menu

Manchester United - Arsenal LIVE! Zdecydowanie więcej niż mecz

1 listopada 2012, 20:58 | Marek Koktysz

Są na świecie mecze, które się nie kończą. Jest na świecie mecz, który zaczął się 13 października 1894 roku i dla wielu trwa do dziś. Jego kolejna odsłona będzie miała miejsce w sobotę w Teatrze Marzeń, akt pierwszy rozpocznie się o 13:45 czasu polskiego.

W piłce nożnej mecz trwa przez przepisowe 90 minut oraz doliczone przez sędziego głównego sekundy. Gra toczy się na dwóch połowach, które tworzą boisko, zwykle o wymiarach 106,5x71,5 metra. Dwie bramki i jedna piłka. Cel? Pokonać drużynę przeciwną. Są jednak na świecie takie spotkania, które zaczynają się na długo przed pierwszym gwizdkiem – w sercach kibiców, w głowach trenerów i piłkarzy, na dziennikarskim papierze – a ich celem jest coś więcej niż zwykłe zwycięstwo. Walka nie toczy się bowiem wyłącznie na murawie, tam ma jedynie swój kulminacyjny punkt.

Mecze pomiędzy Arsenalem a Manchesterem United, to gratka dla kibiców, dziennikarzy i ludzi świata futbolu. Rekordy frekwencji na stadionach obydwu zespołów padają właśnie wtedy, gdy grają one przeciwko sobie. Stawką są tam bowiem nie tylko punkty w walce o mistrzostwo kraju, ale coś więcej – honor, prestiż, ambicje, duma. Jeśli Wyspy to Watykan piłki nożnej, to The Gunners i Czerwone Diabły są jego papieżami. Niezależnie od tego, że mecze tych drużyn powtarzają się co roku, to każde takie spotkanie zasługuje na poświęcenie mu znacznej uwagi. Stąd ta zapowiedź. Jest dosyć obszerna, długa i wyczerpująca temat, najpełniej jak potrafiłem. Okrasiłem ją filmikami, zdjęciami i statystykami, żeby czytelnikom przyjemniej się z nią zapoznawało. Nie pozostaje mi zatem nic innego, jak zaprosić Was do lektury, mając nadzieję, że dobrniecie do... końca? Nie. Bo ten mecz nie ma końca.

Rozzłoszczony Arsenal

Jeśli na podopiecznych Arsene Wengera nie przestały działać promienie gamma z wtorku, to na Old Trafford powinna wybiec jedenastka Hulków (oczywiście tych komiksowych, a nie klonów Brazylijczyka z Zenita). Arsenal uczestniczył w tym tygodniu w tworzeniu historii. Przegrywał z Reading w Capital One Cup już 0:4. Co poniektórzy sympatycy zespołu z Londynu zaczęli opuszczać stadion albo wyłączać telewizory. Tymczasem ich drużyna dokonała osiągnięcia historycznego, dogoniła przeciwnika, a w dogrywce dołożyła jeszcze trzy gole i tak mecz zakończył się wynikiem 7:5 dla Kanonierów.

Ryan Giggs, legenda Manchesteru United napisał:
Po obejrzeniu meczu Reading z Arsenalem mogę stwierdzić, że widziałem już wszystko i nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć. Ten mecz był niesamowity.

Tyle bramek w Pucharze Ligi padło ostatnio 16 lat temu. Każdy kto oglądał wtorkowy mecz przecierał oczy ze zdumienia. Piłkarze Arsenalu byli tak nabuzowani, że kiedy wyrównali na 4:4 postanowili oddać koszulki kibicom...


... zapominając o tym, że czeka ich jeszcze dogrywka. Pełni wigoru i wiary we własne umiejętności wybiegną w sobotę na murawę Old Trafford. Lepszego „kopa” przed arcyważnym spotkaniem ligowym nie mogli sobie wyobrazić. Nie można jednak zapominać o tym, że w meczu Capital One Cup zobaczyliśmy skład, z którego tylko nieliczni wybiegną na murawę w sobotę. Zdecydowaną większość piłkarzy będą stanowić gracze z zeszłotygodniowych męczarni z Schalke i QPR – zakończonych porażką i wymęczonym zwycięstwem.

Mannone wróci przed dziewiątą?

Jeśli w angielskim futbolu dzieją się rzeczy dziwne bądź niezwykłe, to możemy mieć 99.9% pewności, że maczają w tym palce zespoły Arsenalu lub Manchesteru. Wydarzeniem bez precedensu było upokorzenie jakiego doznali Kanonierzy w zeszłym sezonie, przegrywając na wyjeździe z Czerwonymi Diabłami... 2:8.

Wynik ten wpisał się do niechlubnej księgi rekordów Arsenalu, jako największa porażka w Premier League. Z kolei Manchester dopisał sobie ten rezultat do tabelki wyników, które osiągnął tylko raz w historii spotkań ligowych – obok 10:1, 5:4, 5:5, 6:5 i 2:7.

Arsene Wenger, trener Arsenalu napisał:
Oczywiście uważam, że rezultat 8:2 pozostawia ślad w psychice. Jednak na piłkarskim froncie, nie skupiasz na tym rezultacie całej swojej uwagi.

Z tamtej jedenastki, która tak bardzo się upokorzyła nie wyjdzie w sobotę praktycznie nikt. Jedynie Aaron Ramsey i Theo Walcott mają szansę wyjść w „podstawowym” z Kanonierów pamiętających to niechlubne wydarzenie. Kolejnym mógłby być Wojtek Szczęsny, którego rola (wyjmowanie piłek z siatki osiem razy) była wówczas znacząca. Polak jednak, choć wrócił do treningów, nie będzie jeszcze gotowy. Jego miejsce zastąpi Vito Mannone, dotychczas trzeci bramkarz w hierarchii – po Szczęsnym i Łukaszu Fabiańskim. Włoch jest chyba jedynym człowiekiem, który skorzystał na kontuzji Polaków. W tym sezonie Premier League rozegrał siedem meczów , puszczając pięć bramek. Początki miał obiecujące, zastanawiano się nawet czy nie „wygryzie” z podstawowego składu Wojtka, ale przyszłość pokazała, że było to tylko czcze gadanie, a Vito, podobnie jak cała defensywa, z każdym meczem zaliczał regres...

Co się stało z efektem Boulda?

Przez pierwsze trzy mecze ligowe Arsenal nie stracił bramki. Obrona, która była bolączką Arsene Wengera w zeszłym sezonie, wyglądała na ułożoną, zdyscyplinowaną oraz twardą jak nigdy. Efekty te przypisywano Stevemu Bouldowi, który został od sezonu 2012/2013 nowym asystentem francuskiego szkoleniowca. Kanonierzy z czasem zaczęli jednak gole tracić, coraz więcej i w coraz głupszy sposób. Pilnowanie gubili środkowi obrońcy – Thomas Vermaelen i Per Mertesacker. Spadek formy zaliczył Laurent Koscielny, który w zeszłym sezonie był ostoją defensywy. Gdy przez kontuzję zabrakło Kierana Gibbsa, jego zastępca – Andre Santos – nie sprawdzał się w obowiązkach obronnych, często zarzucając krycie i działanie w obrębie własnego pola karnego na rzecz rajdów ofensywnych. Na drugiej flance, radzący sobie coraz lepiej Carl Jenkinson, także nie osiągnął jeszcze poziomu, który pozwoliłby mu wywalczyć sobie stałe miejsce w składzie.

Spokoju z tyłu nie dodaje także Vito Mannone. Bramkarz pod wszelkimi względami średni, potrafiący zagrać dobry albo chociaż przyzwoity mecz. Zbyt często zdarzają mu się, mówiąc wprost – nieprofesjonalne zagrania. Nie popisał się w spotkaniu z Schalke, a wcześniej w meczu z Norwich, gdzie po strzale przeciwnika „wypluł” futbolówkę przed siebie, wprost pod nogi Holta, który tylko na to czekał.

The Gunners tracą najwięcej goli w przedziale od 80. do 90. minuty meczu. Ich koncentracja spada, szyk obronny się rozluźnia, w efekcie czego można łatwo dać się złapać przeciwnikowi na kontrataku. Takie luki w taktyce Kanonierów na pewno będą chcieli wykorzystać piłkarze Manchesteru.

Czerwone Diabły mają już serdecznie dość Londyńczyków

No bo ileż można? Najpierw Chelsea w lidze, zaraz potem znowu Chelsea, a tu nie minie chwila i Arsenal! Czerwone Diabły wyrabiają 200% normy pojedynków z zespołami ze stolicy Anglii. Piłkarze są w ostatnich dniach mocno eksploatowani, przerwy pomiędzy meczami są krótkie, trzeba grać na paru frontach, co nierzadko jest niewykonalne.

Mówił o tym niedawno Arsene Wenger, który powiedział wprost, że nie można skupiać się na wszystkich pucharach jednocześnie, trzeba wyznaczyć sobie priorytety. Wydaje się, że dla Manchesteru celem numer jeden jest mistrzostwo kraju, które sprzątnął im sprzed nosa lokalny rywal sezon temu.

Porównując ostatnie dni Arsenalu i zespołu z Old Trafford widać, że podopieczni Sir Alexa Fergusona mieli więcej pracy. Na dodatek ich wyzwania były znacznie trudniejsze. Dwukrotnie przyszło im się mierzyć ze zdobywcą Ligi Mistrzów, londyńską Chelsea. Nie bez problemów pokonali piłkarzy Di Matteo w lidze, 3:2. Potem pozazdrościli Arsenalowi obfitującego w bramki pojedynku pucharowego i także postanowili sobie postrzelać. Skończyło się to dogrywką, w której tym razem nie dali rady The Blues. Skończyło się 4:5. Przed tak ważnym i prestiżowym spotkaniem, jakim jest mecz z Arsenalem, najlepiej dla Sir Alexa i jego chłopaków, żeby środowego pojedynku z Chelsea w ogóle nie było... a był i to dłuższy niż przypuszczano. Czerwone Diabły nie zdążą ochłonąć po Arsenalu, a już będzie trzeba zmierzyć się z Bragą w Lidze Mistrzów. Można paść z przemęczenia. Alex Ferguson mając to na uwadze w drugim meczu z Chelsea dał odpocząć wielu swoim podstawowym zawodnikom, w tym Waynowi Rooneyowi i Robinovi van Persie'emu.

Niewygodny Rooney

Tam gdzie Arsenal traci najwięcej bramek (środek pola karnego, linia 6 metra), tam Manchester strzela najwięcej. Poza Robinem van Persiem (o którym za chwilę) obowiązek strzelania spocznie oczywiście na Ronney’u, któremu zespół z Londynu wyjątkowo pasuje. Będzie to 17. mecz Anglika przeciwko The Gunners w Premier League. Przeciwko żadnej, innej drużynie w lidze nie rozegrał tylu meczów. Wyjątkowo dobrze idzie mu też strzelanie podopiecznym Wengera. Rooney strzelił Arsenalowi osiem bramek. Więcej (z obecnych zespołów występujący w BPL) strzelił tylko Newcastle i Aston Villi.

Napastnik Manchesteru to zawodnik „wszędobylski”. Polacy mieli okazję się o tym przekonać przy okazji meczu na Stadionie Narodowym przeciwko Anglikom. Odwala typowo „czarną robotę”, wraca się, pomaga w obronie, a do tego strzela gole. Takiego piłkarza chciałby mieć każdy menedżer na świecie. Dla Manchesteru strzelił już w Premier League 131. goli. W obecnym sezonie, tylko dwa. Schedę po nim przejął bowiem...

Robin van Persie – persona non grata


W futbolu wszystko jest możliwe. Na Wyspach wszystko jest możliwe podwójnie. Transfery do odwiecznych rywali są traktowane jak zdrada. Kibice nie znają litości. Piłkarz to zawód niebezpieczny. Jeden niewłaściwy ruch, decyzja i w pewnych kręgach jesteś spalony.

Fani The Gunners nie pozostawili suchej nitki na transferze Robina van Persiego do Manchesteru United. Dla nich większą zdradą byłoby tylko przejście do Tottenhamu. Sobotni mecz będzie pierwszym spotkaniem Holendra z jego byłą drużyną. Jak powitają go koledzy, trener i kibice? Opinię Wengera już znamy

Arsene Wenger napisał:
Nie wiem, jak powitają go nasi kibice, ale mam nadzieję, że okażą mu szacunek. Grał dla nas przez osiem lat i zrobił przez ten czas bardzo wiele. Chcę, żeby został potraktowany z szacunkiem. Podejmujemy działania przeciw dyskryminacji, więc dlaczego w tym tygodniu mielibyśmy zachowywać się inaczej? Nie wiem jednak, co zrobią fani. Mogę mieć tylko nadzieję, że powitają go tak, jak ja bym sobie tego życzył.

Koledzy z drużyny? To zawsze jest zagadka. Niektórzy otwarcie wyznają, kiedy dany ruch transferowy lub zachowanie zawodnika się im nie podoba, niektórzy wolą siedzieć cicho, a swoje żale „wyznać na boisku”. Wiele zależy też od zachowania samego zawodnika, np.od tego jak postąpi po strzeleniu bramki swojemu byłemu klubowi? Na pewno nie powinien brać przykładu z Emmanuela Adebayora:

Co się zaś tyczy kibiców... na prawdziwy obraz tego, jak bardzo fani The Gunners mają za złe van Persiemu wzmocnienie ligowego rywala, musimy poczekać do meczu na Emirates. Bo choć kibice Arsenalu bynajmniej nie siedzą cicho na wyjazdach...



...to prawdziwy upust swojej złości dadzą dopiero podczas meczu na Emirates 27 kwietnia 2013 roku. Jedno jest pewne – Holender jest profesjonalistą i nie będzie cofał nogi (albo głowy) przed strzeleniem bramki Arsenalowi. Jest najskuteczniejszym piłkarzem Manchesteru (7 goli w lidze) i nie zamierza spuszczać z tonu.

Kto to gwizdnie?

Sędzią sobotniego pojedynku będzie Mike Dean. Wcześniej podawano do informacji jakoby miał sędziować Howard Webb, którego często oskarża się o faworyzowanie Manchesteru. Dean sędziował m.in. ostatni mecz Arsenalu z Manchesterem, kiedy to na Emirates Czerwone Diabły wygrały 2:1. W trzech ostatnich meczach pomiędzy The Gunners i Czerwonymi Diabłami, które sędziował ani razu nie wygrał zespół z Londynu – padł natomiast bezbramkowy remis.

W meczach Manchesteru z Arsenalem częstym zjawiskiem (zależnym od sędziego, a jakże) są rzuty karne. W spotkaniach tych drużyn podyktowano w sumie 9 rzutów karnych i tylko jeden (!) wykonany został na Emirates Stadium. Co więcej, aż pięć z nich nie przynosiło goli.

O co toczy się gra?

Mimo obecnej różnicy w tabeli, sobotni pojedynek jest meczem pomiędzy dwoma drużynami z najlepszymi rekordami w Premier League w historii (Manchester – 781 meczów, 507 zwycięstw, 1684 pkt ; Arsenal – 781 meczów, 419 zwycięstw, 1464 pkt). Obecnie Czerwone Diabły są wiceliderem tabeli, do prowadzącej Chelsea tracą punkt. Arsenal zajmuje szóste miejsce i ma 15 punktów. Zwycięstwo, przy korzystnych rozstrzygnięciach innych spotkań, mogłoby przenieść ich na czwartą lokatę.

W lidze grali już ze sobą 186. razy. Manchester wygrywał 77-krotnie, Arsenal 67-krotnie. Remis padał 42 razy. Na Old Trafford Kanonierzy zdołali wygrać tylko w 15 meczach. Statystyka jest tutaj miażdżąca, bo United triumfowali w Teatrze Marzeń 52 razy, dzieląc się punktami 25-krotnie. Na własnym stadionie Czerwone Diabły strzeliły Arsenalowi 176 bramek, tracąc 80.

To jednak tylko liczby, a mecz Manchesteru z Arsenalem to coś więcej. Niezależnie od aktualnej pozycji w tabeli jest to bitwa o Anglię. Mam nadzieję, że i Wam udzieli się nastrój przed sobotnim pojedynkiem, do którego oglądania serdecznie zapraszam. Na koniec coś, żebyście się nakręcili podobnie jak ja na ten mecz:

Okiem kibica

Michał Mormul, redaktor Ekstraklasa.net, frakcja Manchesteru napisał:
Spotkania Manchesteru United z Arsenalem FC zawsze są wyjątkowe i nie zmienia tego fakt, że drużyna prowadzona przez Arsene'a Wengera od kilku lat pozostaje w cieniu Czerwonych Diabłów. Gdy myślę o pojedynkach drużyny z Old Trafford z Kanonierami, od razu przypominają mi się mecze z początku stulecia. Starcia Keane'a z Vieirą (m. in. znana wszystkim scena z tunelu prowadzącego na murawę), chamskie zachowanie piłkarzy Wengera wobec Ruuda van Nistelrooya po wykonaniu rzutu karnego, bitwa bufetowa, gdy kibice Arsenalu rzucali w sir Alexa Fergusona pizzą. Takich scen mógłbym wymienić jeszcze kilka, ale nie ma to już sensu. Najnowsza historia to niesamowity mecz z ubiegłego sezonu, gdy Manchester rozgromił swojego rywala aż 8:2, a także, co oczywiste, transfer Robina van Persiego na Old Trafford. Sam muszę przyznać, iż przed tym zakupem miałem mieszane uczucia, bo sir Alex Ferguson niemal nigdy nie wykupował gwiazd od ligowych, lecz nie tylko, rywali. Szkot wolał zawsze pozyskiwać młodych i uzdolnionych (Jones, Smalling, Nani, Powell, Anderson etc.) bądź piłkarzy powszechnie niedocenianych (Carrick, Valencia, Vidić etc.). A ten transfer nieco 'zaburzył harmonię'. Jedank z perspektywy dnia dzisiejszego wiem, że to był strzał w dziesiątkę i śmiało mogę powiedzieć, że był to najlepszy zakup Szkota od lat. Oczywiście na Old Trafford nie będzie tak gorąco jak na Emirates, ale osoba Holendra dodaje smaczku tej rywalizacji. W tym momencie chciałbym też nieco uderzyć do fanów Arsenalu, którzy zaczęli wieszać psy na takich piłkarzach jak Nasri, Toure, Fabregas czy właśnie van Persie. Pragnę bowiem zauważyć, iż żaden z nich nie zdradził barw klubowych (bo takim byłoby przejście do Spurs), a zmienił tylko klub na lepszy. Każdy z nich chciał, po prostu, odnosić sukcesy. Czasy, gdy także Arsenal gwarantował trofea już minęły i kibice tej drużyny powinni to zaakceptować, lecz to oczywiście nie powinno zmniejszać ich miłości do klubu. A jak będzie w sobotę? Stawiam na raczej pewne zwycięstwo Manchesteru, powiedzmy 3:1. Van Persie na pewno coś właduje.
Marek Koktysz, redaktor Ekstraklasa.net i Gunners.com.pl, frakcja Arsenalu napisał:
Jednego jestem pewien. Nie będzie drugiego 8:2. Takie rzeczy zdarzają się raz na... naprawdę wiele lat (nie chcę tu przesadzić). Myślę, że Kanonierzy noszą w sobie chęć zemsty za tamto upokorzenie – prawie tak jak Roy Keane, kiedy czekał na słodką zemstę na Haalandzie. Piłkarz Czerwonych Diabłów czekał 4 lata, ale się doczekał. Czy Arsenal zemści się już w sobotę (czyt.rozgromi przeciwnika)? Patrząc realistycznie – nie. W niesamowitej pogoni w meczu Capital One Cup przeciwko Reading zagrał skład, którego nie zobaczymy w sobotę – przynajmniej większej jego części. Zagrają natomiast piłkarze, którzy męczyli się z QPR, by w końcu wtoczyć piłkę do bramki przeciwnika, grającego w „10”. Mimo wszystko liczę na dobre nastawienie i walkę na noże. Oba zespoły grają bardzo ofensywny futbol, więc bramki są pewniakiem. Stawiam na remis – 2:2.

Polecamy