menu

Michał Marczak, nowy napastnik Stali Rzeszów, chce awansu do 2 ligi

10 sierpnia 2017, 07:00 | Tomasz Ryzner

- Trener pojechał do Tarnobrzegu obserwować piłkarza tamtejszej Siarki, ale stało się tak, że to akurat ja wpadłem mu w oko - mówi Michał Marczak, nowy napastnik trzecioligowej Stali Rzeszów.

Michał Marczak wiele sobie obiecuje po grze w Stali
Michał Marczak wiele sobie obiecuje po grze w Stali
fot. Krzysztof Łokaj

Miał pan pod nosem plażę, morze, słońce, a zamienił Gryf Wejherowo na Stal. Do tego drugą ligę na trzecią.
Morze, plaża. To się tak fajnie mówi. Ludziom wydaje się, że piłkarz potrenuje godzinkę, zagra mecz i ma wolne. A czasu jest mało. Na mecz jeździliśmy w piątek, wracaliśmy często w niedzielę rano. Są kontuzje, rehabilitacje i tak dalej. Bywałem na plaży, ale bardziej lubiłem skoczyć na jezioro na ryby. Można się fajnie wyciszyć.

Trener Bohdan Bławacki trafił na pana nieco przypadkowo.
Trener pojechał na mecz Siarki z Gryfem. Obserwował piłkarza z Tarnobrzega, ale akurat ja mu wpadłem mu w oko. Miałem kilka ofert z 2 ligi, ale trener przekonał mnie do transferu.

Jaki argument przeważył?
To, że przyjdę do mocnej drużyny. W Gryfie broniliśmy się przed spadkiem, w Stali chcemy walczyć o najwyższy cel.

Ma pan 191 centymetrów wzrostu. Oznacza to, że Michał Marczak będzie stał w szesnaste i strącał piłki głową.
W sparingu z Tomasovią strzeliłem dwa takie gole. Nie mam się zapędzać się do pomocy, ale gra w Stali będzie inna, niż w Gryfie. Tam dominowała długa piłka. Tutaj stawia się na szybką, kominacyjną piłkę.

W Radomiu jest mocna koszykówka, siatkówka, a pan mimo pokaźnego wzrostu postawił na piłkę.
Na początku podstawóki trenowałem tenis ziemny. Ale już wtedy lubiłem sobie podbijać piłeczkę tenisową nogą (śmiech). Tenis jest okej, ale wolałem gry zespołowe i w czwartej klasie trafiłem do radomskiego Orlika.

Ma pan w sportowym dossier grę niemieckim Gorlitz.
To była piąta liga. Pojawiło się tam nas siedmiu Polaków. Nie był to dla mnie dobry ruch. Klub miał problemy organizacyjne. Miasto leży po drugiej Nysy Łużyckiej, jest niemiecką częścią naszego Zgorzelca, ale ludzie tam ni w ząb nie rozumieli polskiego i podobnie angielskiego. Po pół roku rozwiązałem umowę.

Poznał pan już Rzeszów. Wie, gdzie rządzi Resovia.
(śmiech) Terenów Resovii jeszcze nie znam, ale nie zapuszczam się zbyt daleko od stadionu przy Hetmańskiej. Najdalej byłem chyba na rynku.

Jest pan w Rzeszowie sam?
Z moją dziewczyną. Skończyła prawo, szuka pracy, myśli o aplikacji.

Stal robi czwarte podejście do drugiej ligi. Uda się?
Musi. Awansowałem do pierwszej ligi z Bytovią, ale grałem mało. W Stali chcę dołożyć do sukcesu konkretną cegiełkę.


Polecamy