menu

Obrażają, prowokują i... śpiewają. Piłkarze potrafią być gorsi od kiboli

27 stycznia 2014, 13:35 | Tomasz Dębek / Polska The Times

"Czym jest dla nas Tottenham? Gów...! Czym jest dla nas gów...? Tottenhamem!" - to piosenka, którą kibice Arsenalu od lat irytują lokalnych rywali. Niedawno usłyszał o niej chyba cały piłkarski świat. Fanka Kanonierów zrobiła sobie zdjęcie z Robertem Piresem oraz Santim Cazorlą i udostępniła je w internecie. Nic niezwykłego. Prócz tego, że trzymali w dłoniach kartkę z tekstem wspomnianej piosenki.

Cazorla i Pires zrobili sobie zdjęcie z tekstem obraźliwej piosenki
Cazorla i Pires zrobili sobie zdjęcie z tekstem obraźliwej piosenki
fot. ZouMSS/twitter

Na Wyspach zawrzało. Ostatnio piłkarze Arsenalu lubują się w obrażaniu Tottenhamu. Wojciech Szczęsny pisał na Twitterze o "Pięknych scenach na Ettihad", gdy City demolowało Kogutów 6:0. Wcześniej wielokrotnie zapewniał o swojej nienawiści do rywali. Z kolei podczas meczu FA Cup znoszony z boiska Theo Walcott, uśmiechając się od ucha do ucha, pokazywał kibicom gości, że Arsenal wygrywa 2:0. W odpowiedzi został obrzucony monetami i obelgami ("Pozwólcie mu umrzeć" - apelowali kibice do masażystów).

Prowokacje piłkarzy Arsenalu nie miały konsekwencji. W przypadku Walcotta FA wszczęła śledztwo, ale tylko w sprawie kibiców. Piłkarzowi przypomniano tylko o jego obowiązkach. Cazorla natomiast wymigał się deklaracją, że... nie widział napisu na kartce. Przeprosił za to na Twitterze.

Nie zawsze jest tak różowo. Kiedy Paul Gascoigne w 1998 r. świętował gola strzelonego Celtikowi, imitując grę na flecie (to symbol lojalistów wiernych królowej i Kościołowi Anglii), dostał wyrok śmierci. - To było samobójstwo. Ale byłem wściekły na obrażających mnie kibiców, chciałem za wszelką cenę ich uciszyć - tłumaczył piłkarz Rangersów. Za głupotę zapłacił 20 tys. funtów kary, ale nie tylko. - Następnego dnia siedziałem w aucie. Jakiś gość zatrzymał się obok. Opuścił szybę, wyjął nóż i powiedział "Gazza, poderżnę twoje pier… gardło". Byłem przerażony. Później przyszły pogróżki od IRA. Napisali, że mnie dopadną - opowiadał. Na szczęście sprawa rozeszła się po kościach. Wojna w Glasgow wciąż jednak trwa, a druga strona wcale nie pozostaje dłużna. Artur Boruc błogosławiący kibiców rywali znakiem krzyża czy paradujący w koszulce z papieżem dołożył do konfliktu swoje trzy grosze.

Również w Polsce nie brakuje zawodników, którzy bezmyślnie prowokują rywali. Najgłośniejszy był przypadek Pawła Kaczorowskiego, który w 2004 r. ze zdobycia przez Lecha Pucharu Polski cieszył się, obrażając Legię. Nagranie z jego popisami wokalnymi trafiło do internetu, co stało się dość problematyczne pół roku później, po przejściu obrońcy do zespołu z Łazienkowskiej. Kaczorowski nie chciał przeprosić, a kibice nigdy go nie zaakceptowali. Transparent "Chórzysto, nigdy nie będziesz legionistą" i gumowe kaczki rzucane w piłkarza stały się symbolem kontrowersyjnego transferu.

Podobny talent pokazał Semir Štilić. Bośniak na spotkaniu z kibicami po sezonie 2011/2012 zaintonował wulgarną piosenkę obrażającą Legię. Później tłumaczył się, że... nie znał znaczenia słowa, którego użył. Kara? Sześć meczów zawieszenia i 20 tys. zł. Kilka dni później popisali się zawodnicy Śląska (m.in. Sebastian Mila), którzy zastanawiali się, gdzie są należące do Legii berło i korona. Tłumaczyli się równie inteligentnie: "W pewnym momencie zaintonowana została nieznana nam wcześniej piosenka. (...) Chcąc dalej radować się z naszymi sympatykami, usiłowaliśmy niejako odgadywać jej słowa, by podtrzymywać wspólne śpiewy. Nie zdawaliśmy sobie sprawy z jej przesłania" - napisali. Nie uchroniło ich to przed dyskwalifikacjami (od dwóch do czterech meczów) i karami finansowymi (10-20 tys. zł).

Mount Everest bezmyślności należy bezapelacyjnie do Arkadiusza Mysony. Były piłkarz ŁKS w 2008 r. po derbach z Widzewem paradował po boisku w koszulce z napisem "Śmierć żydzewskiej k...". - Jeden z kibiców poprosił, żebym ją założył. Zamieszanie było tak ogromne, że nie zauważyłem nawet, że jest na niej jakiś napis - wyjaśniał. Musiał zapłacić 45 tys. zł kary i odcierpieć pięć meczów zawieszenia. W ŁKS już nie zagrał. Miał szczęście, że prokuratura nie znalazła dowodów na intencjonalne założenie koszulki. W innym przypadku sprawa o nawoływanie do nienawiści mogła skończyć się jeszcze mniej przyjemnie.

Polska The Times


Polecamy