Marcin Staniszewski: W II lidze grałem już w gimnazjum
Rozmowa z MARCINEM STANISZEWSKIM, 19-letnim bramkarzem Puszczy Niepołomice, który udanie rozpoczął obecny sezon.
fot. fot. Andrzej Wiśniewski
- Miejsce urodzenia: Koszalin.
- Tak, ale pochodzę z Darłowa.
- Znad Bałtyku do Niepołomic - ładny kawał drogi. Z kilkuletnim przystankiem w Łodzi.
- To prawda. Grać w piłkę zaczynałem u siebie, w Darłovii, w drugiej klasie podstawówki. Do SMS-u w Łodzi poszedłem do szóstej klasy, i tam spędziłem pięć lat.
- Od początku był Pan bramkarzem?
- Najpierw była prawa obrona, później prawa pomoc. Ale jeszcze w żaczkach, kiedy w zimie mieliśmy okres przygotowawczy, nie miał kto stanąć na bramce. Zgłosiłem się. Spodobało mi się i tak zostało.
- Przenosiny do Łodzi, ponad 400 km od domu, były pewnie wielkim przeżyciem dla tak młodego chłopaka.
- Miałem 12 lat. Mama mi powiedziała, że to moja decyzja, i że mnie wesprze. Zadecydowałem więc, że pojadę do Łodzi, zobaczę, jak to będzie. Zostałem.
- Przeprowadził się Pan sam czy z kimś z rodziny?
- Przez cztery pierwsze lata w Łodzi byłem sam. Później przyjechała do mnie mama, podjęła pracę, tam teraz mieszka.
- Jak Panu te pięć lat w Łodzi minęło?
- W pierwszym roku trochę trudno było mi się przestawić. Grałem w młodszej grupie juniorów. Po pierwszym roku gimnazjum przeskoczyłem do starszej. A jak byłem w III klasie gimnazjum, zacząłem, po ukończeniu 16 lat, grać już w II lidze, w Turze Turek. Wiosną 2013 roku rozegrałem tam 10 meczów. Po rozpoczęciu liceum poszedłem natomiast na rok do III-ligowego klubu, Zawiszy Rzgów.
- Szesnastolatek w bramce II-ligowej drużyny to rzadki obrazek. Temu, że dostrzeżono w Panu talent, towarzyszyły powołania do reprezentacji?
- Tak, byłem powoływany do kadr - od U-15 do U-19. Wystąpiłem w trzech meczach, w drużynach do lat 16 i 17 - przeciwko Chorwacji, Walii i Irlandii Północnej. To było trzy lata temu.
- W ubiegłym miesiącu był Pan na konsultacji reprezentacji do lat 20.
- Trener bramkarzy w tej kadrze Rafał Skórski mówił, że wcześniej mnie oglądał i chciał przyjrzeć mi się bliżej. Powołał mnie na zgrupowanie, przez trzy dni trenowaliśmy dwa razy dziennie. Następnie wybierał zawodników na mecz oficjalny, który właśnie odbył się we wtorek (Polacy pokonali 3:0 Niemców - przyp. boch). Niestety, powołania na to spotkanie nie dostałem.
- Ale i tak dostał Pan zastrzyk optymizmu. Komunikat, że jest dostrzegany.
- No tak, to prawda.
- A jak było w czerwcu na testach w Bruk-Becie Termalice? Spędził Pan tam z dwa tygodnie.
- Nawet więcej, dwa i pół. Na testy miałem jechać jeszcze w maju (w trakcie II-ligowego sezonu - przyp.), ale że Andrzej Sobieszczyk miał wtedy kontuzję, to Puszcza mnie nie puściła. Kiedy skończyła się liga, pojechałem na testy, Termalica szukała młodego bramkarza. Trenowałem przez tydzień na obiektach w Niecieczy, potem pojechaliśmy na obóz. Tam trener bramkarzy (Mariusz Mucharski - przyp.) powiedział mi, że jest zadowolony z mojej postawy, że chciałby mnie mieć w swojej druzynie. Później już Termalica musiała dogadać się z Puszczą.
- Tym, że do transferu nie doszło, był Pan rozczarowany czy uznał, że trzeba po prostu czekać na kolejną szansę?
- Czekać na kolejną szansę. I pracować, żeby być jeszcze lepszym.
- W Puszczy wygrywa Pan rywalizację z Sobieszczykiem, który jest mocnym konkurentem.
- Rywalizujemy praktycznie cały czas. Nie ma u nas numeru 1.
- Niech będzie, ale to Pan broni. A trzy stracone bramki po 7 kolejkach to najlepszy wynik w II lidze.
- To cieszy. Duże znaczenie ma współpraca między obroną a bramkarzem. Chłopaki pomagają mi, ja też im pomagam jak mogę. Budujemy naszą grę od defensywy, dlatego tracimy mało bramek.
- To już Pana trzeci sezon w Puszczy. Przypomina Pan sobie początki, kiedy przychodził jako 17-latek?
- Na pewno bardzo pomogło mi to, że grałem wcześniej w II i III lidze, bo mniej więcej wiedziałem, czego się spodziewać. Kiedy przychodziłem, liczyłem się z tym, że będę musiał czekać na swoją szansę, pracować na nią. No i się doczekałem.
- Jakie były najfajniejsze dotychczas momenty w Puszczy? Cieszy pewnie każde czyste konto.
- Tak. Ale nie pamiętam jakiegoś swojego supermeczu. Staram się w każdym razie, żeby każdy następny takim był.
- Czuje Pan, że jest lepszym bramkarzem, niż wtedy gdy pojawił się w Niepołomicach?
- Jak najbardziej. Czuję, że zrobiłem krok do przodu i cały czas pracuję, żeby robić postępy.
- Jakie elementy bramkarskiego rzemiosła najmocniej Pan szlifuje?
- Bardzo zwracam uwagę na grę nogami, sporo ćwiczę ją na treningach. We współczesnej piłce to ważny element gry bramkarza.
- W sobotę mecz z Kotwicą w Kołobrzegu, 80 km od Darłowa. Będzie Pan miał możliwość odwiedzić dom?
- Bardzo chciałbym, ale przyjazd do Darłowa po meczu raczej nie wchodzi w grę. Później podróż do Niepołomic byłaby bardzo kłopotliwa, trwa 12 godzin. Trudno byłoby na drugi dzień zdążyć na trening.
Rozmawiał Tomasz Bochenek