menu

Polanski: Poukładałem sobie puzzle w głowie już na całe życie

1 marca 2014, 09:55 | Cezary Kowalski/Polska The Times

Futbol bywa przewrotny. Były kapitan niemieckiej młodzieżówki Eugen Polanski ma szansę poprowadzić kadrę Adama Nawałki do pierwszego w historii zwycięstwa Polaków z Niemcami. - Jestem gotowy, aby oddać serce za Polskę - mówi piłkarz.

Eugen Polanski wraca do kadry
Eugen Polanski wraca do kadry
fot. Filip Trubalski

Puchar Świata w Lahti: Kamil Stoch trzeci. Wygrał Severin Freund [ZDJĘCIA]

Był Pan kiedyś kapitanem młodzieżowej piłkarskiej reprezentacji Niemiec. Los tak chciał, że w kwalifikacjach Euro 2016 drużyna Adama Nawałki zagra właśnie z Niemcami. I wiele wskazuje na to, że z Panem w składzie w roli głównej. Piłkarze często grają przeciwko swoim byłym klubom i jest to dla nich chleb powszedni, ale występować przeciwko reprezentacji kraju, który się reprezentowało, to musi być mocne przeżycie...
Do Niemiec moja rodzina wyjechała, jak miałem trzy lata, i trudno się dziwić, że jak dostałem powołanie od ludzi, z kraju, w którym się wychowałem, to je przyjąłem. Nie ma co do tego wracać, bo teraz jestem reprezentantem Polski i bardzo dobrze się z tym czuję. Co ważne, decyzję o tym, czy przyjąć ofertę z Polski, podjąłem już jako świadomy, dojrzały człowiek i ukształtowany zawodnik.

Ale wcześniej dwa razy Pan odmówił, pewnie łudził się Pan jeszcze, że uda się załapać do kadry seniorów Joachima Löwa.
Nie ma w tym stwierdzeniu prawdy. Za pierwszym razem podszedł do mnie ktoś z PZPN po meczu ligowym. To było między autokarem a budynkiem klubowym. Owszem, powiedziałem pewnie coś na odczepnego, bo to nie było poważne. Tak się nie załatwia takich spraw. Nawet nie wiedziałem, kto to był. Za drugim razem na propozycję trenera reprezentacji Polski Franciszka Smudy poprosiłem o czas do namysłu. Ale nigdy nie powiedziałem "nie".

Mówił Pan kiedyś dla jednej z gazet, że czuje się Niemcem i reprezentacja Polski go nie interesuje.
Sam pan wie, jak to jest z gazetami. I nie chodzi mi tylko o polskie, ale też o niemieckie czy hiszpańskie. Niech pan nie przywiązuje zbyt wielkiej wagi do tego, co piszą, to nie jest tak, że zawsze piszą prawdę. Coś wyjęli z kontekstu, coś podkręcili, żeby pasowało pod tezę, i dobry artykuł gotowy. Oświadczam, że nigdy nie użyłem słów: "Nie interesuje mnie gra w reprezentacji Polski". I nie chciałbym już więcej wracać do tego tematu.

To w takim razie nad czym Pan tak długo dumał po tej propozycji od trenera Franciszka Smudy? Zastanawiał się Pan, czy czuje się Polakiem?
Myślałem nad tym, czy podołam. Czy będę w stanie poświęcić się dla reprezentacji tak bardzo jak dla klubu. Czy przed samym sobą będę w stanie przyznać, że dałem z siebie wszystko. Po rozmowach z najbliższymi, rodzicami, żoną, przyjaciółmi, uznałem, że jestem gotowy, aby oddać serce za Polskę. I chyba było widać na boisku, że to nie było tylko gadanie. Poukładałem sobie puzzle w głowie już na całe życie. Poza tym ja jestem Polakiem, zawsze się nim czułem. Rodzice mnie wychowywali na Polaka i dbali o to, żebym języka polskiego w gębie nie zapomniał i był dumny z ojczyzny. Moja żona też jest Polką. Owszem, nie używam swojego pierwszego imienia Bogusław, ale tylko dlatego, że nikt tu by go nie wymówił. A Eugen to zdrobnienie od mojego drugiego Eugeniusz. Tak jak ojca zresztą.

A nie kalkulował Pan tak: zagram na Euro 2012, pokażę się, zmienię klub na lepszy. Warto skorzystać.
Wiem, że ludzie tak myśleli, dlatego tym bardziej zależało mi na tym, aby pokazać się po mistrzostwach Europy. U trenera Waldemara Fornalika nie dostawałem zbyt wielu szans, ale przyznaję, że faktem braku powołania na pierwsze mecze kadry pod wodzą Adama Nawałki byłem mocno zdziwiony. Gram przecież systematycznie w Bundeslidze, która uchodzi za jedną z dwóch, trzech najlepszych lig na świecie. Nigdy nie schodzę poniżej pewnego poziomu. Nie jestem jakimś meteorytem, który pojawił się i zniknął. Od 10 lat jestem profi. Albo na poziomie Bundesligi, albo hiszpańskiej Primera Division, gdzie będąc w Getafe, rozgrywałem wszystkie mecze. Jedyne, co dawało mi nadzieję, to telefony ze sztabu trenera Nawałki. On sam też do mnie dzwonił. Nie było to dużo, ale jednak człowiek czuł, że go całkowicie nie odstawili na boczny tor, że obserwują, sprawdzają formę, przyjeżdżali też dwa razy na moje mecze.

No i wreszcie Pan jest. Nawałka na marcowy mecz ze Szkocją przywrócił do kadry kilku zawodników, z których nie korzystał podczas swoich pierwszych czterech meczów...
Mam nadzieję, że wracam na stałe.

Wraca także Ludovic Obraniak, który podobno wcześniej nie był akceptowany przez grupę. Jaka była prawda?
Prawda jest taka, że atmosferę zawsze buduje sukces na boisku. Poza boiskiem, owszem, było bardzo sympatycznie. Na pewno nie było tak, że nikt z Ludovikiem nie rozmawiał. Wiele razy przychodził do mnie, rzucał jakieś żarty, normalnie pytał o sprawy taktyczne. Nie było problemu.

No tak, ale Pan zna francuski, niemiecki, polski, hiszpański i angielski. Z poliglotą łatwiej było złapać kontakt...
Może pana zdziwię, ale najczęściej gadaliśmy po polsku. Ludo sporo potrafi, ale się wstydzi. Ja go trochę rozumiem i potrafię się wczuć w jego rolę, bo przecież o mnie też gazety pisały, że nie jestem Polakiem, dodatkowo mam problem z językiem. Ale z drugiej strony - też nie przesadzajmy z tą presją. To jest normalne, że w piłce musisz sobie radzić z różnymi okolicznościami, bo profesjonalny futbol na takim poziomie to nie tylko gra na boisku. Jak znam Ludo, to pewnie po tym powrocie będzie mówił lepiej po polsku, a także jeszcze lepiej grał w piłkę.

Odkąd trafił Pan do reprezentacji Polski, nic Pan z nią nie wygrał. Nie było nawet momentów zbliżonych do podniosłych. Można się chyba zrazić po czymś takim...
To fakt, że nic nie wygraliśmy, Euro to była klapa, eliminacje do mundialu tym bardziej. Może mecz z Anglią na Narodowym, gdzie zremisowaliśmy po dobrej grze, a powinniśmy wygrać, to była taka namiastka sukcesu albo jego zalążek. Żałuję, że wtedy nie zaskoczyliśmy, bo mogło się to wszystko potoczyć zupełnie inaczej. Wie pan, moim zdaniem to tej drużynie brakuje jakiegoś niuansiku. Czegoś, co da jakieś znaczące zwycięstwo, które następnie to wszystko napędzi. Żeby wreszcie coś zaczęło się z tą kadrą dziać. Zawsze jest za mało czasu na zgrupowaniach, aby zgrać te wszystkie elementy, aby po boisku biegała drużyna, a nie 11 zawodników.

Inne reprezentacje mają dokładnie tyle samo czasu i wiele potrafi jednak tworzyć świetne, dobrze współpracujące zespoły.
Bo to jest właśnie ta największa sztuka, jak to pozbierać w tak krótkim czasie. Nie wystarczy sam przyjazd nawet najlepszego napastnika, który jest w świetnej formie.

Co było złe za Fornalika?
Nie chcę krytykować, bo teraz to najłatwiej. W tym krótkim czasie potrzebujemy jednak jeszcze więcej taktyki, analizy wideo, intensywnego przygotowania.

Mentalnego także?
Mówiłem już. Atmosfera nie była zła. Nie widziałem tych podziałów, o których informowały media. To nie o nią chodzi. Drużyna rodzi się na boisku.

Cieszy się Pan na te mecze z Niemcami w eliminacjach Euro 2016?
No, właśnie nie za bardzo. Mówię tu o aspekcie czysto sportowym. Mogliśmy z tego pierwszego koszyka trafić słabszego rywala. Ja marzyłem o Anglikach. Byłaby doskonała okazja do rewanżu za eliminacje mundialu z drużyną, która z pewnością nie jest jedną z dwóch, trzech najlepszych w Europie.

Eksperci są zgodni, kluczem do awansu będzie zdobycie 12 punktów z Irlandią i Szkocją, bo z Niemcami to nie ma się co łudzić - i tak nie mamy żadnych szans.
Na podstawie rankingów, ostatnich meczów itd. taką tezę można oczywiście stawiać i nikt nie twierdzi, że jesteśmy faworytami. Ja jako zawodnik wręcz mam obowiązek mówić, że da się Niemców ograć, ale mogę to zrobić również z czystym sumieniem jako zwykły kibic. To jest jednak piłka nożna. Cały jej urok polega na tym, że podczas dobrego dnia i słabszego rywala można ograć nawet Niemców. I wcale to nie są jakieś wypadki, które zdarzają się w futbolu wyjątkowo rzadko.

Polska The Times


Polecamy