menu

Piotr Piechniak: Chciałbym prowadzić zespół, którego piłkarze nie będą marzyć o klubowych dresach

16 grudnia 2014, 17:51 | Bartosz Michalak

Co słychać u byłego zawodnika między innymi Groclinu Grodzisk Wielkopolski, a także Polonii Warszawa? Zachęcamy do lektury poniższej rozmowy.

Piotr Piechniak jako zawodnik Groclinu Grodzisk Wielkopolski
Piotr Piechniak jako zawodnik Groclinu Grodzisk Wielkopolski
fot. archiwum prywatne

Papiery trenerskie są, a pracy jak nie było, tak nie ma…
Zastanawiałem się ostatnio nad zapisaniem na kurs „UEFA PRO”. Nie wiem jednak czy to kwestia papierów jest kluczowa odnośnie znalezienia pracy. Na trenerskiej karuzeli w każdym regionie w Polsce są od wielu lat praktycznie te same nazwiska. Ja ze swojej strony mogę tylko powiedzieć, że dla mnie kwestie finansowe nie są najważniejsze. To nie jest tak, że gdyby klub z IV ligi chciał mnie zatrudnić, to najpierw musiałby okraść bank, żeby było go stać na moje uposażenie.

Przez ponad piętnaście lat byłem ściśle związany z piłką nożną. Każdy dzień miałem skrupulatnie zaplanowany. Taka wojskowa dyscyplina bardzo mi służyła. Od ponad roku czasu moje życie jest nieco bardziej schematyczne. Głównie zajmuję się swoją dwuletnią córką Mariką. Żona pracuje, dlatego zamiast wynajmować jakąś opiekunkę, to ja pilnuję „małej”.

W takim razie pewnie ciężko byłoby Panu wyjechać do pracy załóżmy na Śląsk.
Na razie tak, ale na Podkarpaciu też jest kilka klubów, którym moje doświadczenie mogłoby się przydać. Tu nie chodzi o klasę rozgrywkową. Chciałbym pracować z drużyną, której piłkarze nie będą marzyć tylko i wyłącznie o otrzymaniu klubowych dresów. Nie wiem czy oni do kościoła w tych dresach chcą chodzić, czy paradować w nich po swoich rodzinnych miejscowościach, ale takie sytuacje trochę mnie demotywują. O patologicznych scenach typu: przychodzi na zbiórkę gość praktycznie pijany, mówić nie będziemy, bo po co? To są „uroki” pracy w klubach grających w niższych klasach rozgrywkowych, które dość dobrze poznałem. Ciężko wygląda współpraca z ludźmi, dla których piłka nożna nie jest ani pasją, ani miłością, a zaledwie dodatkiem do szarej codzienności...

Część kibiców może w takim razie zastanawiać się z czego ten Piechniak teraz żyje?
Najlepiej, jak każdy będzie martwił się o swój ogródek (uśmiech). Przy okazji przenosin mojego syna Kacpra do Jagiellonii Białystok, miałem przyjemność po części poznać zajęcie piłkarskiego menadżera. Mieliśmy oferty z dwóch zespołów angielskich: Stoke i Reading, ale postawiliśmy na klub prezesa Cezarego Kuleszy. W luźnej rozmowie z prezesem dostałem nawet propozycję pracy w piłkarskiej szkółce Jagiellonii Białystok, ale na tę chwilę przeprowadzka z Pysznicy (miejscowość powiatu stalowowolskiego – red.) nie wchodzi w grę.

Kacper podpisał trzyletnią umowę, ostatnio był na konsultacjach w reprezentacji Polski do lat osiemnastu. Zdążył już strzelić kilka goli w nowym klubie, ale runda wiosenna w jego wykonaniu powinna być jeszcze lepsza. W końcu będzie miał warunki do dobrego przepracowania przerwy zimowej i nadrobienia zaległości, które wzięły się z gry w wieku siedemnastu lat w „okręgówce”. Zdobywał dużo bramek, ale okazji do rozwoju nie miał żadnych. Na pewno trochę się zahartował, bo grać przeciwko dorosłym chłopom, nierzadko ważącym po 100 kilogramów paradoksalnie nie zawsze jest lekko.

Pana dobrzy kumple z boiska pokroju chociażby Sebastiana Mili czy Tomasza Wieszczyckiego, robią obecnie kariery sportowo-medialne. Nie patrzy Pan na nich trochę z zazdrością?
Obaj cholernie ciężko pracowali w swoim życiu na to, co teraz mają. Sebastian miał w swojej karierze kilka bardzo kiepskich momentów. Nie można nikomu zazdrościć, tylko skupić się na swojej osobie. Niektórzy mają trochę taki charakter, że jak sąsiad ma lepszy samochód, to nie myślą o tym, jak samemu dorobić się takiego super auta, tylko ewentualnie jak wybić po kryjomu szybę w tym sąsiada. Cieszy mnie fakt, że na przykład Piotrka Rockiego potrafią docenić na Śląsku, który grał w Polonii Bytom, a teraz prowadzi bodajże Ruch Radzionków. Igor Kozioł zajmuje się własną hurtownią. Ja czekam na ofertę z któregoś z podkarpackich klubów.

Pan jako prezes klubu zaufałby trenerowi, który praktycznie nie ma jeszcze żadnego doświadczenia w zawodzie szkoleniowca?
Dlaczego nie? Szczególnie jeśli nie mówimy o klubach ekstraklasowych, ale tych drugoligowych bądź trzecioligowych. Ja mam to szczęście, że w swoim życiu mogłem pracować z takimi szkoleniowcami, jak choćby Maciej Skorża. Mogłem na bieżąco podpatrywać najlepszych polskich szkoleniowców. To, że mam trenerską licencję „UEFA A” to jedno, a to, że w polskiej ekstraklasie rozegrałem prawie 250 spotkań, daje mi zdecydowaną przewagę nad innymi szkoleniowcami na Podkarpaciu. Żadna szkoła nie da ci takiego doświadczenia, jak to które zdobędziesz na boisku, grając przeciwko najlepszym.

Ostatnim Pana klubem był, występujący w stalowowolskiej klasie okręgowej, Orzeł Rudnik. Kategorycznie zawiesił Pan już piłkarskie buty na kołku?
Proszę mi wierzyć, że nie wziąłem ani złotówki za grę w Rudniku. To świadczy o tym, o czym mówiliśmy wcześniej. Kasa to nie wszystko. Chciałem pomóc chłopakom w utrzymaniu w lidze i to się nam udało. Jestem w ciągłym ruchu, pilnuję wagi i gdybym dobrze przepracował zimowy okres przygotowawczy, to w takiej czwartej lidze spokojnie dałbym sobie radę.

BARTOSZ MICHALAK

Piotr Piechniak - były zawodnik m.in. Groclinu Grodzisk Wielkopolski, Polonii Warszawa i greckiego Levadiakosu; w polskiej ekstraklasie zagrał w sumie 238 meczów, strzelając w nich 26 goli. Zdobył dwa wicemistrzostwa Polski, dwa Puchary Polski i dwa Puchary Ligi. Zaliczył występy w reprezentacji oraz dotarł z Groclinem do 1/16 Pucharu UEFA.