menu

Jan Sobociński po meczu Polska - Kolumbia: Gra w rodzinnym mieście to dodatkowa motywacja

24 maja 2019, 06:54 | Maciej Pietrasik

Nieporozumienie Sebastiana Walukiewicza z Janem Sobocińskim było jedną z głównych przyczyn porażki z Kolumbią w pierwszym meczu mistrzostw świata U-20. Obrońca ŁKS-u Łódź przyznał, że występ w rodzinnym mieście w tak ważnym spotkaniu był dla niego czymś szczególnym.

Na pierwszym planie Radosław Majecki. Jan Sobociński w tle
Na pierwszym planie Radosław Majecki. Jan Sobociński w tle
fot. Fot.Szymczak Krzysztof/Polska Press

Sobociński potwierdził, że przy stracie gola zawiodła przede wszystkim komunikacja między dwoma stoperami. - Nie dogadaliśmy się z Sebastianem. Brak komunikacji sprawił, że nie wiedziałem, iż mam zawodnika za plecami. Wyprzedził nas i niestety zdobył bramkę. Był to dla nas cios, ale wiedzieliśmy, że do końca meczu jest jeszcze sporo czasu, możemy wszystko nadrobić i walczyliśmy do samego końca.

Problemem były jednak nie tylko pomyłki w obronie. Przede wszystkim biało-czerwoni zawiedli w ofensywie. - Zabrakło nam parcia do przodu, oddawania strzałów. W całym meczu oddaliśmy dwa strzały na bramkę, a to nie da nam gola. W środku pola stawiliśmy czoła rywalom, nie dawaliśmy sobie rady z prostopadłymi podaniami do szybkich bocznych pomocników.

Kolumbia nie zaskoczyła naszych piłkarzy, ale mimo to nie udało się nawiązać walki z rywalami. Teraz cel jest jeden - wygrana z Tahiti. Wiedzieliśmy jak gra Kolumbia i jak chcemy grać przeciwko nim, ale niestety nie udało się i straciliśmy punkty w pierwszym meczu. Nie czujemy presji. Gramy swobodnie, odważnie, presja nie odgrywa tu żadnej roli. Jesteśmy w stanie się pozbierać. Za trzy dni mamy kolejny mecz i chcemy go wygrać. Musimy go wygrać, jeśli chcemy liczyć się w walce o wyjście z grupy.

Dla Sobocińskiego mecze na mistrzostwach świata są szczególnym wydarzeniem z jeszcze jednego powodu. Przede wszystkim może występować przed publicznością w swoim rodzinnym mieście. - Czuliśmy na plecach ich wsparcie, to był nasz dwunasty zawodnik. Każdy z nas wiedział, dla kogo gramy – dla siebie, ale i dla kibiców. Chcemy ich uszczęśliwiać, ale dzisiaj nam się to nie udało. Gra w rodzinnym mieście, gdzie wychowywałem się przez 20 lat, to na pewno dodatkowa motywacja.


Polecamy