menu

Polskich klubów nikt się nie boi w europejskich pucharach

17 lipca 2012, 09:00 | Tomasz Dębek/Polska The Times

Buducnost Podgorica (Czarnogóra), Metalurg Skopje (Macedonia), Metalurgs Lipawa (Łotwa) i Chazar Lenkoran (Azerbejdżan) - oto rywale, z którymi polskie kluby zmierzą się w najbliższych dniach w kwalifikacjach do europejskich pucharów. Przeciętny kibic reaguje na nazwy tych klubów dezorientacją lub uśmiechem politowania.

Polonia Warszawa grała z Vetrą Wilno w 2008 roku
Polonia Warszawa grała z Vetrą Wilno w 2008 roku
fot. Maciej Jeziorek/Polskapresse

Historia uczy nas jednak, że nie takie tuzy potrafiły zakończyć sen o potędze rodzimych zespołów. Mało tego, każdy z tych egzotycznych piłkarsko krajów może się pochwalić klubem, który pokonał Polaków w pucharach.

"Szacunek dla przeciwnika", "pełna mobilizacja", "podejdziemy do tego meczu na poważnie" - takie oklepane formułki słyszymy zwykle przed spotkaniami z egzotycznymi rywalami. Słowa często idą jednak swoją drogą, a postawa piłkarzy na boisku w żaden sposób ich nie potwierdza.

- A o czym ma mówić trener na odprawie przed meczem z takim przeciwnikiem? Właśnie o szacunku, odpowiednim zaangażowaniu i podejściu do spotkania. Tyle że nie zawsze przekłada się to na boisko. Zdarzają się zawodnicy, którzy nie są w stanie się zmobilizować. Muszą jednak zdawać sobie sprawę z tego, że później zapłacą za to wysoką cenę - uważa Jan Urban, trener Legii.

Doskonale wie, o czym mówi. Kiedy pierwszy raz został szkoleniowcem warszawian, debiutował w spotkaniu z Vetrą Wilno. Po 45 minutach Litwini prowadzili 2:0. Nigdy nie dowiemy się, co zdarzyłoby się dalej. W przerwie chuligani Legii zdemolowali stadion, mecz został przerwany, a drużyna Urbana wyrzucona z europejskich rozgrywek.

Polskie klęski tylko z ostatniego dziesięciolecia mogłyby być tematem pracy magisterskiej, dlatego zajmiemy się głównie porażkami z rodakami najbliższych rywali Śląska, Ruchu, Legii i Lecha.

Czarnogórcy ich skarcili

Jeśli piłkarze Śląska liczą na spacerek z Budućnostem, mogą srogo się rozczarować. Tak jak Polonia Warszawa, która mierzyła się z tym klubem w 2009 roku (I runda eliminacji LE). Na wyjeździe wszystko poszło zgodnie z planem, poloniści wygrali 2:0. W rewanżu najedli się za to sporo wstydu, ulegając 0:1. Nie pomogła nawet gra z przewagą zawodnika przez ostatnie 25 minut. Zespół Jacka Grembockiego awansował, w kolejnej rundzie pokonał nawet amatorski klubik z San Marino, w końcu zastopował go jednak holenderski średniak NAC Breda.

Pogrzebali Gieksę

Jeden celny strzał w ciągu 180 minut - tyle wystarczyło Macedończykom z Cementarnicy Skopje do wyeliminowania katowickiego GKS-u w rundzie wstępnej Pucharu UEFA (sezon 2003/2004). Do tej pory wielu kibiców Gieksy zachodzi w głowę, jak można było odpaść w dwumeczu z takimi "ogórkami" (0:0 na wyjeździe i 1:1 u siebie). - Skompromitowaliśmy polski futbol - przyznał po latach Marcin Bojarski. Oby piłkarze Ruchu nie musieli się tłumaczyć po meczach z Metalurgiem.

Wisła zatrzymana

Tragiczny dla polskiej piłki sezon 2003/2004 nie zakończył się na klęsce GKS-u. W rundzie wstępnej Pucharu UEFA grała jeszcze Wisła Płock. Jej rywalami byli zupełnie anonimowi zawodnicy Ventspilsu. Marcin Wasilewski, Ireneusz Jeleń i spółka myśleli chyba, że Łotysze są tak groźni jak ich kibice (do Płocka przyjechało ich około dziesięciu, stali dumnie obok flagi "Ventspils Ultras"). Przeliczyli się. 1:1 na Łotwie, 2:2 w rewanżu i wiślacy musieli wracać do domów z podkulonymi ogonami. Ciekawe, czy w Lipawie Legia spotka się z bardziej gościnnymi piłkarzami.

Specjaliści od upokorzeń

W ciągu ostatnich kilkunastu lat żaden zespół nie dał polskim kibicom więcej radości niż Wisła Kraków, tocząca zwycięskie boje choćby z Parmą czy Schalke. Z drugiej strony, za żaden inny klub nie musieliśmy się aż tak wstydzić. Valerenga Oslo, Dinamo Tbilisi, Levadia Tallin - te drużyny okazywały się lepsze od seryjnie zdobywającej mistrzostwo kraju Wisły. Najbardziej upokarzająca była chyba jednak porażka z Karabachem Agdam latem 2010 roku. W końcu krakowianie nauczeni przegranymi z przeszłości nie powinni zlekceważyć rywali. Wyniki (0:1 u siebie i 2:3 w Azerbejdżanie - a było nawet 0:3) wskazują jednak na coś zupełnie innego.

Możemy tylko liczyć na to, by zawodnicy Lecha Poznań szybciej uczyli się z własnych błędów. Daleko szukać nie trzeba, w zeszły czwartek poznaniacy zremisowali 1:1 rewanż z przedostatnim zespołem ligi Kazachstanu Żetysu Tałdykorgan. Oby Chazar Lenkoran okazał się mniej wymagającym przeciwnikiem…

Kiedyś było lepiej?

Myli się ten, kto myśli, że kompromitujące wpadki są domeną polskich klubów w XX wieku. W sezonie 1959/1960 ówczesny mistrz kraju ŁKS Łódź trafił w Pucharze Europy na Jeunesse Esch. Łodzianie pojechali do Luksemburga dać kapitalistycznym amatorom lekcję piłki. Skończyło się na 5:0, ale… dla gospodarzy.

Nie wiemy, co trener ŁKS-u powiedział do swoich piłkarzy przed rewanżem. Na miejscu byłaby chyba mobilizacja "Jeśli macie grać tak jak w pierwszym meczu, to wyjdźcie na boisko, wykopcie tam dół, wejdźcie do niego i się zasypcie". Łodzianie postanowili spróbować odwrócić jednak losy dwumeczu. Zdołali nawet wygrać, ale tylko 2:1. Do tej pory "popis" ŁKS-u uważa się za największą kompromitację w historii rodzimego futbolu.

Za granicą też dają ciała

Pocieszać możemy się tym, że kompromitacje ze słabeuszami nie są wyłącznie polską specjalnością. Kibice pamiętają porażkę Celticu z Artmedią Petrzalka 0:5. Artur Boruc oglądał ją z ławki rezerwowych, Maciej Żurawski grał do 60. minuty. The Boys pokazali charakter w rewanżu, do końca walcząc o awans. Zdołali wygrać "tylko" 4:0.

Inny reprezentant Polski, Jacek Bąk, na długo zapamiętał NK Maribor. Gdy "Komar" grał jeszcze w Lyonie, to właśnie klubik ze Słowenii wyeliminował Francuzów w ostatniej fazie eliminacji do Ligi Mistrzów. Co prawda nie był to jeszcze Lyon hurtowo zdobywający mistrzostwa kraju, ale porażki 0:1 i 0:2 chluby OL nie przyniosły.

Jedną z największych sensacji ubiegłorocznej edycji Ligi Europy był awans FC Vaduz (Liechtenstein) kosztem Vojvodiny Nowy Sad. Serbowie pewnie wygrali na wyjeździe 2:0. W rewanżu zlekceważyli rywali i ulegli 1:3. - To skandal. Czuję żal i wstyd. Winni będą ukarani, nikt nie może w ten sposób szargać reputacji klubu - wściekał się po meczu ekscentryczny prezes klubu Ratko Butorović.

Można się tłumaczyć, że poziom europejskiej piłki jest coraz bardziej wyrównany. Więcej prawdy ma chyba jednak stwierdzenie, że to polski futbol ostro pikuje w dół. Powalczyć z faworyzowanymi zespołami zdarza nam się bardzo rzadko, natomiast żenujące wpadki ze słabeuszami oglądamy niemal co roku. Tracimy przez to cenne punkty rankingowe, w związku z czym trafiamy na trudniejszych rywali i mamy w pucharach mniej zespołów. W sens rankingów FIFA i UEFA wątpił już pewien mędrzec z Lubomi. Jeśli polskie kluby nie chcą skończyć jak on, niech potraktują najbliższe mecze poważnie.

Polska The Times


Polecamy