Dajmy spokój Franciszkowi Smudzie. To prawdziwy widzewiak
Prowadzący dobranockę dla dzieci „Miś z okienka”, gdy bajka dobiegła końca, miał powiedzieć na telewizyjnej antenie: „A teraz drogie dzieci, pocałujcie misia w d...”. Nie wiedział, że sygnał nie został jeszcze wyłączony i nadal jest na wizji. Odkrył swoje prawdziwe oblicze.
fot. Grzegorz Gałasiński
Podobnie zachowuje się większość piłkarzy. Gdy są na wizji (czytaj na stadionie), po strzelonym golu odciągają koszulkę od piersi i całują herb klubu jak najdroższy skarb. Po otrzymaniu lepszej propozycji od innego klubu, mogą powiedzieć kibicom, jak powiedział prowadzący „Misia z okienka”.
Udawanie jest w modzie. Bon ton na pokaz, a w środku - lepiej nie mówić. Nie umiał udawać w sobotę trener Franciszek Smuda. Mógł przyjść na konferencję ze łzami w oczach, rzucić dziennikarzom ochłap w postaci kilku frazesów: przepraszam, nie udało się, ale Widzew nie stracił szansy, itp...
Nie, Cesarz Franz nie wytrzymał nerwowo, to znaczy autentycznie przeżywał ów remis, który dla wielu chcących pojechać na plac Wolności i pić tam piwo, jest porażką. Franciszek Smuda osiągnął wiele i nikt tego mu nie odbierze. Grał w Lidze Mistrzów i wracając na stare śmieci do odradzającego się klubu, chciał wobec tak licznej widowni, znów przeżyć coś wielkiego. Niestety, życie zweryfikowało jego plany. Do tamtej Ligi Mistrzów łatwiej było awansować, niż do tej, dzisiejszej drugiej ligi. Stąd frustracja prawdziwego widzewiaka.
Nie pierwszy to zresztą konflikt Franciszka Smudy. Wystarczy podać nazwiska jego oponentów: Andrzej Grajewski, Jan Tomaszewski, Artur Boruc. Oszczędźmy już stresów Franciszkowi Smudzie. Fotel, na którym zasiadał odbierając koronę dla króla trenerów, trzeba postawić na trybunie i tam chwalić się taką personą. Unikniemy kolejnych konfliktów.
Cesarz wyładował swoją frustrację na innym prawdziwym widzewiaku - Bogdanie Jóźwiaku, który w roli trenera Lechii, wyprowadził z równowagi mającego skołatane nerwy Franciszka Smudę. Już przed laty obaj panowie się poróżnili, gdy trener Franz przychodząc do Widzewa wietrzył szatnię i zwolnił z pracy Bogdana J.
Osobiście bardzo cenię Bogdana Jóźwiaka. Przed laty pisałem tekst o systemie sprzedaży meczów piłkarskich. Nie mogłem ujawnić personaliów mego informatora, więc wymyśliłem - napiszę, że opowiadał mi te historię jakiś anonimowy piłkarz. I wymyśliłem, przysięgam, że przez przypadek: opowiada nam Bogdan J.