menu

Mateusz Radecki: Jeszcze daleka droga, żebym mógł grać po 90 minut

9 października 2019, 17:20 | Piotr Janas

Mateusz Radecki ma wrócić do składu Śląska Wrocław po trwającej przerwie na reprezentacje. Pomocnik Śląska od dłuższego czasu zmaga się z urazem kolana. W krótniej rozmowie z nami mówi o postępach w dochodzeniu do formy, o tym dlaczego nie wrócił po poprzedniej przerwie na kadrę (jak pierwotnie zakładano) i co jego zdaniem było największym problemem Śląska w ostatnich meczach.

Mateusz Radecki ostatni mecz przed kontuzją rozegrał w maju. Strzelił wówczas bramkę Miedzi Legnica
Mateusz Radecki ostatni mecz przed kontuzją rozegrał w maju. Strzelił wówczas bramkę Miedzi Legnica
fot. FOT. Tomasz Hołod

Zacznijmy od najważniejszego - jak zdrowie? Jest już Pan w pełnym treningu?

Tak, wykonuję normalnie wszystkie ćwiczenia, czuję się lepiej i progresywnie posuwam się do przodu. Czuję, że jestem coraz bliżej powrotu na boisko.

Czyli po przerwie na reprezentacje będzie Pan gotów do gry w pełnym wymiarze?

Aż tak, to nie. Wydaje mi się, że jeszcze daleka droga do tego, żebym mógł grać po 90 minut w każdym meczu. Od kilku miesięcy jestem poza grą, dopiero w najbliższy weekend mam wystąpić w spotkaniu trzecioligowych rezerw (w niedzielę o godz. 15 z Polonią Bytom na wyjeździe - przyp. PJ) i wówczas zobaczymy, jak to moje kolano będzie reagowało. Jestem dobrej myśli, ale nie chcę się podpalać. Muszę być gotowy na 100 proc., by znów regularnie grać w ekstraklasie.

A co się stało, że nie wrócił Pan po poprzedniej przerwie na kadrę, jak początkowo zapowiadano? Pojawiły się komplikacje?

Po prostu cały czas czułem to kolano. Nie miałem całkowitej pewności, że nic już się z nim nie wydarzy i nie chciałem ryzykować odnowienia kontuzji. Teraz czuję się zdecydowanie lepiej i pozwalam sobie na więcej w trakcie treningów. Mam lepsze czucie piłki i wraca pewność siebie. Oczywiście są jeszcze momenty, kiedy trenerzy odseparowują mnie od reszty kolegów i każą wykonać inną robotę, ale wszystko robione jest po to, bym był gotowy.

Od początku tego sezonu grę Śląska ogląda Pan w roli widza. Co Pana zdaniem w ostatnich tygodniach zawodzi, bo WKS na wygraną czeka od siedmiu meczów?

Przede wszystkim szwankuje skuteczność. Drużyna stwarza sobie sytuacje, ale nie potrafi ich wykorzystać. To największa różnica względem udanego dla nas początku sezonu, ale pracujemy nad tym i to powinno zaprocentować w kolejnych spotkaniach.

Może to Pan będzie lekiem na nieskuteczność? Trener Vítězslav Lavička lubił ustawić Pana tuż za napastnikiem, a Pan odpłacał się bramkami (łącznie 5 - przyp. PJ). Czuje się Pan dzisiaj bardziej "dziesiątką", aniżeli ósemką lub szóstką?

To znaczy tak: dla mnie pozycje numer 8 i 10 to jest bardzo zbliżone granie. Bardziej czuję się ósemką, ale na pewno nie szóstką. Bycie stricte defensywnym pomocnikiem nie sprawia mi takiej przyjemności, jak gra wyżej, bliżej bramki przeciwnika. Na pewno nie czuł bym się dobrze w roli klasycznego przecinaka.

Przed Śląskiem seria meczów z teoretycznie słabszymi rywalami. Wyłączając z tego Wisłę Płock, która jest w gazie, reszta wydaje się być do ogrania (kolejno Raków Częstochowa, Arka Gdynia, Wisła Płock, ŁKS Łódź)?

Każdy jest do ogrania, ale jak Pan wspomniał mamy za sobą nie najlepszą serię i każde nadchodzące spotkanie będzie bardzo wymagające. Najpierw jedziemy do Bełchatowa na mecz z Rakowem, gdzie chcemy w końcu wygrać, żeby się przełamać. Wierzę, że dzięki temu wrócimy na zwycięską ścieżkę.

ROZMAWIAŁ - PIOTR JANAS