menu

Łukasz Budziłek: Jeszcze nie myślimy o awansie [WYWIAD]

25 listopada 2016, 08:35 | Joanna Sobczykiewicz

W naszej drużynie zbytnio nie rozmawiamy o awansie do Ekstraklasy. Może tylko w jakiś żartach, ale to nie jest temat numer jeden. Skupiamy się na każdym kolejnym przeciwniku i to jest dla nas najważniejsze. Musimy być czujni. Przed nami wyjazdowy mecz do Olsztyna. Zrobimy wszystko, by wrócić do Chojnic z trzema punktami. - powiedział w rozmowie z nami bramkarz lidera tabeli 1. ligi Chojniczanki Chojnice, Łukasz Budziłek.


fot. Wojciech Matusik/Polskapresse

Ostatni raz występowałeś w 1. lidze dwa lata temu, w barwach GKS-u Katowice. Co Twoim zdaniem zmieniło się od tamtego czasu na zapleczu Ekstraklasy?

Wydaję mi się, że jeżeli chodzi o stronę piłkarską to wiele się nie zmieniło. Jest tylko więcej drużyn z ładnymi, nowszymi stadionami, bo na przykład w Puławach, Mielcu czy Siedlcach wyglądają one w miarę w porządku. Za tamtych czasów pamiętam odwiedziny u Kolejarza Stróże czy Okocimskiego Brzesko, które nie należały do najprzyjemniejszych. Moim zdaniem to są największe różnice jakie dostrzegłem przez te dwa lata. Jeżeli chodzi o poziom piłkarski, to wydaję mi się, że nadal w tej pierwszej lidze jest dużo siłowej gry. Na dodatek jest nieprzewidywalna. Na przykład Górnik Zabrze może przegrać ze Zniczem Pruszków, który jest w dole tabeli. Jest też ciężka dla zawodnika, który przychodzi z Ekstraklasy, bo jest on przyzwyczajony do innych standardów.

Zmiana miejsca zamieszkania to nieodłączny element towarzyszący piłkarzowi. Ty też coś o tym wiesz. Z Bełchatowa przeprowadziłeś się do Katowic. Potem mieszkałeś kolejno w Warszawie, Gdańsku, a teraz w Chojnicach. Która z tych przeprowadzek była dla Ciebie najcięższa?

Najwięcej czasu poświęciłem na przeprowadzenie się z Warszawy do Gdańska. W sumie tutaj, z Gdańska do Chojnic też prawie miesiąc zajęło mi przewiezienie rzeczy czy zrobienie jakiejś większej selekcji i wywiezienia ich części do rodzinnego domu. W tym zawodzie, który wykonuje przeprowadzki są przyjemne, bo poznaje się nowe miejsca i ludzi. Zawsze jest to jakiś impuls do działania.

Ostatnio mówiłeś, że Chojniczanka przypomina Ci trochę GKS Bełchatów. W czym zauważasz to podobieństwo?

Trzeba zacząć od miast. Chojnice i Bełchatów nie są duże. Często ludzie znają się z widzenia. Pewnie bardziej w Chojnicach, bo to miasto jest jeszcze mniejsze od Bełchatowa. Trzeba też tutaj porównać organizacje klubu. Żaden z nich nie zatrudnia setek pracowników. Tutaj pracuje kilka osób, które żyją tym klubem i które dałyby się pokroić za Chojniczankę. Dzięki temu, że codziennie się z nimi spotykamy to znamy się i nigdy nie zastanawiam się czy powinienem powiedzieć tej osobie dzień dobry czy nie, jak to miało miejsce na przykład w warszawskiej Legii. Tam pracuje naprawdę bardzo dużo ludzi i czasami zdarzały się sytuacje, w których zastanawiałem się czy powiedziałem dzień dobry osobie pracującej w klubie czy może o jakiejś zapomniałem. Właśnie to, że wiele osób zna się z widzenia czy w Chojniczance, czy w GKS-ie i wielu osobom bardzo zależy na dobru tych klubów jest podobne i bardzo mi się to podoba. Podobnie budowane są też drużyny, pod takim względem, żeby gdzieś te charaktery się dopasowywały, ale też i przeciwstawiały. U nas w szatni jest bardzo wesoło i uważam, że to też jest nasza siła. Za najlepszych lat w Bełchatowie to też stanowiło o sile drużyny. Ostatnie wyniki, które osiągamy tworzą coś takiego, że Ci ludzie, którzy są zatrudnieni w klubie nie przychodzą tylko do pracy. Codziennie towarzyszy im uśmiech. Są zadowoleni z tego, co robią. Spotykają się też poza klubem, czy to na wspólnym oglądaniu meczów czy wyjściu na kawę.

Która z tych dwóch form funkcjonowania klubu jest Ci bliższa?

Nie mam problemu z tym żeby przyzwyczaić się do jakiś warunków. I tu się czuję dobrze i tam. Tak po prostu jest, że tam gdzie w grę wchodzą większe pieniądze, tym trudniej ludziom się dogadać i jeszcze bardziej ze sobą rywalizują. Nie da się ukryć, że klub pierwszoligowy z ekstraklasowym, takim mocnym w którym byłem, takim jak Lechia czy Legia różni to, że tych zawodników do grania jest mniej. Analogicznie, gdy byłem w Legii było nas około 25 czy 27. W Bełchatowie kadra liczyła mniejszą ilość piłkarzy, jednak drużyna była uzupełniana młodymi zawodnikami, wychowankami klubu.

W Chojniczance nie ustępujesz miejsca w bramce od 7. kolejki. Jak się czujesz z tym, że sztab i koledzy stawiają na Ciebie? Nie brakuje Ci mocnej rywalizacji o miejsce między słupkami, takiej jaką miałeś w poprzednich klubach?

Bardzo dobrze czuję się z tym, że występuję co tydzień i mam zaufanie zarówno trenera, jak i kolegów z drużyny. To też nie tak, że nie mam konkurencji, bo czy Kamil Miazek czy Michał Dumieński cały czas starają się wywierać na mnie presję. Michał jest akurat teraz kontuzjowany i więcej trenujemy z Kamilem. Jest to młody chłopak, który ma za sobą fajną przeszłość, bo znalezienie się w pierwszej drużynie Feyenoordu na pewno nie było przypadkowe. Nawet przez to nie można powiedzieć, że nie mam konkurencji. Ciężko zmieniać i szukać jakiś ulepszeń skoro nie przegrywamy meczów.

Od transferu do Legii minęły ponad dwa lata. Teraz, tak na spokojnie co możesz o nim powiedzieć? Żałujesz?

Absolutnie niczego nie żałuję. Zobaczyłem jak funkcjonuje wielki klub od środka i to jak jest się w drużynie z Panami Piłkarzami, bo tak trzeba określić zawodników, którzy byli wtedy w tym zespole. Nie mam czego żałować. Na pewno dużo się nauczyłem. Poznałem też futbol od zupełnie innej strony. Całą organizację, począwszy od zbiórek, obozów, dnia codziennego, żywienia, suplementacji, dbania o siebie. Dlatego wydaję mi się, że dużo wyciągnąłem z Legii. Gdybym drugi raz stanął przed taką samą decyzją to zrobiłbym dosłownie to samo. Myślałem, że moja przygoda z Legią okaże się troszeczkę dłuższa, ale nawet mimo to, podjąłbym taką samą decyzję.

Nie uważasz, że jeszcze wtedy było za wcześnie na Ekstraklasę?

Nie, absolutnie. Miałem wtedy za sobą dobre półtora roku w GKS-ie Katowice. Byłem wyróżniającym się bramkarzem na zapleczu Ekstraklasy, na dodatek 23-letnim. Dlatego jak najbardziej chciałem spróbować swoich sił wyżej. Legia to oczywiście najlepszy klub w Polsce i wtedy w tej drużynie był Dušan Kuciak, który odbierał nagrody dla najlepszego bramkarza ligi. Mimo to, nie spodziewałem się, że będę trzecim bramkarzem, a nim właśnie zostałem i może to było największym problemem. W zasadzie od mojego pierwszego dnia w Legii tak były rozdane karty.

W Legii byłeś najbardziej znany ze swojego udziału w Juniorkozaku. Czym był dla Ciebie ten program? Miałeś okazję pokazać siebie czy jednak wszystko szło zgodnie ze scenariuszem?

Zostałem poproszony o wzięcie udziału w tym programie. Zgodziłem się. Oczywiście, ja w tym Juniorkozaku broniłem na serio. W ogóle chłopakom nie odpuszczałem. Gdybym miał tylko stać, na pewno bym się na coś takiego nie zgodził. Jeżeli chcieli rzeczywiście pokazać talent tych chłopaków i to, że dobrze wróżą na przyszłość, to musieli poradzić sobie z bramkarzem o wysokich umiejętnościach.

Po tym programie było widać, że masz dobry kontakt z dziećmi. Nie myślałeś żeby w przyszłości zostać trenerem?

Wszystko zależy od tego jak to moje piłkarskie życie dalej się potoczy i na ile będę mógł je sobie poukładać od strony organizacyjnej. Zabawa z dziećmi, czy to kolegów z drużyny czy z rodziny zawsze sprawiała mi radość. Zarówno ja na nie dobrze reagowałem, jak i one na mnie.

Z Legii trafiłeś do Lechii i tam też sporo czekałeś na swoją szansę. Nie pomyślałeś przez chwilę, że w Gdańsku spotka Cię to samo co w Warszawie?

Przechodząc z Legii do Lechii chodziło o to, żeby tych spotkań z moim udziałem było więcej. Generalnie nie tak to miało wyglądać. Wszystko wydarzyło się dość późno, przez co nie mogłem od razu pokazać swoich umiejętności trenerowi, a on zdecydował się na wariant z Mateuszem Bąkiem w bramce, który miał przepracowany cały okres przygotowawczy. I znowu podobna sytuacja. Drużynie szło, wygrywaliśmy, załapaliśmy się do najlepszej ósemki. Wcześniej trener nie miał powodów żeby robić zmiany. Dopiero po meczu, który przegraliśmy z Koroną Kielce, ale mimo porażki, awansowaliśmy do grupy mistrzowskiej dostałem w niej szansę i broniłem regularnie do końca sezonu. Zajęliśmy tam bodajże piąte miejsce. Uważam, że to nie było nasze maksimum, które mogliśmy osiągnąć w tamtym momencie. Złożyło się na to kilka sytuacji. Między innymi kartki i kontuzje chłopaków, bo z tego co pamiętam to ostatni mecz z Jagiellonią graliśmy z zupełnie eksperymentalną obroną. Trudy sezonu odbiły się na drużynie i trochę nam zabrakło, by pociągnąć na tej ostatniej prostej i powalczyć o coś więcej niż piąte miejsce.

Najpierw rywalizowałeś z Bąkiem, potem pojawił się Marić. Czułeś, że w składzie zaczyna brakować dla Ciebie miejsca?

Po tych siedmiu meczach, które zagrałem pod koniec sezonu wydawało mi się, że to słońce w końcu dla mnie wyszło i kolejny sezon zacznę w bramce Lechii jako jedynka. Nie wiadomo skąd wziął się ten Marić i trenerzy uznali, że postawią na niego. Oczywiście nie mam im za złe, że tak zrobili. Ja czekałem ponad pół roku na swoją szansę. Trener Nowak mi ją dał, ale niestety w tamtym momencie jej nie wykorzystałem. Zagrałem w dwóch meczach, w których powinienem zachować się lepiej. To już jednak za mną. Teraz jestem na wypożyczeniu. Mam nadzieję, że Lechia też patrzy na to, jak wygląda moja gra w Chojnicach i zobaczymy co będzie po okresie wypożyczenia.

Po Twoim odejściu kibice w Lechii byli niezadowoleni i część z nich twierdziła nawet, że zostali bez bramkarza.

To tylko opinia kibiców. W tym wypadku dla mnie miła, ale jeżeli tak jeszcze nie było w przeszłości to pewnie będzie w przyszłości, że będzie mniej pochlebna. To trener ustala skład i to on decyduje kto występuje, a kto jest bramkarzem numer dwa. Ja w zasadzie od początku okresu przygotowawczego byłem bramkarzem numer trzy, bo nawet nie dostałem szansy zagrania w jakimkolwiek sparingu. Dlatego szukałem dla siebie innej opcji. Okazało się nią właśnie wypożyczenie do Chojniczanki, z którego jestem bardzo zadowolony.

Czy to, że Lechia zdecydowała się rozwiązać rezerwy było jednym z powodów, dla których zdecydowałeś się na wypożyczenie do Chojniczanki?

Nie. Trzecia liga to poziom, który mnie nie interesuje. Wybierając pomiędzy trzecią ligą, a pierwszą każdy wybierze pierwszą. Ja też się na coś takiego zdecydowałem, mimo że gorzej wyszedłem na tym finansowo. To jest jednak poziom centralny i taki, z którego bezpośrednio kluby z Ekstraklasy wyciągają dla siebie wyróżniających się piłkarzy. Mam nadzieję, że ja też będę takim zawodnikiem.

Utrzymujesz bardzo dobry kontakt z wieloma piłkarzami. Czy przed przyjściem do Chojnic znałeś kogoś z tej drużyny? Mogłeś zadzwonić, poradzić się?

W drużynie jest Hieronim Gierszewski, który też występował ze mną w Lechii Gdańsk. Jest też Wojtek Lisowski, którego znałem wcześniej. Dlatego gdzieś tam opinii zaciągnąłem, ale najważniejsze były rozmowy tutaj z trenerami i prezesami i to, jak oni to widzą. Dzięki temu tutaj trafiłem.

Masz też bardzo dobry kontakt z Michałem i Mateuszem. Z biegiem czasu Wasze drogi się porozchodziły. Śledzisz dalej to, co się u nich dzieje?

Mamy ze sobą stały kontakt. Z Mateuszem i Michałem Makiem mamy też grupę na WhatsApp'ie, która służy do skonsolidowania wszystkich i tam każdy wrzuca newsy dotyczący swojego życia, żeby wszyscy byli na bieżąco. Mimo tego też telefonujemy do siebie na FaceTime, czy z Mateuszem normalnie bo jest w kraju. Jak wiadomo Michał teraz jest w Arminie Bielefeld. Zrobił ruch, z którego podejrzewam nie do końca jest zadowolony, bo też nie gra. Mateusz leczy kontuzję i z tego miejsca życzę mu dużo zdrowia. Dla nich kiedyś też wyjdzie słońce i wydaje mi się, że trafią jeszcze do mocnych, europejskich klubów.

Zostając przy tym temacie, ciężko nie wspomnieć o ostatnim meczu z Zagłębiem Sosnowiec. Rozmawialiście o nim wcześniej z Kubą Szumskim?

Muszę przyznać, że chwilę rozmawialiśmy o tym, jak to może wyglądać. Oczywiście jakieś uszczypliwości przy tym musiały być, ale zdecydowanie dłużej rozmawialiśmy po meczu ze względu na kontrolę antydopingową. Nasz wyjazd ze stadionu opóźnił się przynajmniej o godzinę więc trochę z Kubą porozmawialiśmy i mieliśmy okazję, by przeanalizować na gorąco to spotkanie. Nie da się ukryć, że był to przyjemny wyjazd. Punkt wywieziony z Sosnowca na pewno trzeba szanować, chociaż z perspektywy meczu można było pokusić się nawet o zwycięstwo. Jeżeli spojrzymy na całe spotkanie to i w pierwszej połowie mieliśmy bardzo dobrą okazję do zdobycia bramki, i w drugiej nasz początek był bardzo mocny. Dlatego gdybyśmy zdobyli z tych trzech, czterech sytuacji dwie bramki to ten mecz wyglądałby zupełnie inaczej. Jednak na koniec jak najbardziej szanujemy ten punkt i dopisujemy go do swojej puli. Chcemy, by przed zimą było ich jak najwięcej. Z Sosnowca wracaliśmy zadowoleni.

Kiedy decydowałeś się na przejście do Chojniczanki wiedziałeś jak wyglądała sytuacja drużyny w ubiegłym sezonie? Zaskoczył Cię jej potencjał?

Nie wiedziałem jak wyglądała sytuacja Chojniczanki w poprzednim sezonie, bo przyznam szczerze, nie śledziłem tego. Na przejście tutaj zdecydowałem się dopiero 31 sierpnia, w ostatni dzień okienka transferowego. Nie ukrywam, że czekałem na propozycję z Ekstraklasy, ale nie udało się tam znaleźć miejsca dla siebie. Trener Bartoszek był bardzo konkretny. Widział mnie w swojej drużynie, dlatego razem z menadżerem podjęliśmy decyzję, że najlepszym wyjściem na te najbliższe kilka miesięcy będzie przyjście tutaj i rozegranie jak największej ilości meczów.

Który mecz w barwach Chojniczanki był dla Ciebie najtrudniejszy?

Ciężko powiedzieć, bo nie było ich jeszcze tak dużo, ale chyba te z Sosnowca i Głogowa. To były dwa mecze, w których miałem najwięcej pracy w bramce.

Przed Wami ostatni mecz wyjazdowy ze Stomilem Olsztyn. Jak podchodzicie do tego spotkania? Macie w głowach, że w tym roku jest szansa na awans?

U nas w drużynie nawet zbytnio nie poruszamy tego tematu. Może tylko w jakiś żartach, ale to nie jest temat numer jeden. Skupiamy się na każdym kolejnym przeciwniku i to jest dla nas najważniejsze. Przypadek Floty Świnoujście sprzed kilku lat na pewno pokazuje, że nie do końca tak musi być, że lider po zimie awansuje do Ekstraklasy. Dlatego musimy być czujni. W Olsztynie będziemy grać o trzy punkty, które chcemy przywieźć do Chojnic. Trzeba bardzo dobrze przygotować się w zimie i walczyć od pierwszego meczu z GKS-em Katowice tutaj w Chojnicach.

U Was tak jak w Zagłębiu doszło w trakcie sezonu do zmiany trenera. Wy ciągle zdobywacie punkty, a Zagłębie je traci. Twoim zdaniem, czym to jest spowodowane?

Różnica jest taka, że trener Hermes był częścią sztabu trenera Bartoszka. Filozofia jego pracy, a właściwie ich wspólna jest kontynuowana. Za wiele się nie zmieniło w naszym treningu, podejściu do meczu czy sposobie gry. Znowu w Zagłębiu Sosnowiec, trener Magiera i trener Mandrysz preferują granie piłką dołem, ale inaczej wyglądają obsadzenia personalne, stąd te wyniki są trochę inne. Dla mnie to, że jesteśmy wyżej w tabeli od Zagłębia jest powodem do radości i jestem z tego dumny.

Tak na koniec, jak zaczęła się Twoja przygoda z wędką?

Z prostej rzeczy. Pewnie większość młodych chłopaków została zarażona przez ojca, tak było i w moim wypadku. On też lubi wędkować. Zabierał mnie może nie na wyprawy, ale na krótkie, wieczorne spławikowanie. Tak się zaraziłem i zrobiłem z tego swoje hobby. Jest to mój sposób na spędzenie wolnego czasu, na dodatek bardzo przyjemny, relaksujący i dający mi spokój po tych emocjach, które towarzyszą w naszych meczach.

W Chojnicach też znajdujesz na to czas?

W Chojnicach jeszcze nie byłem na żadnych rybkach. Czekam na koniec rundy jesiennej. Mam zaplanowane wypady na łososia i sandacza, także pod względem mojego hobby na pewno nie będę próżnował na wolnym.

Rozmawiała: Joanna Sobczykiewicz


Polecamy