menu

Jarosław Fojut z Pogoni: Mogę pozostać rezerwowym wiele tygodni

2 października 2018, 21:05 | Jakub Lisowski

Jarosław Fojut wrócił do gry w barwach Pogoni Szczecin. Blisko 7 miesięcy leczył kontuzję kolana. We wtorek zagrał w sparingu z Chemikiem Police (2:1) i nawet strzelił jedną z bramek.

Jarosław Fojut w Policach strzelił gola po rzucie rożnym.
Jarosław Fojut w Policach strzelił gola po rzucie rożnym.
fot. Andrzej Szkocki

Musi być Pan bardzo zadowolony z faktu, że lekarze wydali zgodę na grę i ma Pan za sobą nieoficjalny powrót na boisko. Co prawda był to tylko sparing, ale pewnie to coś lepszego niż zwykły jednostka treningowa?

Oczywiście. Każdy sparing jest wartościową lekcją i w Policach było dokładnie tak samo. Cieszę się bardzo, naprawdę. Wiedziałem, że to jest właśnie ten dzień i wracam na boisko. Fajnie jest być z chłopakami, fajna jest radość ze strzelenia bramki, cieszyły mnie te przygotowania i atmosfera w szatni. Tęskniłem. Miałem taką sytuacje, że wychodziłem na mecz i dopiero sobie uświadomiłam, że trzeba założyć ochraniacze, dobrać odpowiednie buty, bo przez ostatnie tygodnie cały czas się grałem w lankach, a gdy we wtorek spadł deszcz, to trzeba było zmienić obuwie. Ta cała rutyna musiała wrócić. Ale to właśnie jest najlepsze w życiu piłkarza – emocje, ta cała otoczka związana z meczem.

Nie było obaw związanych z niekorzystną aurą?
- Nie. Cały plan związany z moim powrotem na boisko został przemyślany dużo wcześniej przez odpowiednie osoby. Zielone światło dał mi doktor Bartosz Paprota, który przeprowadził operację po kontuzji i nadzorował leczenie. Ale moje podziękowania należą się i innym osobom, które przyczyniły się do tego powrotu. Magda i Adam z Domu Lekarskiego z którymi przeszedłem pierwszy etap rehabilitacji. Później wyjechałem do poznańskiej kliniki i tam też sztab - nazwisk i imion nie wymienię, bo to naprawdę było sporo osób i mógłbym kogoś pominąć – był bardzo wymagający. W ostatnich tygodniach sporo trenowałem z Robertem Kolendowiczem, Rafałem Burytą, Piotrem Szumiło, wdzięczny jestem trenerowi rezerw za to, że mogłem z nimi potrenować w chwili, gdy pierwszy zespół wyjechał ze Szczecina na kilka dni. Widać więc, że wiele osób było zaangażowanych w mój powrót. Nie zapominam też o wsparciu rodziny i przyjaciół. Przez pięć lat nie miałem poważnej kontuzji. Przytrafiały się jakieś urazy, ale dużo szybciej wracałem na boisko.

Był Pan cały czas blisko zespołu. Czy w okresie kiepskiego startu sezonu nie pojawiały się myśli, by może szybciej wrócić do gry, pomóc?
- Tu muszę podkreślić znaczenie słów trenera Runjaica. Podczas obozu we Wronkach powiedział mi, że mam wrócić, kiedy będę gotowy. I pracowałem nad tym. Właśnie we wtorek byłem już w pełni gotowy i wiedziałem, że żadne czynniki – np. pogodowe – nie powstrzymają mnie i tego nie zepsują. Przez ostatni miesiąc coraz więcej już trenowałem z zespołem, więc naprawdę byłem gotowy. Wdzięczny jestem trenerowi i całemu sztabowi, że nie wywierali żadnej presji, cały czas spokojnie czekali, bo to ja miałem się czuć pewnie.

Podczas tej przerwy wyrósł Panu bardzo mocny konkurent.
- Na pewno Sebastian spisuje się bardzo dobrze, prezentuje ekstraklasowy poziom, ale… nie zapominajmy, że ma u boku Laszę Dwaliego. I to współpraca dwóch zawodników przynosi fajne efekty. Dla mnie najważniejszy jest zespół, więc jeśli teraz wygrywamy, to życzę sobie, że jeszcze trochę posiedzę na ławce. Nie dlatego, że nie chcę grać, ale dlatego mogę być rezerwowym, bo zespół beze mnie będzie wygrywał. Ja obiecuję, że będę ich naciskał, ale w pełni akceptuję to, że to Sebastian z Laszą zapracowali, by teraz być tymi podstawowymi zawodnikami.

Kiedy nastąpi ten powrót ligowy? Jest jakaś przymiarka pod konkretny mecz?
- Tego nie wiem, ale mam zgodę na grę. Wszystko już zależy od trenera, a mi pozostaje pokazać, że można mi zaufać. Zdaję sobie sprawę, że zespół wygląda ostatnio bardzo dobrze i ciężko liczyć, że nastąpią korekty w składzie. Realistycznie podchodzę do tego i pewnie rozegram jeszcze trochę spotkań w rezerwach, by wrócić do jeszcze lepszej dyspozycji fizycznej.

Najgorsze tej jesieni już za Pogonią?
- Tak sądzę. Wiemy dobrze, co to znaczy być na dnie, wiemy, co to znaczy ciężka praca i staranie się, by nie patrzeć na zewnątrz, reakcje środowiska czy otoczenia. Jesteśmy mocni, twardzi mentalnie. I to widać, a ostatnie dwa mecze pokazały, że to nie są tylko słowa.

Rozmawiał Jakub Lisowski


Polecamy