menu

Motorowi Lublin pieniędzy nie zabraknie. Radni chętnie dofinansują spółkę

28 września 2016, 08:32 | know

Zaskakujące zakończenie miała wtorkowa komisja sportu, na której przez blisko cztery godziny dyskutowano o sytuacji finansowo-organizacyjnej Motoru Lublin. Radni PiS i PO nie tylko zgodzili dokapitalizować spółkę kwotą 600 tys., o co na ostatniej sesji rady miasta zabiegał prezydent Krzysztof Żuk, ale nieco „na siłę” postanowili uszczęśliwić klub i już w tym roku całkowicie go oddłużyć.

We wtorek o sytuacji Motoru Lublin dyskutowali członkowie komisji sportu
We wtorek o sytuacji Motoru Lublin dyskutowali członkowie komisji sportu
fot. Łukasz Kaczanowski

Zadłużenie lubelskiego klubu wynosi ok. 1,2 miliona zł. Na tę kwotę składają się zobowiązania wobec ZUS i US (280 tys.), zaległe wynagrodzenia (105 tys.), niezapłacone kwoty za ochronę meczów (244 tys.), transport (30 tys.) oraz pożyczki (170 tys.) i zaległości wobec kontrahentów (170 tys.), a także wciąż nieuregulowana zapłata za licencję odkupioną w 2010 roku od Spartakusa Szarowola (120 tys.).

Prezes lubelskiego trzecioligowca, Waldemar Leszcz, zwrócił się do radnych z prośbą o dokapitalizowanie spółki sumą 600 tys., oddłużenie jej kwotą 1,2 miliona, a w 2017 roku o kolejne dokapitalizowanie na rundę wiosenną kwotą 1 miliona i przeznaczenie kolejnego miliona w przypadku awansu do 2. ligi.

Nie chcę publicznie mówić o budżecie, ponieważ to zawsze działa na szkodę klubu napisał:

- Kluby, które biją się o awans do drugiej ligi mają budżety powyżej trzech milionów – powiedział Leszcz. Prezes Motoru nie chciał jednak ujawnić budżetu, jakim sam dysponuje. – Nie chcę publicznie mówić o budżecie, ponieważ to zawsze działa na szkodę klubu. Natomiast wcale nie mamy najwyższego budżetu w lidze. Jeden klub ma większy, a dwa, KSZO Ostrowiec Świętokrzyski i Garbarnia Kraków, mają porównywalne – stwierdził Leszcz.

Sternik Motoru przyznał, że powodem braku awansu w poprzednim sezonie był zbyt niski poziom sportowy. Dlatego wzmocnił drużynę, co pociągnęło za sobą wzrost kosztów. O ile w poprzednim sezonie średnia pensja zawodników i trenerów wynosiła 2500 zł (brutto), to w obecnym wzrosła o 1300 zł. Jednocześnie średnie wynagrodzenie pracowników klubu wzrosło z 2500 do 3000 zł. Zatrudnienie w Motorze wynosi 6,5 etatu. Prezes zarabia „na rękę” 5 tysięcy.

- W tym sezonie założyłem wzrost kosztów, ale także planuję wzrost przychodów od sponsorów. Nie uda się natomiast zwiększyć przychodów ze sprzedaży biletów, ponieważ mieliśmy słaby początek sezonu i nie będzie meczu barażowego (baraż z Olimpią Elbląg na koniec sezonu 2015/16 obejrzało na Arenie 9 tysięcy kibiców – red.) – przyznał Leszcz.

Jest tylko Motor
Przed trzema tygodniami, podczas sesji rady miasta, radni PiS kwestionowali zasadność kolejnego dofinansowania spółki. Jedną z osób, która wytykała nieporadność zarządu Motoru był Zbigniew Ławniczak. We wtorek radny PiS wydawał się być najbardziej szczodrą osobą w komisji, a swoje wystąpienie rozpoczął od mocnego stwierdzenia:

Dla mnie nie ma żadnej drugiej drużyny. Jest tylko Motor napisał:

– Motor ma 66-letnią tradycję i to jest drużyna Lublina. Dla mnie nie ma żadnej drugiej drużyny. Jest tylko Motor – mówił, choć po chwili, wspominając o Arenie Lublin, wypowiadał się już w lidze mnogiej. – Wybudowano stadion miejski dla drużyn lubelskich, a nie ze Świdnika, Krasnegostawu, czy nie wiadomo skąd (Łęcznej radny nie wymienił, choć bez wątpienia była to aluzja do gry na Arenie zespołu Górnika – red.) – podkreślał Ławniczak.

Radny PiS trzy tygodnie temu na sesji negował osiągnięcia Motoru, ale już na komisji sportu domagał się wsparcia spółki z miejskiej kasy. – Dofinansowanie powinno być, tylko nie jakieś cykanie po 400, 600 tysięcy. Już w tym roku powinny wpłynąć pieniądze w wysokości 2 milionów 800 tysięcy. Trzeba oddłużyć klub i dać mu pieniądze na rundę wiosenną, żeby piłkarze poczuli się pewnie – uważał.

Zbigniew Ławniczak w swojej hojności chciał iść dalej i zaproponował „zbieranie” pieniędzy także dla juniorów, którzy graliby w Motorze. Na ten pomysł chłodną oceną zareagował sam prezes lubelskiego klubu. – W wieku juniora nikomu nie gwarantuję kontraktu. Juniorzy mają grać o jak najlepszy wynik w Centralnej Lidze Juniorów i walczyć o wejście do pierwszego składu. Jeśli im się uda, to przez pół roku dostają tylko premię, a dopiero potem otrzymują propozycję kontraktu – mówił Waldemar Leszcz.

Najwyraźniej jednak rozdawnicza postawa udzieliła się wszystkim członkom komisji sportu, którzy – ku zaskoczeniu prezesa Motoru i zastępcy prezydenta Lublina ds. sportu Krzysztofa Komorskiego – zapragnęli już w tym roku spłacić całe zadłużenie spółki. Wcześniej władze miasta deklarowały, że chcą to uczynić dopiero w 2017 roku.

W prześciganiu się radnych PiS i PO, kto da szybciej i więcej pieniędzy na Motor, padł nawet pomysł, aby klub oddłużyć jeszcze we wrześniu. Ostatecznie skończyło się propozycją o postawienie takiego wniosku na najbliższej sesji rady miasta.

- Autopoprawka powinna być w formie odrębnej uchwały, żebyśmy głosowali tylko za dofinansowaniem Motoru. Ponieważ zaraz przyjdzie MKS, koszykarze czy żużlowcy i będziemy wszystko głosować w jednym pakiecie – zastrzegał radny Ławniczak.

Zawsze będą dokładać
Miasto, od początku funkcjonowania spółki akcyjnej, przekazało Motorowi 7 milionów 50 tysięcy złotych. Za tę kwotę miasto posiada prawie 90 procent udziałów (reszta jest w posiadaniu kilkunastu osób, w tym Jacka Bąka i Jacka Krzynówka). Klub wspiera obecnie także 36 firm (na zasadzie usług lub przekazując pieniądze).

Taki klub, jak Motor, nigdy nie przestanie być deficytowy. Do sportu zawsze będziemy dokładać napisał:

Do końca roku Motor otrzyma od sponsorów 421 tys., a z własnej działalności zarobi kolejne 125 tys. Natomiast koszt funkcjonowania spółki w ostatnich miesiącach roku wyniesie milion złotych.

- Taki klub, jak Motor, nigdy nie przestanie być deficytowy. Do sportu zawsze będziemy dokładać – zauważył Michał Krawczyk, przewodniczący komisji budżetowo-ekonomicznej (było to wspólne posiedzenie obu komisji).