menu

Makuch: Mamy skład, który może powalczyć z każdym

14 lipca 2013, 12:12 | Łukasz Madej/Gazeta Krakowska

Marcin Makuch spędził już w Sandecji niemal pięć. Teraz przedłużył umowę na kolejny sezon. - Zawsze mówiłem, że bardzo dobrze czuję się w Nowym Sączu. Powtarzałem, że dopóki klub ze mnie nie zrezygnuje, ja z Sandecji nie odejdę – zapewnia piłkarz.

Marcin Makuch
Marcin Makuch
fot. KOW/Gazeta Krakowska

Sytuacja kadrowa w Sandecji (ANALIZA)

Przedłużył Pan umowę z Sandecją Nowy Sącz na kolejne rozgrywki. Czemu nie na dłużej?
Taka była propozycja ze strony prezesów klubu. Mi pasuje. Rok, dwa czy pięć - na tyle się znamy, że po sezonie znowu będzie można kontrakt przedłużyć. Jestem osobą elastyczną.

W Nowym Sączu jest już Pan niemal pięć lat. Sandecja stała się dla Pana pewnie tak samo wyjątkowa jak Hutnik Kraków [Makuch jest wychowankiem tego klubu - przyp. ŁM].
No tak. Nigdy się nie zapomina, skąd człowiek wyszedł. Hutnik był i zawsze będzie moim pierwszym klubem. Natomiast nawet na Suchych Stawach w seniorskim zespole nie byłem tak długo. Nie ma co mówić, w Sandecji czuję się jak w domu.

Długo podpisu na nowej umowie Pan jednak nie składał. Szczerze - nie było ochoty zmienić jednak barw klubowych?
Ja na pewno tego nie chciałem. Z mojej strony nie było żadnych ruchów. Zawsze też mówiłem, że bardzo dobrze czuję się w samym Nowym Sączu. Powtarzałem, że dopóki klub ze mnie nie zrezygnuje, ja z Sandecji nie odejdę.

Inne drużyny same się do Pana nie odzywały?
Był taki chwilowy moment niepewności co do mojej przyszłości, ale szybko zostało to rozwiązane i nie zaprzątałem sobie głowy spekulacjami.

Inne drużyny same się do Pana nie odzywały?
Był taki chwilowy moment niepewności co do mojej przyszłości, ale szybko zostało to rozwiązane i nie zaprzątałem sobie głowy spekulacjami.

Ma Pan już 33 lata. Myśli czasem o tym, żeby właśnie w Nowym Sączu po raz ostatni kopnąć piłkę.
Nie patrzę w taki sposób. W ogóle nie myślę o finiszu kariery. OK, mam 33 lata, ale piłkarsko na tyle się nie czuję.

A na ile?
Odpowiem w taki sposób - lata lecą, ale boisko weryfikuje wszystko. Dopóki rywale, mówiąc w cudzysłowie, nie będą mnie obiegać, to na pewno grać w piłkę nie skończę. Jak sam poczuję, że nie nadążam... Ale wody w Wiśle musi jeszcze wiele upłynąć, żeby tak się stało.

Tym razem w Sandecji nie ma kadrowego szaleństwa.
Rewolucja nigdy nie jest dobra, bardziej powinno chodzić o ewolucję. Prezesi też już inaczej patrzą. Nie warto co rundę zmieniać po dziesięć osób. Zawsze, jak się z jakiejś maszyny wyciągnie tyle trybików, to potrzeba czasu, żeby zaczęła ona odpowiednio działać.

Dwa lata z rzędu walczyliście o utrzymanie. Pewnie nie uśmiecha się Panu trzeci kolejny taki sezon.
Właśnie te rewolucje mają tutaj naprawdę spore znaczenie, bo bardzo ważna jest pierwsza runda, w której można zdobyć dużo punktów. Rywale nie wiedzą, czego po sobie się spodziewać. Wiosna to już szachowanie. Jeśli nie ma wielu zmian, to znaczy, że zespół jest zgrany. I mam nadzieję, że my odpalimy od początku. Na pewno personalnie mamy skład, który może powalczyć z każdym.

W stronę Stróż z zazdrością Pan nie patrzy? Regionalny rywal buduje bardzo mocną ekipę.
Nie, nigdy nie patrzyłem w tamtą stronę. Ani z zazdrością, ani z czymś innym. Uważam, że gdybym miał kiedykolwiek wybierać, to zawsze wolałbym Sandecję.

Zobacz także w Gazecie Krakowskiej: Radwańska wykluczona z akcji "Nie wstydzę się Jezusa" za sesję w ESPN "Body Issue" [WIDEO]

Gazeta Krakowska


Polecamy