menu

Robert Chmura (trener Motoru Lublin): Zaczynamy grać dopiero, jak dostaniemy "strzała"

7 października 2018, 08:00 | KK

W sobotni wieczór trzecioligowy Motor Lublin zremisował przed własną publicznością z Wisłą Sandomierz 1:1. Co ciekawe, po zakończeniu spotkania, trenerzy obu drużyn mówili o niedosycie.


fot. fot. Łukasz Kaczanowski

Dariusz Pietrasiak (trener Wisły Sandomierz):
Po pierwsze chciałbym pogratulować moim zawodnikom ogromnego wysiłku, jaki włożyli w ten mecz. W środę graliśmy przecież w Pucharze Polski z Koroną Kielce. I to na pewno w drugiej połowie delikatnie się na nas odbiło. Większość piłkarzy w tamtym spotkaniu zagrała, a to miało znacznie po przerwie, bo trochę zabrakło nam sił. Pierwsza połowa zdecydowanie przebiegła pod nasze dyktando. Przy stanie 1:0 mieliśmy świetną sytuację, ale jej nie wykorzystaliśmy. Motor nie miał już nic do stracenia, postawił wszystko na jedną kartę i też miał swoje okazje. My jednak w 90. minucie mogliśmy zdobyć drugiego gola. Wiktor Putin był sam na sam z bramkarzem rywali. Niestety, nie strzelił. Ale z przebiegu całego spotkania trzeba przyznać, że gospodarze też mogli strzelić więcej niż jednej bramkę. Mieli słupek, czy strzał z pięciu metrów. Pierwsza połowa nie była aż tak widowiskowa, ale druga pewnie mogła zadowolić kibiców. Przed pierwszym gwizdkiem remis wzięlibyśmy w ciemno, ale na koniec jest delikatny niedosyt. Ten wynik trzeba jednak szanować. Motorowi, życzę, żeby w niedalekiej przyszłości wywalczył awans.

Robert Chmura (trener Motoru Lublin):
Jeżeli chodzi o pierwszą połowę, to uważam, że wyszliśmy jacyś ospali i w ogóle nie reagowaliśmy na to, co dzieje się na boisku. Naszym zadaniem grając u siebie jest atakowanie. Nie dawaliśmy sobie z tym rady. Cechy wolicjonalne pozostawiały dużo do życzenia. Zaczęliśmy stwarzać zagrożenie dopiero po strzelonym golu przez przeciwników. Nie zawsze można jednak wygrywać w 90. minucie. Myślę, że w pierwszej połowie graliśmy słabiej od Wisły Sandomierz. W drugiej wszystko się zmieniło. Cały czas dążyliśmy do tego, żeby strzelić bramkę. Mieliśmy swoje sytuacje, ale rywale też mogli przechylić szalę na swoją stronę. Ta drużyna cały czas idzie jednak do przodu. To nie ważne, czy ja będę trenerem, czy ktoś inny. Myślę, że trochę mamy problem z głowami. Zaczynamy grać dopiero, jak dostaniemy "strzała". Wtedy jest otrzeźwienie i gonimy. Tym razem zabrakło nam czasu, żeby wygrać ten mecz. Myślę, że zmiany wniosły bardzo dużo ożywienia. Nie wiem, czy to wynikało z tego, że rywal grał w środę mecz w Pucharze Polski, czy po prostu my w drugiej połowie wyglądaliśmy dużo lepiej. Szkoda sytuacji Grześka Bonina. Po przerwie to był właśnie Grzesiek, którego chcielibyśmy oglądać. Skończyło się wynikiem 1:1 i jest mi przykro, że nie wygraliśmy.