menu

Pięciokrotny odstrzał Mazovii. ŁKS znów deklasuje rywala

24 kwietnia 2014, 00:12 | Monika W.

Pojedynek Łódzkiego Klubu Sportowego z Mazovią Rawa Mazowiecka był jednym z tych jednostronnych, które mieliśmy już okazję oglądać w wykonaniu podopiecznych Wojciecha Robaszka. Łodzianie pięciokrotnie pokonując Rafała Sadowskiego, bramkarza gości, wybili szesnastym w tabeli rawianom z głowy marzenia o przywiezieniu z Miasta Włókniarzy chociażby jednego punktu.

Łodzianie nie dali szans Mazovii i aż pięciokrotnie pokonali jej bramkarza, Rafała Sadowskiego.
Łodzianie nie dali szans Mazovii i aż pięciokrotnie pokonali jej bramkarza, Rafała Sadowskiego.
fot. Jareczek

Już od pierwszych minut spotkania widać było, że zespół Roberta Wilka w środowym meczu nie będzie miał za wiele do powiedzenia, chociaż nadal gra gospodarzy nie była taka, jaką błyszczeli w rundzie jesiennej, siejąc postrach u większości rywali i rzadko zaliczając wpadki. Wojciech Robaszek zdecydował się na jedną radykalną zmianę w składzie. Wychodzący dotąd w pierwszej jedenastce Adam Patora znalazł się... na ławce, a w jego miejsce szkoleniowiec postawił na Michała Zaleśnego.

Szansa dana dziewiętnastoletniemu napastnikowi okazała się strzałem w dziesiątkę. Już w dziesiątej minucie piłka po uderzeniu Zaleśnego wylądowała w siatce bramki strzeżonej przez Rafała Sadowskiego, ale arbiter nie uznał gola ze względu na pozycję spaloną. Wystarczyło jednak sto dwadzieścia sekund i tym razem nie było się do czego przyczepić. Po rzucie rożnym, jak zwykle świetnie wykonanym przez Adriana Kasztelana, futbolówka spadła prosto na głowę Pawła Hajduczka, którego uderzenie udało się obronić bramkarzowi gości. Nie miał za to szans przy dobitce młodego ofensora, który znalazł się dokładnie tam gdzie trzeba i wyprowadził gospodarzy na prowadzenie.

Na tym jednak moglibyśmy zakończyć opis pierwszej połowy, bo jej kolejne dwa kwadranse były obfite w niecelne strzały, rozgrywanie w środku pola, ale niestety na pewno nie w kolejne gole. Swoich okazji nie wykorzystali ani Dawid Sarafiński, ani Paweł Hajduczek, ani Radosław Jurkowski, który był chyba najbliżej podwyższenia prowadzenia. Najpierw uderzył ponad poprzeczką, by potem po dobrym dograniu od tego pierwszego rozminąć się z bramką dosłownie o centymetry. I choć jeszcze Michał Mordalski spróbował szczęścia z dystansu, wynik do ostatniego gwizdka arbitra kończącego pierwszą część spotkania nie uległ zmianie.

Przewaga gospodarzy zwiększyła się za to bardzo szybko w drugiej połowie meczu. Zaledwie trzech minut potrzebował Paweł Hajduczek, by po dośrodkowaniu od chyba już rekordzisty w liczbie asyst, Adriana Kasztelana, tym razem już celnie skierować piłkę w kierunku siatki.

Na tym jednak gospodarze nie poprzestali. Świetnie prezentujący się Michał Zaleśny znów dał o sobie znać i uderzając z mniej więcej szesnastego metra, jeszcze po drodze zawadzając o słupek, drugi raz w środowym pojedynku sprowadził gości brutalnie na ziemię. Jeżeli jednak liczył na hat tricka, szansy na to nie dostał, bo Wojciech Robaszek zdecydował się wprowadzić w jego miejsce Adama Patorę. Zmiana ta pokazała, że napastnikowi spędzenie czasu na ławce rezerwowych pomogło się przełamać. Z dużo większą niż dotąd w rundzie wiosennej mocą ruszył do ataku, na początku na chwilę wstrzymując bicie serca niecelnym uderzeniem, by pod koniec meczu udowodnić, że udało mu się wygrać i przełamać blokadę, z jaką zmagał się od początku roku. Wystarczyły dwie minuty by dwukrotnie pokonał Sadowskiego, dając radość zarówno ze strzelonych goli, jak i ze swojego powrotu do dobrze znanej nam na jesień walecznej postawy. To już było wystarczająco i po upływie regulaminowego czasu gry arbiter zakończył spotkanie. Goście musieli znieść gorycz sromotnej porażki w meczu, w którym oddali może dwa celne uderzenia na bramkę rywala.

- Zależało nam dziś bardzo na wygranej, by pokazać, że poprzedni pojedynek to było tylko drobne potknięcie. Byliśmy zdeterminowani oraz zmotywowani, by zagrać dobre zawody i odnieść okazałe zwycięstwo - stwierdził po meczu bramkarz gospodarzy, Konrad Przybylski. - Rywal nie postawił wysoko poprzeczki, przez co miałem niedużo pracy. Wiedziałem że w końcu napastnicy zaczną być skuteczni i będziemy wysoko wygrywać. Pozostaje tylko pogratulować strzelcom. Michałowi Zaleśnemu szczególnie pięknej drugiej bramki, Adamowi zaś przełamania. Liczę że teraz nie będzie problemów ze skutecznością z przodu - podkreślił. Jak będzie z tą skutecznością przekonamy się dopiero za tydzień, gdyż zaplanowane na najbliższą niedzielę wyjazdowe spotkanie z Borutą Zgierz przełożone zostało na końcówkę maja.


Polecamy