menu

Prof. Jan Chmura: "W meczu ze Słowacją nasi piłkarze byli za wolni i spóźnieni. W dodatku do Sewilli polecieli zbyt późno" [ROZMOWA]

18 czerwca 2021, 11:26 | Adam Godlewski

- Jeszcze nie widziałem możliwości wysiłkowych naszego zespołu w tak kiepskim stanie. Dlatego mam wiele obaw - mówi o reprezentacji Paulo Sousy prof. Jan Chmura, fizjolog.

Prof. Jan Chmura: "Grzegorz Krychowiak w odbiorze notorycznie interweniował na granicy faulu dlatego, że był o ułamek sekundy spóźniony"
Prof. Jan Chmura: "Grzegorz Krychowiak w odbiorze notorycznie interweniował na granicy faulu dlatego, że był o ułamek sekundy spóźniony"
fot. Sylvia DąBrowa

Czy z meczu ze Słowacją można wyciągnąć jakiś pozytyw?
Reprezentację Polski stać było na w miarę przyzwoitą grę przez kwadrans pierwszej połowy, i taki sam czas po przerwie. Zrozumiałe zatem, że taki mecz nie mógł się nikomu podobać. Jestem wielkim i oddanym kibicem drużyny narodowej, zawsze ściskam kciuki i nie przestanę przed meczem z Hiszpanią, ale jeszcze nie widziałem możliwości wysiłkowych naszego zespołu w tak kiepskim stanie. Dlatego mam wiele obaw.

Przygotowania do turnieju nie przebiegły w pańskiej ocenie tak, jak powinny?
Na to zagadnienie trzeba popatrzeć szerzej. Znajdujemy się w okresie pandemii, najpierw był długi lockdown we wszystkich ligach, a potem nastąpiło niespotykane wcześniej spiętrzenie gier. Taka zbitka mogła spowodować wielkie wyczerpanie. I to nie tylko u zawodników, którzy przechodzili covidową infekcję. Organizm ludzki nie jest z gumy, nie jest także z żelaza. Generalnie zdolności wysiłkowe obniżyły się znacząco w piłkarskich ligach zawodowych.

Mam rozumieć, że Słowacy, którzy o wiele lepiej wytrzymali trudy rywalizacji, są ulepieni z innej gliny?
Nie, po prostu zostali lepiej przygotowani. W świecie nauki nikt nie ma wątpliwości, że - biorąc pod uwagę sytuację pandemiczną - przygotowanie drużyn do wielkiego turnieju musiało mieć zupełnie inny charakter niż w latach minionych. Nie byłem przy naszej reprezentacji podczas zgrupowania w Opalenicy i nie wiem, jakie konkretnie zastosowano środki treningowe, ale widząc efekty, nie wykluczam, że obciążenia - zamiast pomóc zawodnikom - mogły zaszkodzić. Odniosłem wrażenie, że niezregenerowane, „zamulone” dużą częstotliwością gier organizmy naszych piłkarzy gremialnie nie przyjęły zaproponowanych bodźców. Zresztą, jeśli zastosowane zostały standardowe obciążenia, polscy futboliści nie mieli prawa ich wytrzymać bez uszczerbku dla formy.

Zupełnie inny charakter, czyli jaki?
Należało pobudzić „zamulone” organizmy. Trafić do każdej komórki nerwowej i mięśniowej w ten sposób, żeby odzyskała świeżość, a właśnie świeżości u naszych zawodników nie dostrzegłem zupełnie. Słowacy wygrali większość startów do piłki. I doskonale radzili sobie w destrukcji, ponieważ gołym okiem widać było, że graliśmy bardzo wolno; nie byliśmy w stanie niczym zaskoczyć rywala. Grzegorz Krychowiak w odbiorze notorycznie interweniował na granicy faulu nie dlatego, że podszedł do rywalizacji ze Słowacją w sposób nonszalancki. Nie miał dynamiki, nie miał szybkości, po nim najlepiej było widać, że nie jest zregenerowany po sezonie. Tylko właśnie „zamulony”. Nazywając rzecz po imieniu - prawie za każdym razem był o ułamek sekundy spóźniony. I stąd wzięły się dwie żółte, a w konsekwencji czerwona kartka. Zakładam zatem, że zamiast bodźców krótkotrwałych o wysokiej, a nawet bardzo wysokiej intensywności, zastosowane zostały środki, które spotęgowały zmęczenie. Wszystko wskazuje na to, że objętość jednostek treningowych była zbyt duża.

Przegraliśmy ze Słowakami tylko dlatego, że za wolno biegaliśmy?
Obie bramki straciliśmy w bardzo podobnych okolicznościach. Mianowicie - zabrakło błyskawicznego doskoku do rywala. Jeśli organizm nie funkcjonuje na optymalnych obrotach, podejmowanie decyzji także jest opóźnione. To były proste błędy. Nawet bardzo proste, ale niedopuszczalne. Przy utracie drugiego gola przy Milanie Skriniarze było czterech naszych zawodników. Żaden nie potrafił jednak właściwie zareagować w ułamku sekundy. Czyli doskoczyć i zablokować.

Po porażce trudniej jest zregenerować organizm niż po wygranej?
W ujęciu biologicznym doprowadzenie komórki mięśniowej do poprzedniego stanu powinno przebiegać tak samo, bez względu na wynik. Do tego dochodzi jednak regeneracja psychiczna. I tu będziemy mieć problem, gdyż po porażce, zwłaszcza poniesionej w tak kiepskim stylu, niełatwo jest się podnieść. A zadanie wydaje się tym trudniejsze, że lecimy na mecz z przeciwnikiem, który jest zaadaptowany do gorącego, zatem ciężkiego klimatu w Sewilli. Kiedy przegraliśmy ze Słowakami, powinna nastąpić błyskawiczna korekta w naszej logistyce. Mówiąc wprost, trzeba było od razu zmienić bazę i najszybciej jak to możliwe przylecieć do Hiszpanii. Najlepiej - natychmiast po odnowie w Sankt Petersburgu! Po to, żeby nasi piłkarze mieli czas zaadaptować się do wysokiej temperatury i wilgotności. Przez 72 godziny można wywołać bardzo dużo pozytywnych zmian w każdym organizmie. Uważam, że późniejszy wylot to nasz ogromny błąd.

Czyli już w zasadzie wszystko stracone?
Na szczęście - nie! Przyglądając się, jak w mistrzostwach wystartowały poszczególne ekipy, prognozuję, że będziemy świadkami wielu motorycznych zwrotów. A także niespodzianek czy wręcz sensacji, trudno mi bowiem wyobrazić sobie nawet, że można biegać przez cały turniej w tak zawrotnym tempie jak Włosi. Reprezentanci Italii pod względem fizycznym zaprezentowali się fenomenalnie w dwóch początkowych seriach. Aż za dobrze! Zastosowali fantastyczną regenerację, pytanie zatem, czy na finiszu nie zabraknie im podbudowy? Z całą pewnością jednak wolelibyśmy mieć włoskie wątpliwości niż nasze problemy…