menu

Mecz na szczycie trzecioligowej tabeli. Chełmianka gra w sobotę w Wólce Pełkińskiej

13 kwietnia 2018, 13:37 | Marcin Puka

Tego nikt się przed sezonem nie spodziewał. W sobotę (godz. 15) w Wólce Pełkińskiej dojdzie do starcia rewelacyjnych beniaminków trzeciej ligi. Prowadząca w tabeli Wólczanka podejmie zajmującą drugie miejsce Chełmiankę.

Piłkarze Chełmianki są rewelacją trzecioligowych rozgrywek
Piłkarze Chełmianki są rewelacją trzecioligowych rozgrywek
fot. www.chelmianka.pl

Przyjezdni do ekipy z Podkarpacia tracą tylko punkt i ich ewentualna wygrana sprawi, że awansują na fotel lidera. A warto wspomnieć, że biało-zieloni są najlepszym zespołem na obcych stadionach. Ich bilans to osiem zwycięstw, dwa remisy i zaledwie jedna porażka z Motorem Lublin. Bilans bramkowy też jest imponujący i wynosi 22-7.

– Mamy świadomość o co gramy, ale mamy też świadomość atutów przeciwnika –mówi Artur Bożyk, trener Chełmianki. – Ma on doświadczony skład, w którym prawie połowa zawodników ma za sobą występy w wyższych ligach. Dla mnie to nie jest niespodzianka, że znajduje się tak wysoko w tabeli. – dodaje.

W poprzedniej kolejce ekipa z Chełma pokonała na wyjeździe MKS Trzebinia 2:1. – Zwyciężyliśmy dzięki wierze we własne umiejętności. Cierpliwie czekaliśmy na swoje szanse i potrafiliśmy je wykorzystać – ocenia przebieg boiskowych wydarzeń Bożyk.

Wszystko wskazuje na to, że goście będą musieli radzić sobie bez Bożyka, który podczas środowego, zaległego spotkania w Trzebini z MKS, został przez sędziego odesłany na trybuny, za wulgaryzmy w stronę piłkarzy gospodarzy. W takim przypadku trener obligatoryjnie nie będzie mógł prowadzić zespołu w przynajmniej jednym meczu. – Chodziło mi o brak postawy fair play zawodników MKS. Gdy jeden z moich piłkarzy leżał kontuzjowany na boisku, czekaliśmy aż piłka wyjdzie poza boiska, tymczasem gospodarze postanowili nas w tym momencie zaatakować. Jeżeli nie będzie mnie na ławce trenerskiej, to będzie to dla mnie kolejne wyzwanie – wyjaśnia Bożyk.

Chełmianka ma pewne problemy kadrowe. Kilku piłkarzy narzeka na urazy, w tym środkowy obrońca Michał Maliszewski, a na domiar złego za żółte kartki w hicie kolejki pauzować będzie najlepszy snajper Chełmianki i trzeciej ligi, Przemysław Banaszak, mający na swoim koncie trzynaście trafień. To spore osłabienie zespołu, jednak trener trzecioligowca z regionu nie traci rezonu. – To także szansa dla zawodników, którzy pojawią się w podstawowej jedenastce. Musimy jak najlepiej odpocząć przed tą batalią. Musimy sobie z tym poradzić, ponieważ w sobotę będzie nas czekał ciężki mecz. Z Trzebini wróciliśmy w czwartek o piątej rano, a już w sobotę czeka nas wyjazdowe spotkanie z liderem. Czego takiego jeszcze w tym sezonie nie przeżywaliśmy – kończy Bożyk.

Avia na własnym stadionie zagra o kolejne zwycięstwo
Trzecie, kolejne wiosenne zwycięstwo chce odnieść Avia Świdnik, która w sobotę (godz. 13) podejmie Wiślań Jaśkowice, które w przeciwieństwie do żółto-niebieskich raczej nie muszą martwić się o ligowy byt. Zespół z lotniczego miasta rundę rewanżową rozpoczął od domowej wygranej z MKS Trzebinia 5:1, a następnie triumfował w Oświęcimiu nad Sołą 3:0 i będzie chciał pójść za ciosem. Świdniczanie strzelają dużo goli, a sami mało ich tracą.

Wiślanie przegrali już z innym zespołem z naszego regionu, ulegając przed własną publicznością Chełmiance aż 1:5. Następnie pojechali na wyjazdowe starcie do Wólczanki. Prowadzili do przerwy 3:1 i zapachniało niespodzianką. Jednak po zmianie stron miejscowi trzykrotnie trafili do siatki przyjezdnych i to oni cieszyli się z triumfu. W ostatniej serii gier, ekipa z Małopolski zremisowała u siebie z Orlętami Radzyń Podlaski 1:1 i jest na piątym miejscu w tabeli. Zespół z Jaśkowic ma o trzynaście punktów więcej od ekipy ze Świdnika.

– Na pewno atmosfera po dwóch zwycięstwach jest pozytywna. Wyniki pomagają ją kształtować. Tak było, jest i będzie, niezależnie od klasy rozgrywkowej – tłumaczy Dominik Bednarczyk, trener Avii. – Jednak staramy się chłodno podchodzić do sytuacji, bez euforii. Chcemy w każdym meczu robić swoje, tak jak założyliśmy to sobie w okresie przygotowawczym. W sobotę czeka nas ciężka batalia. Wspólnie z drugim trenerem Tomkiem Bendarukiem oglądaliśmy na żywo ostatni mecz naszego rywala z KSZO. Mamy swoje spostrzeżenia. Na pewno to grająca twardo drużyna, solidnie prezentująca się w defensywie. O wygranej może zadecydować kilka czynników, dyspozycja dnia, nasze boisko, które jest w dobrym stanie, czy atmosfera. Jeśli chodzi o sprawy sportowe, to spodziewam się ciekawego widowiska, ale mam nadzieję, że to my będziemy się cieszyć z kolejnych trzech punktów – kończy Bednarczyk.

Kibice Avii także liczą na triumf swoich ulubieńców, a także na Wojciecha Białka, który w sobotę może zdobyć setnego gola dla swojego klubu. – My też na to czekamy i mam nadzieję, że to wydarzenie nastąpi w sobotę – wyjawia Łukasz Reszka, sternik Avii. – Mamy dla Wojtka przygotowany prezent, ale nie chciałby zdradzać szczegółów. Poza tym cieszy mnie postawa całego zespołu i udany początek wiosny. Jeszcze nie świętujemy sukcesu. Mam nadzieję, że tak będzie w czerwcu, gdy zakończymy sezon na miejscu w środku tabeli – kończy Reszka.

Orlęta chcą podtrzymać dobrą passę
W sobotę (godz. 15), Orlęta w Radzyniu Podlaskim zmierzą się z Wisłą Sandomierz. Gospodarze w tym sezonie jeszcze nie przegrali, a Wisła mające w swoim składzie wielu ogranych w wyższych ligach zawodników, ma na swoim koncie zaledwie remis, ponieważ dwa pozostałe spotkania przegrała. Ekipa z malowniczego miasta bije się o zachowanie statusu trzecioligowca, a radzynianie raczej są pewni utrzymania i mają jedenaście "oczek" więcej od Wisły.

Orlęta do sobotniej batalii przystąpią po środowym meczu Pucharu Polski na szczeblu BOZPN, w którym w 1/4 bez większych problemów pokonali na wyjeździe Granicę Terespol 4:1. – Tak, awansowaliśmy bez problemów, co zresztą było naszym obowiązkiem – wyjawia Damian Panek, trener drużyny z Radzynia Podlaskiego. – Zagraliśmy bez kilku podstawowych zawodników, ale różnica poziomów pod względem sportowym była duża i nie ma nad czym dyskutować – dodaje Panek.

W półfinale Orlęta zmierzą się u siebie ze swoim ligowym rywalem, Podlasiem Biała Podlaska (1 maja, godz. 17). W drugiej parze, Bizon Jeleniec podejmie Orlęta Łuków (25 kwietnia, godz. 17).

Co ciekawe do 1/4 tych rozgrywek na swoim szczeblu awans zapewniła sobie także drużyna z Sandomierza pokonując Alit Ożarów 5:2.

Wracając do sobotniej konfrontacji. – Spodziewamy się ciężkiego meczu, ponieważ uważam, że Wisła powinna być w tabeli dużo, dużo wyżej. Jesteśmy po jego analizie. To niebezpieczny zespół, a kilku zawodników stanowi o jego sile. Wymieniłbym chociażby doświadczonych: Jarosława Piątkowskiego, Damiana Judę, czy ukraińskiego pomocnika Andrija Nikanowycza – zdradza Panek. – W czwartek przedstawiłem chłopakom mocne i słabsze punkty tej drużyny, ale trzeba pamiętać, że i tak wszystko zweryfikuje boisko. Będziemy jednak gotowi. Mamy stabilny skład, a kibice mogą być świadkami interesującego spotkania. Wisła faktycznie w rundzie rewanżowej jeszcze nie wywalczyła kompletu punktów, jednak trzeba pamiętać, że rywalizowała z mocnymi ekipami, czyli Wólczanką Wólką Pełkińska, Stalą Rzeszów i Chełmianka. Na pewno jej nie zlekceważymy – kończy Panek.

Kibice Orląt w sobotę nie zobaczą w akcji zmagającym się z różnymi urazami: Maksymiliana Brzosko, Jakuba Kaganka i Adriana Zarzeckiego. Jest szansa, że pojawią się oni na murawie już 18 kwietnia, kiedy to radzynianie w zaległym spotkaniu 18. kolejki zmierzą się w Jarosławiu z JKS 1909.

Ważna konfrontacja Podlasia
Tego samego dnia (również o godz. 15) w Białej Podlaskiej dojdzie do starcia dwóch ekip walczących o utrzymanie. Podlasie podejmie Spartakusa Daleszyce. Gospodarze są tuż nad kreską, mając punkt więcej od drużyn zagrożonym spadkiem. Ale jest to tylko pozornie dobra sytuacja, ponieważ liczba zdegradowanych zespołów może być większa, w zależności od ostatecznych rozstrzygnięć w drugiej lidze. Dlatego trzeba zgromadzić jak najwięcej punktów, ponieważ nie wiadomo co przyniesie przyszłość.

Nastroje w Białej Podlaskiej nie są najlepsze, ponieważ wiosną Podlasie zdobyło tylko punkt, remisując w Jarosławiu z także walczącym o ligowy byt JKS 1909 Jarosław (zajmuje ostatnie miejsce w tabeli), a na dodatek trener Miłosz Storto nie szczędził swoim piłkarzom słów krytyki po ćwierćfinałowej batalii Pucharu Polski. Co prawda, Podlasie wygrało w gościach z Sokołem Adamów 2:1, ale potrzebowało do tego dogrywki, a zwycięskiego gola Jakub Syryjczyk strzelił w 120. minucie. Niewiele zabrakło, żeby doszło do konkursu rzutów karnych, ale i tak bialczanie niemiłosiernie męczyli się z teoretycznie słabszym rywalem.

– Nie ma co się tłumaczyć, że graliśmy młodym zespołem, czy na słabym boisku, z zespołem walczącym o uniknięcie spadku z czwartej ligi. To była kompromitacja, taka postawa nie przystoi mojej drużynie – mówi Storto. – Miejscowi zagrali mega ambitnie, zostawiając na boisku serca. Tego nam zabrakło, a także wewnętrznego przekonania, pewności siebie. Nie lubię takich meczów. Drużyna musi pokazać swoją wartość, a tego nie było. Oczywiście, gdybyśmy szybko strzelili kolejne bramki, moglibyśmy wygrać 7:0, czy 9:1. Niestety tej pazerności zabrakło. Nie może tak być, że męczymy się z rywalem na takim poziomie, w dodatku popełniając wiele błędów. Zgoda, wygraliśmy, awansowaliśmy, ale z taką grą nie mamy czego szukać w kolejnych rundach, a chcemy awansować do finału na szczeblu wojewódzkim. Wolę żeby zespół zagrał dobry mecz i wtedy miałbym pozytywne wnioski – dodaje Storto.

Spartakus zajmuje siedemnastą, spadkową pozycję. Ekipa z Kielecczyzny wiosną zremisowała u siebie z KSZO 1929 Ostrowiec Świętokrzyski, a następnie u siebie podzieliła się punktami z Podhalem Nowy Targ, a więc solidnymi drużynami. – To jest mecz o sześć punktów, albo nawet więcej. Jesteśmy pod ścianą. Znamy rywala doskonale i spodziewamy się, że będzie walczył o każdy centymetr boiska, co nam niestety brakuje. Zawodnikom wydaje się, że im się wszystko należy, a tak nie jest i nie będzie. To mnie niepokoi, te wahania formy. Musimy zagrać ambitnie, skutecznie i wierzyć w siebie – kończy trener Podlasia.

W ekipie gospodarzy za kartki będzie pauzował Kamil Kocoł, a niepewny jest występ Damiana Iwańczuka, u którego istnieje podejrzenie wstrząśnienia mózgu.


Polecamy