menu

Panie trenerze, my wcale pana nie chcemy! [KOMENTARZ]

7 maja 2014, 08:24 | Filip Błajet

Panie trenerze, my wcale pana nie chcemy, ale panu o tym nie powiemy. Niech pan sobie spokojnie trenuje naszą drużynę, a my w tym czasie znajdziemy pana następcę. Oczywiście, my pana o tym nie poinformujemy, a dowie się pan tego wszystkiego z mediów. To coraz częstsza praktyka wśród włodarzy futbolowych klubów. Gdzie się podział szacunek do pracownika i innego człowieka?

Kilka dni temu serwis Weszło, a także Mateusz Borek na Twitterze poinformowali, że Waldemar Fornalik prawdopodobnie od nowego sezonu wróci na ławkę trenerską. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że były selekcjoner polskiej kadry ma zająć miejsce wciąż zatrudnionego w Cracovii Wojciecha Stawowego. Co prawda kontrakt obecnego szkoleniowca wygasa w czerwcu, ale czy nie wypadałoby poczekać do końca rozgrywek, a dopiero później negocjować z jego ewentualnym następcą? Stawowy to w ogóle postać na swój sposób groteskowa. W 2006 roku najpierw podpisał z Cracovią 10-letni (!) kontrakt, a później został zwolniony po niespełna miesiącu. Nie ma coś szczęścia wspomniany trener do krakowskiego klubu i Janusza Filipiaka. A mówiło znane przysłowie, "nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki"...

Andoni Zubizaretta, kiedyś wybitny bramkarz, obecnie mniej wybitny dyrektor sportowy Barcelony, to dość dziwny człowiek. W poniedziałek przeprowadził ponad dwugodzinną rozmowę z Luisem Enrique i jest już praktycznie przesądzone, że to były gracz Blaugrany zostanie jej nowym trenerem. Tylko jak odebrać ten news, w obliczu słów Zubizaretty sprzed kilkunastu godzin - „Gerardo Martino wciąż jest naszym trenerem. Spotkamy się i przedyskutujemy kwestię przyszłości”? Mało tego, baskijskie media poinformowały, jakoby rozmowa z trenerem Celty doszła do skutku tylko dlatego, że Ernesto Valverde odrzucił ofertę Katalończyków. Jak ma się czuć obecnie "Tata" Martino? Choć mówi się o kryzysie Barcelony, to jego zespół wciąż walczy o mistrzostwo Hiszpanii, a wcześniej awansował do ćwierćfinału Champions League. A może lepiej powiedzieć walczył, skoro to już praktycznie nie jest drużyna Argentyńczyka?

Równie dziwne i równie mało fair rzeczy dzieją się w Tottenhamie. Tim Sherwood to obecny menedżer Kogutów, z którym niedawno włodarze londyńskiego klubu podpisali 18-miesięczny kontrakt. Od tego czasu media wielokrotnie zwalniały Anglika, a po plotkach o van Gaalu, pojawiły się także spekulacje o Franku de Boerze. Holender najpierw potwierdził sensacyjne wieści, jakoby szefowie zespołu z White Hart Lane się z nim kontaktowali, a później wszystkiemu zaprzeczył. Wszelkie doniesienia zdementował również Tottenham. Której wypowiedzi de Boera wierzyć? Co więcej, Koguty ponoć robią również podchody pod menedżera Southampton, Mauricio Pochettino. Jak ma się po tym wszystkim czuć Sherwood, który po 17 meczach miał 58% zwycięstw, co jest najlepszym rezultatem w historii klubu. To prawda, że Anglik czasami mówi zbyt szczerze i za dużo, a jego wybory taktyczne i personale wzbudzają często śmiech, ale bronią go liczby. Czy w takiej sytuacji warto kopać pod nim dołki w obliczu wciąż trwającej kampanii? Przecież przed podpisaniem kontraktu też mówił dziwne rzeczy i zaskakiwał ustawieniem zespołu.

Mnie zastanawia tylko jedno – czy w piłce nożnej pozostają jeszcze jakieś moralne zasady? Z pewnością podobne zabiegi włodarze klubów wykonywali już przed laty, ale dopiero teraz media są tak rozwinięte, że są w stanie dotrzeć do najbardziej ukrytej i tajnej rozmowy. Oczywiście, kiedyś zatrudniony trener nie chwalił się propozycją z innego zespołu, który również ma szkoleniowca z ważnym kontraktem. Poza tym, kiedy ostatni raz podobne wydarzenia wyszły na jaw w tydzień? A pojawiły się także doniesienia o Zidanie w Bordeaux...

Panie trenerze, my wcale pana nie chcemy i dlatego o tym panu mówimy. Niech pan już nie trenuje naszej drużyny, a my zaczniemy szukać pana następcy. Oczywiście, pan dowiedział się jako pierwszy, media poinformujemy dopiero po fakcie. Czy to nie wyglądałoby zdecydowanie lepiej? Trochę szacunku dla swojego pracownika nie boli, a prawdziwych facetów poznaje się po tym jak kończą. Dlatego szefowie klubów powinni rozstawać się ze swoimi menedżerami z klasą i respektem - dla dobra reputacji swojej oraz całego klubu.

Twitter autora: Filip Błajet


Polecamy