menu

Miało być wesele, a była stypa, czyli Liga Europy według Lecha Poznań

18 września 2015, 13:06 | Karol Maćkowiak/Głos Wielkopolski

Pięć lat Poznań czekał na powrót do fazy grupowej Ligi Europy. Czy warto było odliczać dni, godziny do inauguracji? Można mieć poważne wątpliwości.

Lech Poznań - Belenenses 0:0
fot. WALDEMAR WYLEGALSKI/POLSKA PRESS
Lech Poznań - Belenenses 0:0
fot. WALDEMAR WYLEGALSKI/POLSKA PRESS
Lech Poznań - Belenenses 0:0
fot. WALDEMAR WYLEGALSKI/POLSKA PRESS
Lech Poznań - Belenenses 0:0
fot. WALDEMAR WYLEGALSKI/POLSKA PRESS
1 / 4

Gdyby nie zapalone światła stadionu przy Bułgarskiej, to można by się zastanawiać czy w czwartek Kolejorz gra jakikolwiek mecz. Kibiców ubranych w niebiesko-białe barwy było jak na lekarstwo, a najlepiej świadczy o tym fakt, że nawet przed samym stadionem policja nie musiała kierować ruchem. Niecałe 8 tys. widzów – tylu ludzi chciało obejrzeć inaugurację Ligi Europy w prawie 600 tys. mieście. Mecz bez dopingu kibiców z Kotła, bez atmosfery i otoczki wyglądał jak sparing, a nie piłkarskie święto.

- Cieszyliśmy się w szatni, że jest Liga Europy, a przyszło kilka tysięcy kibiców. Ta frekwencja nie była duża, było to jednak spowodowane kilkoma czynnikami, między innymi naszą słabą grą w lidze. Co ja mam powiedzieć? Większość chłopaków zaliczyła w czwartek debiut w fazie grupowej Ligi Europy. Wiadomo, że chcielibyśmy, by stadion nas niósł dopingiem, a tak nie było. Musimy dobrym wynikami zapracować na to, by kibice wrócili na stadion – mówił po meczu skrzydłowy Lecha, Dariusz Formella.

Jak już wcześniej informowaliśmy UEFA postanowiła, że 1 euro od każdego biletu w meczach 1 i 2 kolejki fazy grupowej europejskich pucharów przeznaczy na pomoc dla uchodźców. Pomysł ten nie spodobał się kibicom z Kotła, którzy kilka razy manifestowali swoją niechęć do przybyszów. Skończyło się więc smutnym widokiem pustych trybun.

Liga Europy miała być wielkim świętem dla całego regionu, magnesem, który przyciągnie kibiców na 40-tysięczny stadion. Okazała się przekleństwem. Trener Skorża jeszcze przed inauguracją opowiada, że w tej chwili jest ważniejsza liga, w klubie powtarza się, że Kolejorzowi nie przystoi być tak nisko w tabeli ekstraklasy. Ciekawe, czy ktoś zadał sobie pytanie – po co ratować ligę i walczyć o czołowe lokaty gwarantujące udział w pucharach? Czy po to, by za rok we wrześniu powiedzieć, że musimy skupić się na lidze? Idąc tym tokiem myślenia należy zadać absurdalne nieco pytanie, ale w tym przypadku zasadne: czy wstydliwe porażki z Żalgirisem i Stjarnan nie wyszły piłkarzom na dobre, bo mogli „skupić się na lidze”? przecież gdyby awansowali do fazy grupowej mogliby mieć kłopoty z łączeniem gry w lidze z pucharami.

We wtorek i środę w Europie grali też mistrzowie Włoch (Juventus) i mistrzowie Anglii (Chelsea). Trenerzy obu ekip, przeżywających w lidze wielkie problemy postawili na najsilniejsze „jedenastki”. Nie musieli rotować składem. A trener Skorża mówi: - Nie wszyscy zawodnicy mogą grać co trzy dni.

Pięć lat temu Lech trafił do silnej grupy, dopiero co otwarty stadion był atrakcją samą w sobie, zapełniał się niemal samoistnie. Tyle, że wówczas w pucharach Lech prezentował pierwszy garnitur Lecha, który w dodatku wydawał się być lepiej skrojony niż ten dzisiejszy. Można odnieść wrażenie, że tegoroczne puchary nie były potrzebne, by osiągnąć sukces sportowy i wypromować klub i miasto w Europie, a po to, by uzupełnić klubową kasę pieniędzmi od UEFA. Czy ktoś w tym wszystkim się nie pogubił?

Głos Wielkopolski


Foto Olimpik/x-news


Polecamy