menu

„Niedaleko pada jabłko od jabłoni” w piłkarskim wydaniu

14 grudnia 2012, 23:47 | Bartosz Michalak

Powiedzenie: „Niedaleko pada jabłko od jabłoni”, którego ludzie w Polsce często używają na co dzień w mowie potocznej, ma swoje odzwierciedlenie również w futbolu. Starsi kibice, którzy mieli okazję w latach 80. i 90. oglądać poczynania swoich ulubionych piłkarzy, mogą dzisiaj podziwiać na boisku grę niektórych z ich synów.

Jakub Kosecki, syn Romana
Jakub Kosecki, syn Romana
fot. sylwester wojtas

Na świecie jednym z najpopularniejszych potwierdzeń, podobnego w znaczeniu, przysłowia: „Jaki ojciec, taki syn” jest legenda AC Milan, Cesare Maldini i jego równie słynny syn, Paolo Maldini. Warto jednak pozostać przy „polskim podwórku” i sprawdzić czy także w naszym kraju możemy doszukać się, zapewne w mniejszym stopniu, ale mimo wszystko, podobnych przypadków.

Najlepszym dowodem, że owe powiedzenie swoje odzwierciedlenie ma także w futbolu jest tata - legenda polskiej piłki nożnej, wybitny reprezentant, świętej pamięci Włodzimierz Smolarek, a także jego syn, były napastnik Feynoordu Rotterdam, Borussii Dortmund, Racingu Santander, Boltonu, a obecnie grający w białostockiej Jagiellonii, Euzebiusz. Oby wybitnych graczy polskiego futbolu łączy zajmowana przez nich pozycja napastnika na boisku oraz gra w Reprezentacji Polski, Niemczech, Holandii, a także na krajowych stadionach. Bardziej utytułowanym zawodnikiem jest dwukrotny mistrz Polski z łódzkim Widzewem, a także brązowy medalista mistrzostw świata w 1982 roku w Hiszpanii, Smolarek senior. Jednak jak dużo radości dostarczył Polakom, Euzebiusz Smolarek swoimi bramkami strzelonymi podczas udanych dla Polski eliminacji do mistrzostw świata 2006, rozgrywanych na niemieckich obiektach, a w szczególności dwiema zdobytymi w meczu z Portugalią, wygranym przez naszą kadrę w Chorzowie 2:1, oraz bardzo dobrą grą w niemieckiej Borussii Dortmund, każdy kibic w naszym kraju pamięta.

Jedyny zawodnik, któremu udało się sięgnąć 4-krotnie po tytuł mistrza Polski z czterema różnymi ekipami (Legia Warszawa, Widzew Łódź, Polonia Warszawa, Wisła Kraków) Maciej Szczęsny to ojciec doskonale znanego obecnie w Polsce jak i na całym świecie bramkarza Arsenalu Londyn, Wojciecha Szczęsnego. Oprócz „zarażenia” miłością do futbolu swojego młodszego syna, były bramkarz Reprezentacji Polski miał swój udział również w wyborze pozycji na boisku, na której Szczęsny junior swoją grą podbija obecnie miliony serc kibiców piłki nożnej. W ciekawy sposób wyglądają próby porównywania obu wybitnych golkiperów. Szczęsny senior w polskiej lidze osiągnął wszystko co tylko można, jednak nigdy nie zdecydował się na wyjazd i grę za granicą. Inaczej sytuacja wygląda w przypadku Wojciecha Szczęsnego, który w bardzo młodym wieku podjął decyzję o spróbowaniu własnych sił w słynnym Arsenalu Londyn i obecnie jest jego bramkarzem numer 1. Obaj Panowie darzą się nawzajem ogromnym szacunkiem i nie ma mowy o jakichkolwiek niezdrowych relacjach między nimi.

Obecnie furorę w polskiej lidze robi, syn byłego reprezentanta Polski, aktualnie pełniącego rolę polityka i działacza PZPN-u, Romana Koseckiego, Jakub. Obu zawodników powiedzenie „niedaleko pada jabłko od jabłoni” dotyczy szczególnie ze względu na ich bardzo podobną charakterystykę gry na boisku. Zarówno „Kosa” senior, jak i „Kosa” junior wzrostem nie grzeszą, a podstawą do osiąganych przez nich piłkarskich sukcesów są, bądź w przypadku Romana były, świetna szybkość, drybling i kapitalny balans ciała. Obydwu łączy również klub Legia Warszawa, który „noszą w swoich sercach”. Bardziej krępy Roman Kosecki swoimi występami podbił serca miłośników futbolu także w Turcji (Galatasaray Stambuł), Hiszpanii (Osasuna Pampeluna, Atletico Madryt), Francji (FC Nantes, SC Montpellier) i Stanach Zjednoczonych (Chicago Fire). Młody „Kosa” wychwalany jest na razie tylko w Polsce, jednak według wielu ekspertów drzwi do kariery w zagranicznych klubach stoją dla niego otworem. Zapewne, gdyby nie pechowa kontuzja pleców, odniesiona podczas zgrupowania kadry Waldemara Fornalika, Kuba Kosecki zadebiutował by w dorosłej reprezentacji Polski w październikowych spotkaniach z RPA, a także, w ramach eliminacji do mistrzostw świata w Brazylii, z Anglią.

Żywa legenda Ruchu Radzionków, były zasłużony gracz GKS-u Katowice – Marian „Ecik” Janoszka w latach 90. był jednym z najgroźniejszych napastników w polskiej lidze. Zdobywca Pucharu Polski z katowickim klubem jest ojcem grającego obecnie w Ruchu Chorzów Łukasza. Łukasz Janoszka po kilku latach szukania ekstraklasowej formy, w tamtym sezonie w końcu przebił się do podstawowego składu „Niebieskich” i sięgnął z drużyną po wicemistrzostwo Polski. Obecnie „Ecik” junior leczy poważną kontuzję i kibice z utęsknieniem czekają na jego powrót na boisko. Jako boczny pomocnik charakteryzuję się dobrą techniką użytkową oraz celnymi zagraniami do swoich partnerów.

Dariusz Dźwigała to znany kibicom w Polsce były świetny pomocnik i specjalista od wykonywania stałych fragmentów gry. Zamieszczone w sieci nagrania video z jego potężnymi uderzeniami do dziś są licznie oglądane przez internatów. Aktualnie Dźwigała senior pełni rolę asystenta trenera Tomasza Hajty w Jagiellonii Białystok. Były zawodnik między innymi: Polonii Warszawa, Górnika Zabrze czy Pogoni Szczecin jest ojcem 19-letniego Jana, obrońcy Młodej Ekstraklasy „Czarnych Koszul”, a także 18-letniego Adama, rozwijającego się „pod skrzydłami” ojca w klubie z Białegostoku. Młodszy z synów Dariusza Dźwigały przebywa obecnie na testach we włoskim Torino. Adam Dźwigała uważany jest przez wielu obserwatorów za spory talent. Grając, podobnie jak swój ojciec w środku pola, ceniony jest szczególnie za świetny przegląd pola. Można tylko żałować, że młokos nie odziedziczył niestety po „Dźwigni” seniorze potężnego uderzenia. Ze względu na fakt, że nastolatek wyróżnia się na tle swoich rówieśników, coraz śmielej radzi sobie w pierwszej drużynie „Jagi”.

Były napastnik reprezentacji Polski, głównie kojarzony przez kibiców ze swojej gry w Niemczech, Andrzej Kobylański to ojciec 19-letniego Martina. Młodszy Kobylański obecnie jest piłkarzem Werderu Brema, do którego trafił po obiecujących występach w Energie Cottbus. Młodzieżowy reprezentant Polski w przeciwieństwie do swojego taty woli grać jako ofensywnie usposobiony pomocnik. Andrzej, jako były piłkarz takich klubów jak: 1. FC Koeln, Hannover 96 czy wspomniane już Energie Cottbus, zdobył w 1982 roku w Barcelonie z Olimpijską Reprezentacją Polski wicemistrzostwo olimpijskie. W Niemczech zapracował sobie na miano zawsze solidnie grającego polskiego piłkarza. Wielu kibiców ciekawi dalsza przyszłość i rozwój Kobylańskiego juniora. Ze względu na fakt, że młokos, który ewidentnie „papiery na granie” posiada, zawsze mogący liczyć na pomoc ojca – byłego bardzo dobrego piłkarza, już za niedługo może stanowić o sile ligi niemieckiej i co istotne, polskiej kadry narodowej.

Urodzony w 1992 roku Bartosz Bereszyński zaczyna powoli stanowić o sile ofensywnej drużyny Lecha Poznań. Grający w „Kolejorzu”, prowadzonym obecnie przez trenera Mariusza Rumaka, na pozycji napastnika lub bocznego pomocnika szczególnie wyróżnia się walecznością, którą niejednokrotnie… ośmiesza na boisku swoich rywali. Szybki i dobrze zbudowany fizycznie „Lechita” to syn 3-krotnego mistrza Polski i 2-krotnego zdobywcy Superpucharu Polski w Lechu Poznań, Przemysława Bereszyńskiego. Były obrońca „poznańskiej lokomotywy” swoimi sukcesami zdecydowanie przewyższa obecnie swojego syna, jednak optymiści już teraz uważają, że młody Bereszyński jest w stanie dorównać kiedyś swoimi osiągnięciami ojcu oraz grać dla polskiej Reprezentacji, co nigdy nie było dane Bereszyńskiemu seniorowi.

Były znakomity napastnik między innymi: Wisły Kraków, Górnika Zabrze, niemieckiego VfL Bochum czy greckiego Arisu Saloniki, 4-krotny mistrz Polski, reprezentant Polski, z którą w 1982 roku sięgnął po brązowy medal na mistrzostwach świata w Hiszpanii, Andrzej Iwan to ojciec, grającego aktualnie w Górniku Zabrze, Bartosza. Urodzony w 1984 roku Młody „Ajwen” nigdy nie zdoła „doścignąć” swojego ojca, jednak miłością do futbolu jaką został w dzieciństwie zarażony, pochłonięty zostanie na zawsze. Bartosz Iwan to ofensywnie usposobiony zawodnik środka pola, który swoim spokojem gry przydatny jest także w grze obronnej. Podopieczny trenera Adama Nawałki swoimi występami w tym sezonie udowodnił, że należy mu się gra w najwyższej klasie rozgrywkowej w kraju. W przeszłości Iwan junior reprezentował takie kluby jak: Wisła Kraków, Widzew Łódź, Odra Wodzisław Śląski czy GKS Katowice.

Były ligowiec, grający podczas swojej kariery w Klubie Sportowym ROW Rybnik, Zagłębiu Sosnowiec, Rakowie Częstochowa, Pogoni Szczecin, Śląsku Wrocław i RKS- ie Radomsko, Piotr Mandrysz to ojciec 21-letniego, Roberta. Mandrysz junior aktualnie reprezentuje barwy pierwszoligowej Bogdanki. W przeszłości pokazał się szerszej publiczności, grając w szczecińskiej Pogoni, prowadzonej wówczas przez swojego ojca. Ze względu na awans „Portowców” do Ekstraklasy i obecność w drużynie tak doświadczonych piłkarzy jak: Edi Andradina, Adrian Budka, Robert Kolendowicz czy aktualnie japońska rewelacja T-Mobile Ekstraklasy, Takafumi Akahoshi, młody Mandrysz wybrał grę w 1. lidze od ewentualnego przesiadywania na ławce Pogoni.

Istotą gry w piłkę nożną nie jest skupianie się na chęci dorównania, bądź przewyższenia osiągnięć swojego taty, dziadka czy wujka przez często jeszcze młodych piłkarzy, lecz sama możliwość i radość z kontynuacji, często pięknej, sportowej tradycji rodzinnej. Niejednokrotnie w wywiadach oprócz podobnych deklaracji, można „poczuć” szacunek jakim darzą swoich ojców – piłkarzy, obecni piłkarze – synowie.

Niektórzy uważają, że „juniorzy” mają łatwiej w osiągnięciu sukcesu w futbolu ze względu na popularne i powszechnie znane nazwisko lub kontakty ojca, lecz trzeba pamiętać, przy okazji takich zarzutów, również o ciągłej presji porównywania ich do swoich „seniorów” oraz większych wymaganiach, wynikających choćby ze względu na posiadanie przez nich sprzyjających uprawianiu tego sportu, genów.

Nic nie pomaga jednak lepiej w zostaniu profesjonalnym piłkarzem i osiąganiu innych sukcesów, jak ciężka praca na treningach i od najmłodszych lat „poukładana” sfera mentalna zawodnika. Bez tych rzeczy nawet „błękitna krew” nie sprawi, że młodemu adeptowi futbolu w przyszłości uda się spełnić swoje piłkarskie marzenia.


Polecamy