polska Press
Takafumi Akahoshi (Pogoń Szczecin) – wyjeżdżał z Pogoni jako piłkarz wyróżniający się w Ekstraklasie, wrócił do Szczecina jako gość, który nie przebił się w nie najsilniejszym rosyjskim klubie. Mimo tego wielu liczyło, że znów będzie błyszczał na polskich boiskach, obsługując kolegów znakomitymi podaniami. Japończyk w tej chwili przegrywa jednak rywalizację o miejsce w składzie, a jeżeli pojawia się na murawie, to nie pokazuje niczego ciekawego.
fot. Andrzej Szkocki / Polska Press
1 / 11