Piłkarski alfabet, czyli podsumowanie sezonu 1. ligi
Górale na szczycie i spadająca z siłą wodospadu Odra - czyli z czym będzie nam się kojarzył miniony sezon 1. ligi. Przeczytaj podsumowanie rozgrywek na zapleczu Ekstraklasy, od A do Z.
A jak autobus. Pojazd, którym jeździli po mieście piłkarze Podbeskidzia Bielsko-Biała fetując awans do ekstraklasy. Kto wie, czy nie trzeba go będzie wynająć jeszcze raz, tym razem dla szefów klubu, jeśli uda im się zdobyć dla Górali licencję. A to może być trudniejsze niż wygranie kilku meczów przez ekipę Roberta Kasperczyka.
B jak Brosz Marcin. Trener, którego po fatalnej dla Piasta wiośnie zwalniali już kibice, dziennikarze i sami piłkarze. Za to on sam zwolnić się nie chce i wygląda na to, że postawi na swoim. Tak przynajmniej twierdzi zawodnik Muszalik, który na wszelki wypadek odszedł z klubu.
C jak Czesi. Nacja, która jak wiadomo lubi i potrafi warzyć piwo. Udowodnili to także w Odrze Wodzisław. Problem polega jednak na tym, że w tym akurat przypadku nie widać chętnych, by je wypić.
D jak do liczenia marsz! Prezydent Bytomia, który słynie z zamiłowania do piłki nożnej i stadionów w szczególności, czemu dał wyraz w kontekście Polonii, ograniczył pojemność podlegającego mu stadionu Ruchu Radzionków do tysiąca miejsc. Istnieje jednak podejrzenie, że na jednym meczu było kilka osób więcej, więc teraz bytomscy policjanci puszczają sobie zapisy z monitoringu i liczą, liczą, liczą wszystkich widocznych na filmie.
E jak ekran. Wszystkie pierwszoligowe kluby marzą, by na niego trafić. Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że marzenie to nie pokrywa się z marzeniami telewidzów. W większości z transmitowanych spotkań gra piłkarzy była bowiem porównywalna co najwyżej z grą braci Mroczków.
F jak FC Barcelona. Jest na śląsku klub, który gra w takim samym ustawieniu i z taką samą fantazją jak zwycięzca Ligi Mistrzów. Różnica jest tylko jedna - Barca z wielką łatwością gole strzela, a GKS Katowice, bo o nim mowa, je traci.
G jak góralski charakter. To jemu podobno zawdzięczają swój sukces piłkarze Podbeskidzia. W pozostałych naszych klubach tego zjawiska nie stwierdzono, więc zespoły wędrowały przez sezon głębokimi dolinami.
H jak huk. Z największym wyleciał trener Dariusz Fornalak. Z GKS-u, gdy jego drużyna przegrała u siebie w piątej kolejce 1:6 z Podbeskidziem.
I jak iluminacja. Doznał jej inny trener Ryszard Wieczorek. W poprzednim sezonie Piast pod jego wodzą spadł z ekstraklasy, teraz - już z dala od Gliwic - szkoleniowiec oświadczył, że wiedziałby, co trzeba zrobić, żeby klub do niej wrócił.
J jak jechać czy nie jechać. Dylemat, który kilkakrotnie towarzyszył drużynie Odry Wodzisław przed ligowymi kolejkami. Pytaniami uzupełniającymi były "jak" i "za co", a nawet "to kto poprowadzi busa". Pod koniec sezonu już o nic nie pytano, a zawodnicy i trener po prostu poszli do domu.
K jak kapelan. Trener GKS Katowice uważa go za członka sztabu szkoleniowego. Pomimo takiego wsparcia cud na Bukowej jednak nie nastąpił, co więcej oglądanie ostatnich spotkań w wykonaniu GieKSy kojarzyło się raczej z pokutą za wyjątkowo ciężkie grzechy.
L jak list. Ci, którzy uważali, że epistolografia już zanikła, przekonali się, że są w błędzie. Najdłuższy i najciekawszy list napisali niedawno piłkarze Ruchu Radzionków informując o problemach finansowych klubu i swojej desperacji.
Ł jak łut szczęścia. Coś, co podobno miało na wyniki spotkań większy wpływ niż wyszkolenie zawodników. Co ciekawe, jego brak decydował o porażkach, natomiast w przypadku wyników korzystnych nie stwierdzano go w ogóle.
M jak Mucha Jan. Chwilowy dyrektor w Odrze Wodzisław. Wyspecjalizował się w dyscyplinarnym zwalnianiu pracowników, w końcu sam został zwolniony. Pozostało po nim wspomnienie i mnóstwo anegdot. Dziwne, ale w żadnej nie występuje jako postać pozytywna.
N jak niemoc strzelecka. Powszechne wśród napastników zjawisko, zawierające w sobie zwykłe braki umiejętności i kondycji.
O jak o mały włos. Drużyna Podbeskidzia dzielnie wojowała nie tylko w lidze, ale także w Pucharze Polski. Finał rozgrywek był tuż, tuż, ale w meczu z Lechem Górale przeżyli sportowy dramat i na decydujący mecz pojechali poznaniacy (ciąg dalszy tej historii nastąpi przy literze Ż).
P jak piaskownica. Miejsce do którego poszli kibice Piasta w czasie ostatniego meczu swojej drużyny w Wodzisławiu. Równym do niej powodzeniem cieszyły się też huśtawki i karuzele. Całość miała świadczyć nie o zdziecinnieniu piłkarskich fanów, a o ich zdegustowaniu postawą drużyny. Doprawdy, skojarzenie to było dość karkołomne.
R jak Rocki Piotr. Jego imię i nazwisko plus wulgarny epitet widniało na transparencie wywieszonym podczas meczu GKS z Ruchem Radzionków i kilkakrotnie znalazło się w centralnym miejscu podczas transmisji telewizyjnej. - To mnie tylko zmotywowało do lepszej gry - komentował później zawodnik. Za takie motywowanie to my jednak dziękujemy...
S jak Skrobacz Jarosław. Prawdopodobnie ostatni w historii trener Odry. Został zwolniony dyscyplinarnie, gdy zespół nie pojechał na wyjazd (patrz też hasło na J), którego mu... nie zorganizowano. Dyrektora Muchy już przy tym zwolnieniu nie było, bo sam już był zwolniony.
T jak taczka. Przywieziono ją na konferencję prasową po ostatnim meczu GKS Katowice. Trener Stawowy, słusznie zapewne, przypuszczał, że to on ma na niej wyjechać z klubu, więc na wszelki wypadek na spotkanie przysłał swojego asystenta.
U jak ubogi krewny. W takiej roli występuje Ruch Radzionków, ale wkrótce może się to zmienić, bo wieści głoszą, że u drzwi stoją wysłannicy klubów, którzy za grube miliony chcą kupić kilku chłopaków z Ciderlandu, którzy naprawdę potrafią kopać piłkę.
W jak wodospad. Z taką siłą spłynęła Odra z ekstraklasy, a teraz z jej zaplecza. Gdzie się zatrzyma nie wie nikt, bo dna wciąż nie widać.
Z jak zakład. Nasz dziennikarz założył się z Dariuszem Kozielskim o to, czy Odra spadnie z I ligi. Gdyby klub się utrzymał nasz kolega biegałby w samych stringach dookoła stadionu w Wodzisławiu. Jak wiemy biegać nie musi, za to wciąż czekamy aż druga strona wywiąże się z zakładu i ufunduje ciastka dla Domu Dziecka.
Ż jak żart rodem z PZPN. Szefowie Podbeskidzia usłyszeli w piłkarskiej centrali, że to przez ich klub doszło do zadymy w finale Pucharu Polski. Bo gdyby Górale pokonali Lecha, to w Bydgoszczy nie bylibyśmy świadkami poznańsko-warszawskiej zadymy.