menu

Paweł Jaroszyński, wychowanek Górnika Łęczna, prosto z Włoch: Nie boję się i nie panikuję, w naszym regionie jest spokojnie

24 kwietnia 2020, 13:52 | JŻ

Rozmawiamy z Pawłem Jaroszyńskim, urodzonym w Lublinie piłkarzem broniącym aktualnie barw Salernitany we włoskiej Serie B. Zawodnik występujący na pozycji lewego obrońcy jest wychowankiem łęczyńskiego Górnika, gdzie w przeszłości grał jego ojciec, a obecnie w kadrze zespołu jest jego młodszy brat. 25-letni Jaroszyński ma na swoim koncie udział w mistrzostwach Europy do lat 21 w 2017 roku z reprezentacją Polski, a także 62 mecze w Ekstraklasie jako gracz Cracovii.

Paweł Jaroszyński (z prawej) w reprezentacji U-21 podczas mistrzostw Europy w 2017 roku
fot. Fot. Wojciech Szubartowski / Polska Press

fot. Fot. Tomasz Ho£Od / Polska Press

fot. Fot. Wojciech Szubartowski / Polska Press

fot. Andrzej Banas / Polska Press

fot. Fot. Wojciech Szubartowski / Polska Press
1 / 5

Przebywa pan w Salerno, proszę więc opowiedzieć, jak obecnie wygląda sytuacja z pandemią koronawirusa we Włoszech?
Teraz życie codzienne we Włoszech wygląda już lepiej niż kilka tygodni temu, bo te liczby, wszystkie statystyki spadają jeśli chodzi o chorych i tych, którzy zmarli. Oczywiście cały czas są obostrzenia, jeszcze przez dwa tygodnie trzeba będzie siedzieć w domu i czekać na rozwój sytuacji. Powoli zaczną być odblokowywane różne dziedziny życia.

Jest całkowity zakaz opuszczania domów?
Można wychodzić tylko do sklepu i oczywiście do pracy, jeśli ktoś akurat ma zajęcie, które może być wykonywane. Wykluczone są spacery, bieganie, wszelkie zgromadzenia. Wszyscy siedzimy w domach.

Jak pan znajduje się w tej sytuacji? Statystyki są przerażające, jest inaczej, znacznie gorzej niż w Polsce. Boi się pan?
Nie, nie odczuwam strachu. W tym rejonie, gdzie mieszkam, jest spokojnie, nie ma paniki, ja też jej nie ulegam. Wszyscy moi domownicy są zdrowi. Nie ma się czego obawiać, aczkolwiek pod względem sportowym dużo tracimy.

Ostatni mecz Serie B odbył się na początku marca, w przygnębiającej atmosferze, bez publiczności.
Tak, ostatnie spotkanie było bez kibiców, już było widać, że jest źle, jeśli chodzi o tę chorobę. To było coś innego niż zwykle, jednak to nie to samo, co spotkania z fanami. Był tylko jeden taki mecz, ostatni, z policją jako ochroną i tyle.

Jak trenujecie teraz? Pewnie są to tylko domowe ćwiczenia na podtrzymanie siły, kondycji.
Tak, wyłącznie. Na początku, jak zostaliśmy zamknięci w domach, wszystko zostało zablokowane. Trenujemy z wykorzystaniem aplikacji, widzimy się wzajemnie z trenerem, mamy zestawy ćwiczeń, które wykonujemy wspólnie. Drużyna jest podzielona na dwie grupy, po dziesięciu, dwunastu zawodników i tak ćwiczymy.

Ma pan siłownię w domu?
Nie trzeba jej mieć, wystarczy kilka butelek wody, gumy, materac do ćwiczeń, nawet rower stacjonarny nie wchodzi w grę.

Dla pana ten sezon jest dość udany, rozegrał pan w Salernitanie 25 meczów. Jest pan wypożyczony z Genoi do tego klubu do 30 czerwca. Co stanie się potem, jeśli wznowicie sezon?
Jeśli wznowimy, to automatycznie przedłuży się to wypożyczenie, nie mam pojęcia o ile, ale o miesiąc na pewno. Myślę, że do zakończenia sezonu, więc jeśli będziemy grali w lipcu, to zostanę tutaj.

A jakie są szanse na wznowienia sezonu? Mówi się o Serie A, a co z jej zapleczem?
Czekamy cały czas na informacje na ten temat, dużo jest spekulacji, w jakich warunkach, jak mamy być kontrolowani. Czy będziemy przez miesiąc, czy dwa na „obozie”, w specjalnej kwarantannie, czy będziemy mogli wracać do domów, gdzie mamy spać przed meczem. Wszystko jest pozamykane. Nic nie zostało jeszcze ustalone. Najprawdopodobniej najwcześniej 4 maja możemy wrócić do treningów, a nie wiadomo, kiedy do gry. Jeśli mielibyśmy wystartować od końcówki czerwca, to myślę, że nie udałoby się to.

Jest nacisk klubów w Polsce i Europie by grać, bo to są pieniądze z praw transmisyjnych, a jak jest u was?
Zespoły Serie B też otrzymują środki od telewizji, podejrzewam, że większość zespołów jest uzależniona od środków z praw transmisyjnych. Każdemu byłoby na rękę, jeśli ten sezon dograłoby się do końca. Wiadomo, że są zespoły, które awansują, są te, które są na miejscach spadkowych i one nie chciałby, by kończono sezon, bo wtedy nie spadną.

Salernitana ma szansę na awans, choć jest na 7. miejscu w tabeli.
Tak, ta pozycja gwarantuje udział w fazie play-off o awans. Akurat zostały nam takie mecze, w których będzie się wszystko decydowało, w bezpośrednich starciach.

Czy w ogóle w kraju pogrążonym w żałobie jest atmosfera do tego, by grać w piłkę na profesjonalnym poziomie?
Jasne, że tak, ludzie tylko na to czekają. Są zamknięci, a mecze byłby w telewizji i każdy miałby odskocznię od tej szarej rzeczywistości. Szczególnie w naszym mieście wszyscy żyją klubem, jak wychodzi się do sklepu, każdy zaczepia i pyta, czy ruszymy, czy nie, czy trenujemy, ludzie mówią, że trzymają za nas kciuki, jest duże wsparcie od kibiców.

W Polsce pojawiła się kilka tygodni temu koncepcja prezesa Rakowa Częstochowa, by wznowić rozgrywki w ten sposób, by skoszarować drużyny w kilku hotelach i grać na wybranych czterech obiektach w północno-zachodniej części kraju. Nie było na to szans, a we Włoszech też się chce odseparować drużyny?
Jeśli w ogóle ruszymy to chyba tylko i wyłącznie w taki sposób. Rozmawiamy między sobą i każdy tylko o tym myśli. Trzeba będzie dostosować się do tej sytuacji, aczkolwiek nie wiem, czy będziemy mogli się poruszać po całym kraju. Północ jest dość mocno zainfekowana, może niektóre zespoły zmienią stadion, nie mam pojęcia, jak będzie.

Macie jakiś termin, do którego trzeba byłoby wznowić sezon, by go w ogóle dokończyć?
Nie ma takiej daty. Serie A to Serie A, te decyzje będą musiały być podjęte na już, bo nie może być paraliżu w Europie i na świecie. My jesteśmy w Serie B i będziemy tylko czekać na informacje.

Sprawy finansowe też was – piłkarzy mocno dotyczą, były jakieś obniżki kontraktów?
W tym momencie jeszcze nie, bo nic nie jest wiadome, a jak ruszymy, to wszystko wraca do normy. Na razie czekamy, zobaczymy, co będzie.

Myśli pan o swojej przyszłości. Niezależnie od tego, czy dogracie sezon do końca, czy nie, musi pan wrócić do Genoi. Co dalej? Powalczy pan o miejsce w Serie A?
W tym momencie nie ma co gdybać, kiedy będzie okienko transferowe, ile będzie trwało. Nie wiadomo, które kluby zostaną. Genoa może spaść, Salernitana awansować. Nie wiadomo, ile klubów zbankrutuje, kto przetrwa, kto nie dostanie licencji? Ja się w Salernitanie czuję dobrze, w Genoi też tak było. Czekam na rozstrzygnięcia.

Włochy to bardzo popularny ostatnio kierunek wśród polskich piłkarzy. Uważa pan, że to dobra liga dla naszych piłkarzy? Skąd się to bierze, że kluby tak chętnie sięgają po naszych zawodników?
Uważam, że jest to superkierunek dla polskich piłkarzy, bo Polacy są bardzo dobrze przygotowani fizycznie, to jest nasza siła. Jeśli dołączymy do tego wszystkie walory taktyczne, których możemy się tutaj nauczyć, to możemy stać się bardzo wartościowymi zawodnikami dla włoskich klubów. Tą dyscypliną i przygotowaniem motorycznym możemy zrobić dobre osiągi.

I robicie dobrą reklamę innym polskim zawodnikom, bo kluby sięgają po kolejnych młodych piłkarzy.
Nie było jeszcze w ostatnich latach takiego zawodnika z naszego kraju, na którym by „wieszano psy” i wstydzono się jego transferu. Jeśli chodzi o Polaków, to chyba wszyscy są zadowoleni, choć wiadomo, że jedni więcej, drudzy mniej. Nie robimy dziadostwa.

Jest w Salernitanie Patryk Dziczek, jest wam raźniej?
Od początku pobytu musiałem mu trochę pomóc, razem się poruszamy po Salerno. Mamy bardzo dobry kontakt. Fajnie, że można pomóc kolejnym zawodnikom.

Zrobił pan krok, a może dwa do przodu, przenosząc się na Półwysep Apeniński?
Na pewno stałem się dużo lepszym zawodnikiem, to zasługa, po pierwsze, wszystkich trenerów, po drugie miejsc, w których byłem. Poznałem zawodników z Serie A, z wielką przeszłością nie tylko we włoskim futbolu, ale nawet światowym, bo i w Chievo i w Genui spotkałem takich piłkarzy, którzy pograli już na najwyższym poziomie. Nawet miałem w szatni zdobywcę Ligi Mistrzów (Gorana Pandeva z Genoi – przyp.), tak więc było się od kogo uczyć. Pobyt, choć krótki w Genoi bardzo mi pomógł. Te 1,5 miesiąca, które spędziłem na zgrupowaniach, na treningach, rozmowach z zawodnikami. Teraz cały czas jestem w grze, rozegrałem 25 meczów od „dechy do dechy”, praktycznie po 90 minut. Dla mnie jako zawodnika wypożyczonego takie było zadanie na ten sezon. Do tego momentu jestem bardzo zadowolony.

Jakby pan porównał poziom Serie B i naszej ekstraklasy?
Ciężko to porównać, i ekstraklasa i liga włoska są różnymi ligami. Jakość piłkarska i taktyczna jest wyższa we Włoszech.

Na koniec chcę zapytać o reprezentację Polski. To pana niespełnione marzenie?
Przynależność do kadry U-21 już się skończyła, jestem już za stary.

Pytam o pierwszą reprezentację…
To chyba odległe marzenia. Nie składam broni, cały czas robię wszystko, by tam się znaleźć, ale wiadomo, jak jest…

Selekcjoner Jerzy Brzęczek spoglądał na Półwysep Apeniński, ale niekoniecznie patrzył w pańską stronę, jak grał pan jeszcze w Serie A.
Tak więc wszystko jasne...

ZOBACZ TAKŻE: